Ściana wschodnia od Suwałk po Lublin, a także Warszawa i okolice to obszary najbardziej zagrożone na ten moment ASF, czyli afrykańskim pomorem świń dziesiątkującym trzodę chlewną w Polsce. Rozprzestrzeniająca się choroba nie jest groźna dla ludzi, ale generuje straty finansowe u hodowców: konieczność wybijania całych stad i ograniczenia dotyczące sprzedaży świń lub wieprzowiny.
Rząd i parlament zdają sobie sprawę, że sytuacja jest coraz poważniejsza. W tym celu na ostatnim posiedzeniu w 2017 r. Sejm przyjął specustawę o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Zawarta tam regulacja wywołuje ostry sprzeciw lekarzy weterynarii. „W art. 16 ustawy, która w założeniach rządu ma służyć walce z afrykańskim pomorem świń, znalazł się zapis, który umożliwia wyznaczenie przez Powiatowego Lekarza Weterynarii do prac urzędowych lekarzy weterynarii będących pracownikami Inspekcji Weterynaryjnej z innych powiatów” – zwraca uwagę Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna (KILW). Co to oznacza? Rzecznik KILW Witold Katner wyjaśnia wprost: – Etatowi pracownicy inspekcji walczący z ASF mają od teraz możliwość dorobienia sobie po godzinach. Kończą pracę w swoim inspektoracie o 16–17, po czym jadą do sąsiedniego powiatu na kolejnych kilka godzin. Z naszego punktu widzenia nie jest to żadne usprawnienie walki z ASF, a wręcz przeciwnie. W grę wchodzi zwykłe ludzkie zmęczenie i spadek efektywności działania – przestrzega nasz rozmówca.
W opinii środowiska, ze strony rządu jest to nie tyle próba skuteczniejszego zwalczania ASF, ile ucieczka przed zwiększeniem niskich wynagrodzeń lekarzy weterynarii. – Ustawodawca uznał, że ponieważ sytuacja finansowa weterynarzy jest kiepska, to sposobem na jej poprawę jest umożliwienie im pracy po godzinach. To jakiś absurd. Należy zwiększyć wynagrodzenia, by zachęcić ludzi do podejmowania tej pracy. Dziś są ogromne problemy ze znalezieniem chętnych, zdarzają się powiatowe inspektoraty, w których pracuje dosłownie jeden lekarz weterynarii. Sam nie jest w stanie udźwignąć tylu obowiązków – przekonuje Witold Katner.
Jak podaje KILW, blisko 3 tys. lekarzy weterynarii w skali całego kraju zarabia między 2,5 a 3 tys. zł.
W uzasadnieniu do specustawy jej autorzy potwierdzają argumenty lekarzy, że poziom zarobków w inspekcji weterynaryjnej nie sprzyja zatrudnianiu osób o wysokich kwalifikacjach.
Poseł Adam Ołdakowski (PiS), zasiadający w komisji rolnictwa i rozwoju wsi, nie rozumie postawy weterynarzy. – Powinni zrozumieć, że mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją. ASF doszedł już do Wisły od strony wschodniej. Jeszcze kilka lat temu trzoda chlewna liczyła 18 mln sztuk, a teraz została może jakaś połowa. To oczywiście nie tylko skutek ASF, ale także tego, że wielu hodowców zrezygnowało z hodowli. Sytuacja grozi tym, że weterynarze zaczną tracić pracę, bo jak zwierząt zacznie ubywać, to czym oni będą się zajmować? – zwraca uwagę poseł. Jednocześnie nie pozostawia złudzeń, że podwyżek dla lekarzy będących pracownikami inspekcji weterynaryjnej nie będzie. – Dlaczego przez osiem lat rządów PO-PSL nie walczyli o wyższe wynagrodzenia? Niestety budżet państwa nie jest z gumy – mówi poseł.
O komentarz poprosiliśmy wczoraj resort rolnictwa. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Zmiany w funkcjonowaniu inspekcji weterynaryjnej to niejedyne nowości wynikające ze specustawy do walki z ASF. Zawarte w niej zapisy otworzyły możliwość budowania zapór zapobiegających migracji dzików zza wschodniej granicy. Zmiany w prawie łowieckim umożliwiają np., aby osoba wykonująca odstrzał sanitarny zwierząt mogła nie pójść do pracy i zachować prawo do wynagrodzenia (przez nie więcej niż 6 dni w ciągu roku).
Walka z ASF w Polsce trwa od lutego 2014 r., gdy wykryto pierwsze przypadki wirusa u dzików w woj. podlaskim. Ostatni komunikat głównego lekarza weterynarii z 19 stycznia informuje o 1040. wykrytym przypadku tej choroby.