Do niedawna byłem pewny, że największe zagrożenie w lesie może mnie spotkać ze strony kleszczy czy trujących grzybów. Moje spojrzenie na ten temat uległo jednak diametralnej zmianie za przyczyną przegłosowanej w Senacie specustawy dotyczącej zwalczania ASF. Wprowadzi ona bowiem nowe szerokie kompetencje dla myśliwych. Po lekturze jej przepisów dochodzę do wniosku, że wychodząc na grzyby do lasu lepiej zaopatrzyć się już nie tylko w koszyk, ale również w kamizelkę kuloodporną i adwokata.
Bartosz Michalski / Media

Wspomniana ustawa o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt (druk sejmowy nr 87) zwana powszechnie jako „lex Ardanowski” została przegłosowana w izbie wyższej bez poprawek zaledwie jednym głosem. Jej cel jest jak najbardziej słuszny. Afrykański pomór świń jest bardzo realnym problemem, który z roku na rok narasta. Pojawia się coraz więcej ognisk tej choroby i to w nowych miejscach w Polsce. Powoli zbliża się do Wielkopolski, gdzie mamy największą produkcję świń w kraju. Należy zatem zdecydowanie przeciwdziałać temu wirusowi. Czy jednak przewidziane metody to nie jest wylanie dziecka z kąpielą? Niestety jak najwięcej na to wskazuje.

Rząd wpadł na pomysł, że najskuteczniejszą walką z ASF będzie masowy odstrzał dzików. One bowiem roznoszą tę chorobę. Niby brzmi prosto. Wraz z dzikami zniknie problem. Ktoś jednak w tym miejscu może racjonalnie powiedzieć „hola, hola, przecież to wcale nie jest nic nowego. Wszak już od co najmniej grudnia 2015 roku mówi się o tych odstrzałach, a problem wcale nie został rozwiązany!”. A i owszem. Teraz jednak ministerstwo postanowiło wypowiedzieć dzikom wojnę (to słowo w dalszej części tekstu nabierze jeszcze mocniejszego akcentu) na niespotykaną dotąd skalę. W pierwszej linii frontu mają stanąć myśliwi wyposażeni w nowe uprawnienia i… broń z tłumikami. W tym miejscu pewnie niektórzy przecierają oczy ze zdumienia (uszu nie warto, wszak strzałów i tak nie będzie słychać). Zdaniem jednak legislatorów jest to jednak konieczne w skutecznej walce z tym groźnym przeciwnikiem. Jak możemy przeczytać w uzasadnieniu do projektu tej ustawy wyposażenie broni w tłumiki „umożliwi skuteczny odstrzał dzików, przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka przepłaszania watah (co sprzyja rozprzestrzenianiu się ASF) w związku z ograniczeniem huku towarzyszącego wystrzałowi. Ponadto używanie tłumików huku spowoduje, że odstrzał sanitarny dzików prowadzony w porze nocnej, na terenach zurbanizowanych, stanie się mniej uciążliwy dla mieszkańców.”. Nie wiem jak wspomniani mieszkańcy terenów zurbanizowanych, ale ja na ich miejscu wolałbym wiedzieć kiedy ktoś strzela koło mojego domu. Chociażby dlatego, aby mieć szansę gdzieś uciec, albo jak kto woli: wykonać taktyczny odwrót.

Nie uspokajają też doniesienia o kolejnych rannych, którzy zostali postrzeleni podczas polowań. Ostatnia taka sytuacja miała miejsce raptem kilka dni temu. Koło Łowieckie z Mszczonowa zorganizowało, a jakże, polowanie na dziki. Oczywiście w celu walki z ASF. Nim jednak przyszła zwierzyna to myśliwy zdążył postrzelić swojego kolegę. Również myśliwego. Tutaj nawet nie był potrzebny tłumik.

No dobrze, zostawmy już tych myśliwych. Wspomniałem wcześniej, że słowo „wojna” w dalszej części niniejszej opinii nabierze zupełnie innego charakteru. Już spieszę z wyjaśnieniami. „Lex Ardanowski” przewiduje bowiem również, że „w sytuacji kryzysowej użycie innych sił i środków jest niemożliwe lub może okazać się niewystarczające Minister Obrony Narodowej, na wniosek wojewody, może przekazać do jego dyspozycji doraźne zgrupowanie zadaniowe sformowane z żołnierzy, którzy posiadają uprawnienia do wykonywania polowania, celem użycia ich do odstrzału (…)”. Jak widać wojna w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie wiem czy ten przepis zostanie w praktyce wykorzystany, ale sama perspektywa ruszenia z bagnetami na dziki wydaje mi się… co najmniej nieproporcjonalna.

Chociaż może w tym szaleństwie jest metoda? Wszak myśliwi będą mogli polować z tłumikami. Ciężej też zauważyć ich w lesie. Nie to co taki czołg (może się okazać, że sami żołnierze nie wystarczą i ustawodawca pójdzie krok dalej). Wtedy będzie wiadomo: trzymać się z dala od lasu, trwa polowanie.

Przeciwnicy ustawy zarzucają, że odstrzał dzików nie wystarczy. To człowiek najbardziej pomaga rozprzestrzenianiu ASF. Chory dzik nie przejdzie przecież powiedzmy na to 100 czy 200 km. A krew na butach czy oponach spokojnie pokona taki dystans. Dlatego tak ważna jest bioasekuracja. Niestety o tym nie mówi się zbyt wiele.

Na początku tekstu wspomniałem również, że nie tylko kamizelka kuloodporna przyda się w lesie na grzybach, ale również… adwokat. Dlaczego? Otóż w ustawie przewidziano również nowy rodzaj przestępstwa polegający na celowym utrudnianiu lub uniemożliwieniu polowania. Każdego, a nie tylko odstrzału sanitarnego. Czym jest owo „celowe utrudnianie polowania” już jednak nie wyjaśniono. Możemy być więc pociągani do odpowiedzialności karnej (przewidziana sankcja to nawet rok pozbawienia wolności) na podstawie niejasnych kryteriów. Nie trudno wyobrazić sobie sytuację, w której idziemy niczego nieświadomi na grzyby do lasu i zostajemy postrzeleni. Nasze problemy się jednak na tym mogą nie skończyć, wszak mogliśmy przecież przeszkodzić w polowaniu. Wątpliwości budzi również wspomniana sankcja, która może wynieść nawet rok więzienia. Znacznie więcej niż w przypadku utrudniania Straży Pożarnej przy gaszeniu pożaru. Tam mamy bowiem do czynienia z wykroczeniem, które jest zagrożone karą aresztu, grzywny albo nagany.

Specyficzne warunki pogodowe w postaci stosunkowo ciepłej zimy ponoć spowodowały wysyp grzybów w lasach. Nie pozostaje mi nic innego jak znaleźć koszyk, przewodnik po grzybach jadalnych, kamizelkę kuloodporną i adwokata.