- Polskie rolnictwo nie będzie w stanie konkurować z Ukrainą, ale może skorzystać dzięki rozwojowi przetwórstwa i pośrednictwa w handlu - mówi Czesław Siekierski, nowo powołany minister rolnictwa, PSL.

Jakie zasadnicze zmiany czekają polskie rolnictwo po okresie kierowania resortem przez PiS?

Rolnictwo jest specyficznym sektorem gospodarki – produkcja rolna ma charakter ciągły, a zmiany w rolnictwie nie dokonują się szybko. Musimy brać pod uwagę, że jesteśmy w UE, mamy wspólną politykę rolną, a także jednolity wspólny rynek, gdzie obowiązuje określona konkurencja. W rolnictwie powinna być kontynuacja pewnych działań i rozwiązań, niezależnie od tego kto wcześniej rządził.

Jednocześnie też niezbędne są pewne zmiany. Niestety wcześniej rządzący niekoniecznie w pełni dostrzegali zmieniające się warunki ekonomiczne prowadzenia działalności rolniczej. Za zapowiedziami i obietnicami nie szły konkretne rozwiązania bądź pojawiały się one z dużym opóźnieniem. Stąd polscy rolnicy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej. Konieczna będzie szybka interwencja i działania ze strony rządu w ograniczaniu dalszego spadku opłacalności produkcji rolnej. Obecna trudna sytuacja w rolnictwie, narastające problemy rolników, wojna w Ukrainie, problemy z zachowaniem bezpieczeństwa żywnościowego to elementy, które będą wymagać pogłębionej analizy.

Mówi pan o konieczności poprawy dochodowości – jakie ma być polskie rolnictwo za cztery lata?

W Polsce wzrasta znaczenie wyspecjalizowanych i wyso kotowarowych (produkujących na sprzedaż oraz eksport – red.) gospodarstw rolniczych. Niemniej jednak oprócz tych gospodarstw towarowych funkcjonują również mniejsze i średnie gospodarstwa o relatywnie ograniczonej skali koncentracji, wysokich nakładach pracy własnej, zróżnicowanych źródłach dochodów, ale pełniące wiele funkcji pozaprodukcyjnych w rolnictwie.

Na pewno będziemy działać na rzecz większego, bezpośredniego powiązania gospodarstw rolnych z przetwórstwem i handlem na rzecz długookresowych umów.

Chcemy też dalej rozwijać system ubezpieczeń, poprawić przepływ ziemi poprzez bezpieczny, ustawowy system dzierżaw. Ważnym aspektem będzie także wsparcie sprzedaży bezpośredniej, rolniczego handlu detalicznego, czego efektem będzie m.in. lepsze upowszechnianie się produktów lokalnych i regionalnych, skracanie kanałów dystrybucji i zwiększenie dochodów rolników.

Co dalej z embargo na zboże ukraińskie – utrzymujemy czy zdejmujemy?

Będę czynił wszystko, aby obecnie funkcjonujące embargo utrzymać. W perspektywie odbudowy ukraińskiego sektora rolnego konieczne jest wypracowanie wspólnych rozwiązań rynkowych pomiędzy Ukrainą a Unią. Chodzi o to, aby przede wszystkim przestrzegać zasad bezpieczeństwa i jakości żywności.

Otwarcie rynku europejskiego na produkty rolne z Ukrainy może w przyszłości całkowicie zdestabilizować nie tylko rynek krajowy, lecz także rynek europejski. Poprzedni rząd spóźnił się z działaniami osłonowymi w zakresie nadmiernego importu z Ukrainy. Nie było jasnej koncepcji i odpowiedniej strategii działania w związku ze znaczącym napływem produktów rolnych ze Wschodu.

Oczekuje pan też działań ze strony Brukseli?

Jeżeli nie będziemy w stanie ujednolicić kryteriów konkurencji na rynku rolnym – w tym również standardów jakościowych dotyczących produktów z Ukrainy – to polscy i europejscy rolnicy znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. Największe obawy budzi to, że Ukraina nie stosuje tak wysokich standardów jakościowych, jak ma to miejsce w Polsce i w Unii. A zachowanie wysokich standardów – takich jak: ochrona środowiska, dobrostan zwierząt, bezpieczeństwo żywności – to przede wszystkim wysokie koszty produkcji decydujące o konkurencyjności na rynku międzynarodowym. Dlatego niezbędne są pilne i konkretne decyzje polityczne na poziomie unijnym i krajowym.

Unia powinna wprowadzić pewne regulacje związane z nadmiernym napływem produktów rolnych z Ukrainy na obszar UE. Dlatego muszą zostać wymuszone na Komisji Europejskiej nowe rozwiązania w tym zakresie. Zdążyłem to już przedstawić premierowi Tuskowi, który 14–15 grudnia weźmie udział w szczycie Rady Europejskiej i zapewne będzie chciał ten temat przedstawić. Ale pamiętajmy o tym, że tego typu decyzje w UE są podejmowane bardzo powoli.

UE może być niechętna, by szkodzić Ukrainie…

Należy pomóc Ukrainie w taki sposób, aby ich eksport surowców rolnych był kierowany w te regiony świata, które potrzebują ukraińskiego zboża i żywności. To wymaga jednak szerszego podejścia niż na szczeblu unijnym, gdyż jest to związane z procesami globalizacji zachodzącymi na światowych rynkach rolnych. Musimy brać również pod uwagę to, że z wielu rynków światowych Ukraina została wypchnięta przez Rosję.

Jaki ma pan pomysł na długofalowe rozwiązanie kwestii tanich surowców rolnych z Ukrainy?

Polskie rolnictwo nie będzie w stanie konkurować z Ukrainą w produkcji rolnej. Potencjał produkcyjny ukraińskiego rolnictwa jest olbrzymi, dodatkowo Ukraina ma lepszy klimat do uprawy płodów rolnych, a połowa ich gleb to czarnoziemy. Polska może jednak wykorzystać sytuację napływu tańszych surowców z Ukrainy dzięki rozwojowi przetwórstwa i byciu pośrednikiem w handlu. Zatem należałoby wykorzystać polskie przetwórstwo do efektywnego przetwarzania tanich surowców z Ukrainy, czego rezultatem byłoby uzyskanie dodatkowych wartości i marż przetwórczych.

Innym potencjalnym rozwiązaniem wykorzystania tańszego surowca z Ukrainy mogłoby być przetworzenie ich na biopaliwa, a także ich reeksport na inne rynki unijne oraz poza UE. Jednak do tego potrzebna będzie rozbudowa infrastruktury kolejowej, drogowej, a także budowa terminala zbożowego, aby przetworzone surowce sprawniej przesyłać dalej do innych krajów. Polscy producenci i eksporterzy żywności muszą szukać swoich przewag konkurencyjnych nie tylko w cenie towarów, lecz także w wartości dodanej i budowaniu wspólnych marek.

Jak widzi pan współpracę z UE, biorąc pod uwagę, że polskie rolnictwo konkuruje z rolnictwem niemieckim, francuskim czy duńskim?

Rolnictwo europejskie funkcjonuje według rozwiązań określonych we wspólnej polityce rolnej. Mamy jednolity rynek europejski, na którym odbywa się wolny przepływ towarów, a więc realizowana jest pełna konkurencja w obszarze rolnictwa europejskiego. Trzeba podkreślić, że rolnicy niemieccy, duńscy czy francuscy korzystają od wielu lat ze wsparcia finansowego w ramach WPR. Na początku lat 80. XX w. wydatki na WPR stanowiły prawie 70 proc. budżetu UE, a w obecnym okresie 2021–2027 jest to już tylko ok. 30 proc. całkowitego budżetu. Rolnictwo starych krajów członkowskich zostało doposażone i przebudowane wiele lat temu. My to wszystko dopiero czynimy, choć skala zmian w polskim rolnictwie i na obszarach wiejskich w okresie naszej prawie 20-letniej obecności w UE jest znacząca.

Należy również dodać, że rolnictwo niemieckie, francuskie czy holenderskie jest lepiej zorganizowane, ma trwałe formy powiązań z przetwórstwem oraz handlem spożywczym. Dla przykładu hodowcy duńscy są również właścicielami ubojni i korzystają z zysków osiąganych już na etapie przetwórstwa danego surowca.

Możliwe są zasadnicze zmiany w założeniach WPR po 2027 r.?

Czeka nas poważna dyskusja nad wspólną polityką rolną w 2027 r. Inwazja Rosji na Ukrainę stworzyła niezwykłą sytuację, która wymaga nowego spojrzenia na cele wyznaczone przez Europejski Zielony Ład i realizowane przez WPR. Wyrazem tej potrzeby jest rozpoczęta dyskusja nad przemodelowaniem nowych obowiązków nakładanych na rolników. Zbyt wygórowane, nie zawsze racjonalne wymogi środowiskowe, klimatyczne są bardzo kosztowne. Wszystko to będzie wymagać zwiększonych nakładów ze strony rolników, a ustalony nowy budżet na WPR na lata 2023–2027 może się okazać niewystarczający na realizację zwiększonych obowiązków i przyszłych nowych wyzwań.

Wprowadzenie zbyt ambitnych wymogów będzie prowadzić do wzrostu kosztów produkcji ponoszonych przez rolników, a to dalej będzie się przekładać na wzrost cen produktów na rynku, za co finalnie zapłacą konsumenci. Dlatego też spełnienie tych dodatkowych wymagań przez rolników będzie wymagało również wsparcia ze strony budżetu krajowego. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski