W większości krajów Unii nie wolno odsprzedawać elektronicznych wersji książek. A Trybunał Sprawiedliwości UE wciąż nie odpowiedział, czy słusznie. Brak regulacji prawnej w tej materii uderza bezpośrednio w konsumentów. Użytkownicy traktują bowiem pliki kupione w sieci jako produkt, którym mogą swobodnie dysponować. Tymczasem posiadacze praw autorskich zabraniają w swoich regulaminach odsprzedaży e-booka. Ich zdaniem kupujący nabywa bowiem jedynie licencję, ale nie może jej przekazać komuś innemu.
W większości krajów Unii nie wolno odsprzedawać elektronicznych wersji książek. A Trybunał Sprawiedliwości UE wciąż nie odpowiedział, czy słusznie. Brak regulacji prawnej w tej materii uderza bezpośrednio w konsumentów. Użytkownicy traktują bowiem pliki kupione w sieci jako produkt, którym mogą swobodnie dysponować. Tymczasem posiadacze praw autorskich zabraniają w swoich regulaminach odsprzedaży e-booka. Ich zdaniem kupujący nabywa bowiem jedynie licencję, ale nie może jej przekazać komuś innemu.
Wydawcy mają o co walczyć. Według badań spółki Virtualo wartość polskiego rynku e-booków wynosi 60 mln zł, a w 2016 r. może osiągnąć 85 mln zł.
– Artykuł 51 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2006 r. nr 90, poz. 631 ze zm.) pozwala na odsprzedaż wprowadzonego wcześniej do obrotu egzemplarza utworu, czyli utworu utrwalonego na fizycznym nośniku – wyjaśnia dr Krzysztof Siewicz, radca prawny.
Jak jednak mówi, odmienne interpretacje mogą opierać się na wyroku TSUE w sprawie UsedSoft (sygn. C-128/11), gdzie uznano, że analogiczny przepis dyrektywy o programach komputerowych pozwala także na odsprzedaż programu pobranego w postaci pliku.
– Wyrok dotyczył jednak licencji na programy komputerowe – mówi prelegent IV edycji Międzynarodowej Konferencji CopyCamp, prawnik Adrian Zwoliński.
Zdaniem mec. Siewicza ponieważ e-book to także plik, w jego przypadku zasada powinna być identyczna. To jednak nie takie proste.
– Problematyczne jest, że tradycyjnie wiąże się egzemplarz z nośnikiem materialnym, a do takich e-book w dotychczasowym ujęciu nie należy – mówi Zwoliński.
W białej księdze Komisji Europejskiej z br. można przeczytać, że obecnie nie da się podjąć decyzji w sprawie e-booków.
– Zapewne z tego powodu, że UE nie wie, jakie byłyby ekonomiczne skutki zezwolenia na powtórny ich obieg – komentował podczas CopyCamp Bernd Justin Jütte z Uniwersytetu Luksemburskiego.
Za wprowadzeniem jasnych regulacji opowiadają się głośno Niemcy. Tamtejszy sąd uznał, że odsprzedawanie treści kupionych w internecie jest niemożliwe w ramach obecnego prawa europejskiego. Argumentował, że e-booki nie mogą być porównywane do tradycyjnych książek. Zabroniono zatem ich odsprzedaży na najpopularniejszym serwisie e-booków Buch.de. Z kolei holenderski sąd uznał, że e-książki mogą być porównywane do tradycyjnych. Tamtejsi konsumenci wygrali więc prawo do odsprzedaży e-książek, ale w zamian niektórzy wydawcy wprowadzili dodatkowe zabezpieczenia, które ograniczają liczbę możliwych transakcji.
– Niejednoznaczność orzecznictwa wywołuje duże kontrowersje w środowisku prawniczym – mówi Jütte.
Sugeruje, że każdy sąd krajowy powinien kierować sprawę do TSUE, żeby wymóc na nim konkretne działania.
– Na tę chwilę kwestia odsprzedaży e-booków to klasyczny problem interpretacji prawa, której można dokonać na różne sposoby – twierdzi Zwoliński.
O wątpliwościach dotyczących elektronicznej książki rozmawiali prelegenci CopyCamp 2015, nad którym patronat sprawował DGP.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama