Firmy szukające łatwego zarobku z tytułu naruszenia praw autorskich mają coraz trudniej. Twórcy nie chcą korzystać z ich usług, konsumenci wytaczają pozwy zbiorowe, na dodatek interesują się nimi prokuratura i od niedawna Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Na początku października UOKiK wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie działań firmy Lex Superior. Pojawiły się bowiem sygnały od konsumentów o działaniach typowych dla zjawiska copyright trollingu – czyli wzywania mniej lub bardziej przypadkowych osób do zapłaty z powodu naruszenia praw autorskich. Procedura ma często charakter szantażu, gdyż zawiera groźbę procesu sądowego z dotkliwymi karami finansowymi.
– Prowadzimy monitoring rynku usług windykacyjnych – potwierdza Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK.
Jak mówi, obejmuje on w szczególności działalność przedsiębiorców specjalizujących się w egzekwowaniu roszczeń nabywców autorskich praw majątkowych lub podmiotów uprawnionych na podstawie licencji wyłącznej z tytułu naruszenia praw autorskich. Po zakończeniu tych analiz nie można wykluczyć podjęcia działań w zakresie ochrony zbiorowych interesów konsumentów, zgodnie z kompetencjami prezesa urzędu.
W opinii ekspertów to jednak wciąż za mało.
– UOKiK zaczyna rozumieć problem copyright trollingu i dostrzega jego konsumencki wymiar, ale wciąż daleko do ważnych decyzji – komentuje Marcin Maj, redaktor Dziennika Internautów i prelegent podczas IV Międzynarodowej konferencji CopyCamp 2015.
Jego zdaniem za wcześnie, by mówić, że to koniec copyright trollingu. Jak informuje ekspert, toczy się kilka dochodzeń dyscyplinarnych w sprawie prawników (adwokatów i radców), którzy świadczyli usługi dla takich firm. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie efekt tych dochodzeń. Zdaniem Marcina Maja okręgowe rady adwokackie i izby radców prawnych działają w takich przypadkach bardzo wolno, bo nie są przygotowane na przesłuchiwanie wielu świadków rozproszonych na terenie całego kraju.
Czy zaangażowanie UOKiK może mieć znaczenie w walce z problemem? Eksperci zauważają, że w innych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, dużą rolę w walce z copyright trollingiem odegrały organizacje konsumenckie. W Polsce jednak, mimo kilku doprowadzonych do końca spraw sądowych i ukarania firm windykacyjnych, problem nie znika.
– Pojawia się w coraz to nowych formach i wojna z tym zjawiskiem staje się niczym walka z mityczną hydrą – mówi Marcin Maj.
Przykład? Głośna akcja przeciwko rzekomym użytkownikom Red Tube, serwisu dla dorosłych. Wielu ludzi dostało wezwania do zapłaty, ale nikt nie wiedział, skąd firmy wzięły ich dane. Ostatecznie nawet sąd potwierdził, że cała akcja była bezprawna, co nie zmienia faktu, że prawnikom udało się z powodzeniem wykorzystać organy państwa do zdobycia danych osobowych.
– Domyślam się, że przekraczanie granic etycznych i prawnych było wliczone w model biznesowy – mówi Maj.
Cała nadzieja w tym, że stanie się on nieopłacalny. W USA firma Rightscorp zanotowała straty z powodu ścigania rzekomych piratów i odpierania pozwów zbiorowych. Również w Polsce zaledwie kilka procent z wezwanych do zapłaty je uiszcza. Firmy zajmujące się copyright trollingiem błyskawicznie trafiają też do internetu napiętnowane jako oszuści. Narażone na nadużycia pozostają jednak osoby słabo poruszające się w sieci, a także emeryci zupełnie niekorzystający z internetu.
Copyright trolling był jednym z zagadnień poruszanych podczas konferencji CopyCamp 2015. DGP sprawował patronat nad wydarzeniem.