Osoba, która ściąga pirackie filmy, nie łamie prawa. Często jednak, automatycznie, wiąże się to z ich udostępnianiem, a za to można nawet trafić do więzienia
Czy udostępnianie plików jest karalne
Od kancelarii prawnej dostałem wezwanie do dobrowolnej zapłaty pewnej kwoty na rzecz producentów filmu, który ściągnąłem za pomocą sieci torrent. Ostrzegają mnie, że w przeciwnym razie oddadzą sprawę do prokuratury. Czy rzeczywiście grozi mi odpowiedzialność karna?
Programy typu torrent działają w ten sposób, że użytkownik ściągający film w sposób automatyczny go rozpowszechnia. Nawet gdy proces nie został jeszcze ukończony, to udostępniane są fragmenty plików. A to oznacza rozpowszechnianie cudzego utworu bez zgody uprawnionego, co zgodnie ustawą o prawie autorskim podlega odpowiedzialności karnej. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności, a nawet dwa lata więzienia (przy działaniu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej do trzech lat). Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, a tak prawdopodobnie było w przypadku czytelnika, który nie zdawał sobie sprawy, że rozpowszechnia utwór, to górne zagrożenie wynosi rok.
Przestępstwo polegające na rozpowszechnianiu cudzych utworów jest ścigane wyłącznie na wniosek pokrzywdzonego. To producent zadecyduje więc, czy zgłosi je prokuraturze. Sama z siebie nie ma ona prawa wszcząć postępowania.
Podstawa prawna
Art. 116 oraz 122 ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90, poz. 631 z późn. zm.).
Czy wytwórnia ma prawo poznać moje dane
Ściągnąłem kilka filmów z sieci torrent. Niedawno przeczytałem artykuł, który uświadomił mi, że złamałem w ten sposób prawo. Czy producenci tych filmów mają prawo zażądać od mojego dostawcy internetowego, aby po adresie IP wskazał moje dane osobowe?
Osoba uprawniona, czyli w tym wypadku producent czy wytwórnia, może złożyć wniosek o udostępnienie takich danych (np. imienia, nazwiska i adresu) i jeśli właściwie go uzasadni, to prawdopodobnie je otrzyma. Przepisy o ochronie danych osobowych pozwalają bowiem na przetwarzanie danych, gdy „jest to niezbędne dla zrealizowania uprawnienia lub spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa”. Za przetwarzanie danych uznaje się także ich udostępnienie. Wytwórnia może skutecznie dowodzić, że bez uzyskania takich danych nie będzie w stanie dochodzić swych praw w sądzie. Nawet jeśli dostawca internetu sam ich nie ujawni, to na kolejnym etapie może go do tego zobowiązać generalny inspektor ochrony danych osobowych.
Uprawnienie do otrzymania danych od dostawy potwierdził całkiem niedawno Naczelny Sąd Administracyjny w głośnym orzeczeniu z 21 sierpnia 2013 r. (sygn. akt I OSK 1666/12). Chociaż dotyczył on osoby, która naruszyła w internecie czyjeś dobre imię, to podstawa prawna żądania była dokładnie taka sama.
Podstawa prawna
Art. 23 ust. 1 pkt 2 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (t.j. Dz.U. z 2002 r. nr 101, poz. 926 z późn. zm.).
Czy oglądając piracki film na YouTube, łamię prawo
Często obserwuję, że pliki, które oglądałam w serwisie YouTube, kilka dni później są już usunięte i widać jedynie adnotację, że naruszały prawa autorskie. Oglądając je, tak naprawdę ściągałam je na dysk, nawet jeśli ich nie zachowywałam. Czy to oznacza, że ja także łamałam prawo?
Samo ściąganie utworu, który został bezprawnie rozpowszechniony w internecie, nie narusza praw autorskich. Jak powszechnie uważa się w literaturze i doktrynie, mieści się ono bowiem w zakresie dozwolonego użytku osobistego. Zgodnie z nim wolno bez zezwolenia twórcy nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu. I nie ma znaczenia, czy do internetu trafił za zgodą uprawnionego, czy też bezprawnie. Podobnie jak nagrywając film puszczany w telewizji widz nie musi się zastanawiać, czy jest legalnie emitowany, tak samo nie musi tego sprawdzać w internecie.
Nie ma przy tym znaczenia, czy plik jest ściągany, czy też oglądamy w locie w przeglądarce internetowej. I jedno, i drugie przez prawo jest tak samo traktowane.
Podstawa prawna
Art. 23 ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90, poz. 631 z późn. zm.).
Czy odpowiedzialność karna wyklucza cywilną
Dowiedziałem się, że udostępniając pewien film w internecie mogłem złamać prawo. Ponieważ jednak zrobiłem to tylko raz i bez pełnej świadomości, liczę, że sąd umorzy postępowanie karne w mojej sprawie. Czy w takiej sytuacji grozić mi będzie jeszcze odpowiedzialność cywilna?
Obydwa rodzaje odpowiedzialności są od siebie niezależne. Uprawniony może więc, nawet bez ścigania za przestępstwo rozpowszechniania, domagać się odszkodowania na drodze cywilnej. Przepisy mówią o dwukrotności stosownego wynagrodzenia, a gdy naruszenie jest zawinione – jego trzykrotności. Ponadto sąd może orzec zapłatę dodatkowej kwoty na rzecz Funduszu Promocji Twórczości, a także wykupienie ogłoszenia w prasie i naprawienie szkody. W praktyce więc odpowiedzialność cywilna może być dla naruszyciela dużo bardziej dotkliwa niż karna.
Podstawa prawna
Art. 79 ustawy z 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90, poz. 631 z późn. zm.).