Ukraińscy rolnicy rozpoczęli najtrudniejszy sezon od końca II wojny światowej. Zapasów wystarczy na krajowe potrzeby, ale może nastąpić załamanie eksportu.
Ukraińscy rolnicy rozpoczęli najtrudniejszy sezon od końca II wojny światowej. Zapasów wystarczy na krajowe potrzeby, ale może nastąpić załamanie eksportu.
Rosjanie coraz częściej ostrzeliwują składy paliw w zachodniej Ukrainie. W sobotę celem rosyjskiego ataku były takie obiekty w Dubnie nieopodal Równego i we Lwowie. W niedzielę rakiety poleciały w stronę podobnej bazy w Łucku. Paliwo jest teraz niezbędne nie tylko armii, lecz także rolnikom w trakcie rozpoczętej kilka dni temu kampanii siewnej.
– Skład paliw został mocno zniszczony. Całą noc trwało gaszenie pożaru. Dzięki Bogu obyło się bez ofiar – mówił wczoraj mer Łucka Ihor Poliszczuk. Lwowski portal 032.ua pisze, że lokalny skład został całkowicie zniszczony. Strażacy do rana walczyli z pożarem. Teren został ogrodzony przez służby. Ukraińskie władze centralne bardzo oględnie komentują zniszczenia tego typu obiektów. Nie podają też, ile paliwa spłonęło. – Nie mamy prawa udzielać takich informacji – tłumaczy DGP Ołeksandr Chorunży, rzecznik Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS). – Wróg ma na celu zniszczenie infrastruktury naszego kraju niezależnie od rozpoczęcia kampanii siewnej. Warto dodać, że lwowski skład jest otoczony przez osiedla mieszkaniowe. Atak był więc elementem terroru i zastraszania wobec ludności cywilnej – dodaje.
Władze obawiają się deficytu paliwa. Jego ceny na stacjach rosną, choć parlament jeszcze 15 marca skasował akcyzę na paliwo i obniżył stawki VAT z 20 proc. do 7 proc. Mieszkańcy od razu po rozpoczęciu inwazji zaczęli tankować na zapas, także w ramach przygotowań do opuszczenia swoich miejscowości. Władze odpowiedziały wprowadzeniem limitów; na stacjach kierowcy samochodów osobowych mogą jednorazowo kupić 20 litrów paliwa. Do tego mogą dochodzić problemy z importem benzyny, którą przed wojną sprowadzono w dużej mierze z Białorusi. Teraz Ukraina w przyspieszonym tempie przestawia się na zakupy z państw Unii Europejskiej, zwłaszcza z Niemiec, Polski i Węgier. W niektórych regionach zdarzają się już problemy z podażą. Tymczasem gospodarka wielu z nich jest oparta na rolnictwie, a rolnicy do rozpoczęcia prac polowych potrzebują ogromnych ilości ropy. W obwodzie odeskim gospodarstwa dysponują 46 proc. niezbędnego paliwa.
Według ocen rządu wojna sprawi, że zbiory będą w tym roku o 30 proc. niższe, co eksperci oceniają jako wariant optymistyczny. Władze, obawiając się niedoborów na rynku wewnętrznym, ograniczyły eksport pszenicy i kukurydzy. Teraz spółki sprzedające za granicę te rodzaje zboża będą musiały otrzymać zgodę ministerstwa polityki agrarnej. Łatwość otrzymywania licencji będzie najpewniej zależna od rozmiaru spadków produkcji. Priorytetem jest wykarmienie Ukraińców.
Problemy z paliwem to niejedyny kłopot rolników. Niektóre pola zostały zaminowane albo znajdują się na nich liczne niewybuchy. – Będziemy z tym problemem zmagać się przez lata. Do tej pory natrafiamy przecież na niewybuchy z czasów I albo II wojny światowej – mówi Chorunży. – Apelujemy do rolników, by nie próbowali sami rozminowywać terenu. Lepiej wezwać na pomoc specjalistów – dodaje.
Prace polowe są utrudnione nie tylko na terenach aktywnych działań wojskowych, lecz także na tych zajętych przez Rosjan. Z obwodów chersońskiego i czernihowskiego płyną informacje o utrudnianiu pracy rolnikom. Najeźdźcy konfiskują traktory, które następnie służą do ewakuacji zniszczonego ciężkiego sprzętu wojskowego. – Strona rosyjska zablokowała pewne terytoria i nie dopuszcza na nie paliwa, nasion i nawozów. Rolnicy mają dylemat: z jednej strony stoją czołgi, a trzeba iść w pole, zaś z drugiej strony dostawy z Ukrainy zostały zablokowane – mówił Deutsche Welle Roman Łeszczenko, który do 23 marca był ministrem polityki agrarnej. W jego ocenie uda się zebrać plony tylko z 4 mln ha spośród 6,5 mln ha obsianych przed inwazją pszenicą ozimą. W przypadku roślin jarych z 15,5 mln ha przeznaczonych na ich uprawę uda się obsiać jedynie 7 mln ha.
Ukraina należy do największych producentów żywności, więc nawet poważne ograniczenie produkcji nie doprowadzi do głodu w kraju. – Mamy dwuletnie zapasy pszenicy, kukurydzy i oleju. Wystarczy – mówił Łeszczenko. Jednak z powodu ograniczenia eksportu ucierpią liczne państwa świata. – Dostarczamy światu połowę produkcji oleju słonecznikowego. Nie da się go szybko zastąpić. Ostatni miesiąc pokazał, na ile Ukraina jest nierozłączną częścią Europy w sensie ekonomicznym – powiedziała portalowi Mind.ua Olha Trofimcewa, była szefowa resortu polityki agrarnej. – Ukraina żywiła 400 mln ludzi z całego świata. Wiele regionów czeka głód. Nie mamy problemu z klientami, lecz z tym, jak im dostarczyć naszą produkcję – dodawał Łeszczenko. Porty w Berdiańsku i Mariupolu są okupowane, a dostęp do Odessy jest ograniczony przez miny. Ukraińcy chcą przestawić część handlu zagranicznego na rzeczne porty w Izmailu i Reni, ale są one zbyt małe w stosunku do potrzeb.
W wariancie optymistycznym zbiory mogą spaść o 30 proc.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama