Piractwo komputerowe kojarzy się zazwyczaj z bezprawnym korzystaniem z płatnego, często bardzo drogiego oprogramowania. Tymczasem prawa autorskie można złamać także, używając próbnych czy nawet darmowych aplikacji.
Wystarczy, że użytkownik nie dostosuje się do warunków określonych w licencji. Można ją chociażby złamać, używając programu typu freeware niezgodnie z wolą twórcy czy też korzystając z programów shareware po czasie, jaki przyznano na jego testowanie przed zakupem.
Darmowe płyty dodawane do gazety czy możliwość bezpłatnego pobrania aplikacji z sieci nie oznaczają więc, że wolno nam wszystko. Dlatego też przed instalacją należy prześledzić warunki licencji. Tymczasem większość użytkowników klika „akceptuję”, nie zaglądając nawet do tego dokumentu, zwłaszcza że bywają one bardzo obszerne. To jednak błąd. W ten sposób nieświadomie można stać się piratem.
Dobrym przykładem mogą być licencje pozwalające wyłącznie na użytek niekomercyjny. Opatrzonych nimi programów można używać bez ograniczeń, ale wyłącznie do celów domowych. Przedsiębiorca, który będzie chciał użyć takiego oprogramowania, złamie już prawo. Wystarczy, że np. stworzy projekt folderu reklamowego swej firmy z wykorzystaniem darmowej – ale nie do użytku zawodowego – aplikacji.
Podobnie będzie z programami typu shareware. One też są dystrybuowane za darmo, ale licencja nierzadko pozwala na bezpłatne korzystanie z nich jedynie przez pewien określonych czas (np. dwa tygodnie). Często później program sam przestaje działać. Jeśli nawet tak się nie stanie, i tak trzeba przestać go używać, jeśli nakazuje to licencja.
Osoba, która zignoruje takie zastrzeżenie, łamie warunki licencji. Pod względem prawnym niczym nie różni się to od używania pirackiej kopii płatnego programu, za co grozi odpowiedzialność zarówno karna, jak i cywilna.