Grupka posłów PiS uważa, że ostatnia nowelizacja ustawy o służbie cywilnej była zbyt łagodna. Apelują o przegląd kadr obejmujący nawet szeregowe stanowiska.
Zgodnie z ustawą z 30 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2016 r. poz. 34) od 23 stycznia można była wyrzucić z posad dyrektorskich nawet 1,6 tys. osób. W praktyce okazało się, że tylko niewiele ponad 200 pożegnało się z urzędem, za to blisko 300 przeniesiono na inne stanowiska. To była świadoma polityka nowej ekipy: nie wyrzucać na oślep, jak to się zdarzało w przeszłości.
– Jest wielka nagonka na PiS, że robi czystki i zatrudnia swoich. Dlatego w administracji rządowej, jeśli już kogoś odsuwa się od stanowiska, to proponują mu inną posadę – tłumaczy jeden z nowo powołanych dyrektorów resortu siłowego. Wyjaśnia że paradoksalnie byli dyrektorzy na nowych stanowiskach –np. radcy – mają stabilniejszy stosunek pracy, bo ich okres wypowiedzenia bardzo często wynosi trzy miesiące i do tego wynagrodzenie jest niewiele niższe od dyrektorskiego.
Generalnie doszło do niespotykanej wcześniej sytuacji, że ludzie pracujący dla poprzedniej ekipy mają się dobrze. Na przykład Paweł Chorąży był dyrektorem, a teraz wiceministrem w resorcie rozwoju. Z kolei w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim dyrektorzy departamentu prawnego i generalny po odwołaniu otrzymali stanowiska radców. Dyrektora generalnego w Ministerstwie Sprawiedliwości też nie wyrzucono z pracy, tylko zaproponowano mu stanowisko radcy. Na stanowiska radcowskie trafili też byli dyrektorzy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Do tego stanowisko wicedyrektora w tym resorcie otrzymał wiceminister z poprzedniej ekipy.
Związkowcy też za
Takie podejście do urzędników, w którym się liczy profesjonalizm, a nie kolor partyjnego krawata, zasługuje na szacunek. Jednak prof. Józefa Hrynkiewicz, poseł PiS, były dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, uważa, że powołane przy KPRM Centrum Oceny Administracji powinno dokonać rzetelnego audytu i przyjrzeć się poszczególnym stanowiskom. – Wiele osób było zatrudnianych przez poprzednią ekipę po znajomości – twierdzi. Dlatego jej zdaniem należałoby zrobić porządny audyt stanowisk i przyjrzeć się obsadzie, nie tylko na kierowniczych, ale także szeregowych stanowiskach.
Podobnego zdania są urzędnicze związki. – Trzeba to zrobić jak najszybciej. Przez ostatnie osiem lat do urzędów trafiały osoby z politycznymi powiązaniami, co skutkowało fatalną organizacją – uważa Robert Barabasz, szef Sekcji Krajowej Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ „Solidarność”. Jak mówi, rozumie nowych szefów, że chcieli dać szanse zastanym pracownikom na wykazanie się swoimi kompetencjami. – Ale teraz nadszedł już odpowiedni czas na rzetelną ocenę i stanowcze kroki – dodaje.
Opowiada, że w ostatnich latach ocena urzędników była fikcją. Bo kolega zatrudniony po politycznej znajomości nie mógł być słaby. – Z kolei ci, którzy mieli inne poglądy, pod byle pretekstem byli zwalniani – stwierdza Robert Barabasz.
Ocenią merytorycznie
Wiceprzewodniczący Rady Służby Publicznej (obecnie p.o. przewodniczącego po zmarłym Arturze Górskim) Tadeusz Woźniak w rozmowie z DGP przyznaje, że należy przejrzeć wszystkie stanowiska w administracji. Przy czym zapewnia, że kontrola odbędzie się pod kątem przydatności i obciążenia pracą poszczególnych osób. Zająć się tym mają poszczególni dyrektorzy generalni.
Takie zapowiedzi budzą jednak obawy, że racjonalizacja zatrudnienia w urzędach może posłużyć pozbyciu się niewygodnych osób.
– Rząd brnie w upolitycznianie stanowisk – uważa Andżelika Możdżanowska, członek Rady Służby Publicznej, poseł PSL.
Jej zdaniem świadczy o tym też chociażby projekt ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej, który został już wniesiony do Sejmu przez grupę posłów PiS. Na podstawie tego aktu obsada stanowisk dyrektorskich – począwszy od szefa KAS, a kończąc na naczelnikach urzędów skarbowych – odbędzie się na zasadzie powołania. Reforma ta będzie więc nieuchronnie wiązać się ze zwolnieniami. – Jeśli będzie przyzwolenie polityczne na zwalnianie kompetentnych urzędników, to będziemy mieć jeszcze większy paraliż niż po ostatniej nowelizacji – stwierdza Możdżanowska. I zapewnia, że kogo jak kogo, ale urzędników skrabowych mamy kompetentnych.
Obawy urzędników o przyszłość są zrozumiałe, podobnie jak kąśliwe opinie opozycji politycznej.
Niezależni eksperci zwracają jednak uwagę, że odchudzenie administracji nie jest złym pomysłem, o ile jej przegląd zostanie przeprowadzony w oparciu o rzetelne kryteria, a w miejsce zwolnionych nie zostaną przyjęte osoby związane z ekipą rządzącą.
– Z pewnością nie należy iść drogą poprzedniej ekipy, która nieudolnie chciała za pomocą ustawy wyciąć co najmniej 10 proc. urzędników, gdy okazało się, że administracja za bardzo się rozrosła – przestrzega prof. Bogumił Szmulik, ekspert ds. administracji publicznej.
Jego zdaniem mechanizm działania powinna wypracować dla dyrektorów generalnych komórka powołana w kancelarii premiera, czyli Centrum Oceny Administracji.