W ostatnich latach mieliśmy kłopoty z zagospodarowaniem zebranych owoców. W tym roku problem może zniknąć. W ubiegłych sześciu latach produkcja jabłek w Polsce systematycznie rosła. Ale ten rok przyniesie spadek o 30–35 proc. – wynika ze wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego.
Zbiory się zmniejszą z powodu kwietniowych i majowych przymrozków oraz gradobić. Nie dość tego, w wielu sadach jakość jabłek jest słaba, ponieważ sadownicy mieli problemy z terminowym wykonywaniem zabiegów środkami ochrony roślin. Część z nich zrezygnowała z oprysków, obserwując zapowiadające się niskie plony na ich plantacjach.
– Spadek zbiorów sprawi, że skończą się problemy z nadmiarem jabłek na naszym rynku, ale tylko przejściowo, czyli w tym roku – uważa Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska. Bo jego zdaniem po wprowadzeniu rosyjskiego embarga polski rynek jabłek wciąż zmaga się z problemem niedopasowania struktury gatunkowej produkcji do preferencji konsumentów na rynkach eksportowych. Gatunki, które sprzedawaliśmy do Rosji, nie cieszą się popularnością w innych krajach.
To dlatego w ubiegłym roku polskie jabłka, mimo rosyjskiego embarga obowiązującego od sierpnia 2014 r., w dużym stopniu powróciły na ten rynek. Wjechały tam na obcych papierach, głównie białoruskich. Nasz eksport jabłek do tego kraju wzrósł od 2013 r. trzyipółkrotnie z 145 tys. ton do 514 tys. ton w roku ubiegłym. Sami Białorusini nie byliby w stanie skonsumować tak dużej ilości tych owoców. Nadmiar jabłek ograniczaliśmy też zwiększoną sprzedażą na Zachodzie i na innych rynkach.
– W tym roku może się okazać, że ze względu na mniejsze zbiory owoców nie będziemy w stanie podpisać wielu kontraktów z odbiorcami z krajów skandynawskich i Europy Zachodniej, gdzie w poprzednim sezonie sprzedawaliśmy już dość duże ilości jabłek – twierdzi Tomasz Solis, wiceprezes Związku Sadowników RP.
Kontrakty podpisuje się na określone ilości towaru. Przy tym poszczególni odbiorcy nie są na ogół zainteresowani podpisywaniem wielu umów, liczą na jedną, która zaspokoi ich potrzeby. – W tym roku może się okazać, że np. część grup producenckich nie będzie w stanie zaproponować takiej ilości jabłek, jaka interesuje kontrahentów – ocenia Solis. Dlatego owoce pozostaną w kraju. – W związku z tym będziemy mieli paradoksalną sytuację, będziemy mieli za mało jabłek na eksport, a za dużo na rynek krajowy – podkreśla Solis. To zaś oznacza, że mimo słabszych zbiorów ceny nie muszą wzrosnąć.
/>
– Mniejsze zbiory jabłek oraz gorsza ich jakość prawdopodobnie obniżą ich eksport o kilkanaście procent. Sprzedaż za granicę nie przekroczy 1 mln ton – twierdzi Jakub Olipra. Jeśli sprawdzi się ten scenariusz, to sprzedaż tych owoców na zagranicznych rynkach może być o ponad ćwierć miliona ton mniejsza niż w najlepszym pod tym względem 2013 r.
Równocześnie może się zwiększyć import jabłek. Tak było w roku 2007 i 2010, gdy wystąpiły znaczne straty w produkcji krajowej. Wtedy import jabłek to odpowiednio 138,4 tys. ton i 40,7 tys. ton. Jednak w następnych latach był już marginalny – w ubiegłym roku wyniósł zaledwie 11,9 tys. ton. Przywożono głównie gatunki, których u nas się nie produkuje.
Wzrost importu prawdopodobnie nie zapobiegnie systematycznemu spadkowi spożycia jabłek w Polsce. W ubiegłym roku skurczyło się ono do ok. 13 kg na osobę, podczas gdy jeszcze w 2004 r. wynosiło blisko 21 kg. Wyjątkowy był tylko 2014 r. Wtedy konsumpcja jabłek nieco wzrosła w wyniku akcji społecznych i promocyjnych, które się pojawiły po wprowadzeniu rosyjskiej blokady na nasze owoce. Zdaniem analityków spadek spożycia jabłek spowodowany jest tym, że przegrywają one konkurencję z cytrusami.