Ciszej nad tą armią. Pozwólmy wojskowym, aby wdrażali swoje strategiczne rozwiązania. Czy faktycznie wojsko potrzebuje spokoju, a może niezbędne są zmiany? Na te i inne pytania odpowiadali uczestnicy naszej debaty poświęconej polskim siłom zbrojnym
Maciej Jankowski wiceminister obrony narodowej / Dziennik Gazeta Prawna
prof. gen. dyw. Bogusław Pacek doradca ministra obrony narodowej i prezes Federacji Organizacji Proobronnych / Dziennik Gazeta Prawna
gen. Broni Mieczysław Bieniek były wiceszef w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO / Dziennik Gazeta Prawna
gen. broni Waldemar Skrzypczak były wiceminister obrony narodowej / Dziennik Gazeta Prawna
gen. dyw. Roman Polko były dowódca GROM / Dziennik Gazeta Prawna
gen. dyw. Bolesław Izydorczyk wiceprezes Związku Żołnierzy Wojska Polskiego / Dziennik Gazeta Prawna
mjr Grzegorz Leśniewski prezes Stowarzyszenia Absolwentów Liceów Wojskowych SALW-a / Dziennik Gazeta Prawna
Czy kwalifikacja wojskowa jest potrzebna, skoro i tak większość stawiających się na nią obowiązkowo młodych mężczyzn nie trafia do wojska? Co więcej, armia ma problemy z organizacją szkoleń wojskowych dla tych, którzy się na nie zgłaszają.
Maciej Jankowski Z pewnością w obecnej sytuacji geopolitycznej kwalifikacja wojskowa powinna być utrzymana. Dzięki niej mamy rozeznanie, jakie są potencjalne możliwości wykorzystania rezerw. Niemniej jednak jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację, że ten obowiązek zostanie zniesiony.
Bogusław Pacek Obronność państwa wymaga doskonalenia, a nie rewolucyjnych zmian. Bo tych przez ostatnie 25 lat było w armii zbyt dużo, chociażby dyslokacja dowództw i wojsk. Oczywiście można wprowadzić zmiany, jednak wymagają one dokładnej analizy. Prawda jest taka, że nasz system obronny musi się opierać m.in. na rezerwistach. Zresztą w ich przypadku możemy mówić o grzechu zaniechania w szkoleniu. Przy obecnych zagrożeniach nie warto rezygnować z kwalifikacji wojskowej. Co więcej, uważam, że kwalifikacja powinna być bardziej rozbudowana, bo samo określenie kategorii zdrowia nie jest wystarczające.
Mieczysław Bieniek Wojsko jest na czas pokoju, kryzysu i wojny. Dziś żyjemy w okresie pokoju i dlatego przeprowadzamy kwalifikacje, aby rozpoznać tych, którzy w czasie kryzysu mogą być powołani na czas wojny. W takiej sytuacji nasza armia jest w stanie powołać do służby około pół miliona rezerwistów, oczywiście zakładając, że posiadamy sprawny system mobilizacyjny. Tak więc kwalifikacja jest potrzebna, aby zdefiniować nasze zasoby, które mogą być w każdej chwili powołane do obowiązkowej służby.
Roman Polko MON powinno wiedzieć, jakim potencjałem dysponuje i co może przy jego pomocy zdziałać, a do tego kwalifikacja jednak nie wystarczy. Nie powoduje ona, że wiemy, gdzie ten kwalifikowany przebywa, czy jego stan zdrowia w ostatnim czasie się poprawił, czy też pogorszył. Wiedza, którą uzyskujemy, jest często bezwartościowa. Prawda niestety jest taka, że wojskowa baza danych funkcjonuje bardzo słabo, bo opiera się na znoszonym przecież obowiązku meldunkowym. Skoro problemem jest dotarcie do rezerwistów, to co mówić o reszcie. A przecież to właśnie rezerwy wygrywają wojny. Ponadto system nie przewiduje możliwości szybkiego dotarcia do byłych żołnierzy zawodowych, którzy są bardzo cenni dla armii. Dlatego też kwalifikacja w obecnym kształcie nie ma sensu. Przez brak skutecznego systemu dochodzi bowiem do selekcji negatywnej. Do wojska przychodzą osoby, którym się nudzi, a ci z potencjałem i doświadczeniem są odrzucani.
Bogusław Pacek Część rezerwistów jednak pozytywnie ocenia model powoływania ochotników. Sposób ich powoływania do armii pozytywnie też ocenia kandydat na ministra obrony narodowej Jarosław Gowin. Jakkolwiek by nie patrzeć, służba ochotnicza jest dużo lepsza niż z przymusu. Oczywiście innym problemem jest to, jak i do jakich przyszłych zadań szkolić ochotników i jak długo powinno trwać ich szkolenie. W ciągu dwóch tygodni nie uda się bowiem zrobić dobrego żołnierza. Szkolenie dla ochotników, którzy wcześniej nie byli w armii, powinno trwać minimum cztery miesiące.
Roman Polko Trzeba jednak skupić się na weryfikacji jakości tych rezerw. Samo ich posiadanie na papierze wiele naszej obronności nie pomaga.
Grzegorz Leśniewski Musimy się zastanowić, jaki jest cel dzisiejszej kwalifikacji i co można w niej ewentualnie zmienić. Przy czym dzisiejszy system wzywania młodych Polaków ma nie tylko aspekt wojskowy, lecz także społeczny. Dla młodych ludzi to pierwszy, a czasami niestety jedyny kontakt z przedstawicielem sił zbrojnych i elementami systemu bezpieczeństwa państwa. Wojsko natomiast w tym obszarze prowadzi działalność ukierunkowaną na planowanie długoletnie, długofalowe. Niestety sama obecność podczas kwalifikacji pracownika WKU nie gwarantuje nam dzisiaj szczegółowej wiedzy dotyczącej potencjalnego kandydata do przyszłej służby wojskowej. W czasie zaledwie kilku minut nie sposób poznać jego zainteresowań, wykształcenia czy przebytych kursów. W rzeczywistości kwalifikacja sprowadza się tylko do „odznaczenia” w ewidencji, że dana osoba spełniła swój obowiązek i stawiła się na wezwanie. Przypomnę, że zanim MON zorganizowało tegoroczną akcję „szkolenia ochotników”, już od kilku lat odsyłało z kwitkiem blisko 20 tys. chętnych do szkolenia ochotniczego. I właśnie tutaj dostrzegałbym problem. Czy z kolejnymi ochotnikami nie będzie podobnie? Tym bardziej że do kwalifikacji zgłaszają się także ochotnicy zainteresowani przeszkoleniem w ramach służby przygotowawczej.
Bogusław Pacek Nikt nie odszedł i nie odejdzie z kwitkiem. W krótkim czasie zgłosiło się 17 tys. ochotników, część z nich została zagospodarowana na szkolenia w służbie przygotowawczej, inni od razu trafili na ćwiczenia. Są oczywiście i tacy, którzy trochę poczekają na szkolenia. Wojsko jednak musi kierować się własnymi potrzebami i zdrowym rozsądkiem oraz uwzględniać posiadane możliwości.
Waldemar Skrzypczak Wojsko zgłaszającym się chętnym do przeszkolenia musi jednak wysłać jasny sygnał, że w danym roku przeszkoli 5 tys. ochotników. Dlatego trzeba automatycznie informować te osoby, że jeśli teraz nie zmieściły się w limicie, to w następnym z pewnością będą przeszkolone. Dziś zgłaszają się do WKU czy na kwalifikacje i nie mają żadnej informacji zwrotnej. Uważam, że tu jest pies pogrzebany.
Młode osoby zastanawiają się też, czy nowa ekipa rządząca odwiesi pobór. Czy jego przywrócenie miałoby sens?
Maciej Jankowski Obecnie nie ma żadnych zagrożeń, które zmuszałyby nas do odwieszenia poboru. Przyszłości jednak nie znamy.
Bogusław Pacek Zanim politycy będą podejmować decyzję o odwieszeniu poboru, muszą zadać pytanie, jakie te osoby będą miały zadania, do jakich celów zostaną przypisane. Nie można mówić o odwieszeniu poboru tylko po to, aby coś udowodnić i pokazać. Jeśli będzie odpowiednia liczba ochotników, to nie będzie potrzeby przywracania poboru. Jeśli mówimy o szkoleniu rezerwistów i poborach, to musimy mieć na względzie także finanse. Dzisiaj armii nie stać jednocześnie na kupno rakiet i odwieszanie poboru czy na szkolenia zwiększonej liczby rezerwistów.
Maciej Jankowski Odwieszenie nie musi oznaczać, że wszyscy młodzi mężczyźni zostaną powołani do wojska. Może być tzw. pobór punktowy w zależności od potrzeb armii i regionu kraju.
Roman Polko Założenie munduru nie czyni z nikogo żołnierza. Powszechny przymusowy pobór w obecnej sytuacji przyniósłby więcej szkody niż pożytku. Jeśli ściągniemy ludzi do wojska siłą, to spowodujemy jedynie, że część z nich z tego powodu straci pracę.
Od 2010 r. wojsko zachęca do wstępowania do NSR, ale byli żołnierze nie są tą formą zainteresowani, a ci, którzy tam są, uważają, że powinni otrzymywać nawet 1,5 tys. zł za gotowość. Z kolei kandydat PiS na szefa MON zapowiada stworzenie gwardii narodowej na wzór amerykańskiej. Czy to właściwy kierunek?
Maciej Jankowski Te kilka lat istnienia Narodowych Sił Rezerwowych dowodzą, że potrzebne są zmiany. NSR stały się czymś w rodzaju służyły wstępnej do armii zawodowej. Ale nie spełniły tej roli, do której zostały powołane, czyli do uzupełnienia zawodowej służby wojskowej. To się jednak zmieni. Już od 1 stycznia 2016 r. zostaną wydzielone jednostki, które będą skupiały żołnierzy zawodowych i tych z NSR. Będzie to początek czegoś, co będzie można nazwać armią terytorialną czy też zapleczem terytorialnym. To jest delikatny mechanizm, który nie lubi rewolucji. Dlatego trzeba analizować na bieżąco sytuację NSR i wyciągać wnioski. Trzeba starać się usprawniać cały system, aby na końcu był bardziej efektywny.
Bogusław Pacek Było sprawą oczywistą od początku, że ta formacja nie jest dzieckiem doskonałym. Zmiany w NSR następowały permanentnie. Ale to przecież nie była decyzja polityczna, bo NSR zostały stworzone na wniosek wojskowych. Jednak te 20 tys. etatów wrzucone do jednostek iskrzyło od początku. W 120-tysięcznej armii zawodowej 20 tys. żołnierzy NSR to było za dużo. Dlatego zgodnie z decyzją ministra Tomasza Siemoniaka od nowego roku w komponencie operacyjnym armii ma docelowo pozostać ok. 8 tys. etatów dla żołnierzy należących do NSR. Jednocześnie zwiększy się poziom uzawodowienia armii o 10 tys. W efekcie będziemy mieli 109,5 tys. żołnierzy zawodowych i 8 tys. żołnierzy NSR. Powstanie dodatkowo komponent terytorialny z 500 żołnierzami zawodowymi i 2 tys. żołnierzami NSR. Warto przypomnieć, że wprowadzając do systemu 20 tys. żołnierzy NSR, wyliczono, że ci rezerwiści będą tańsi od zawodowych. A takie myślenie było nie do końca uzasadnione.
Waldemar Skrzypczak Niestety wprowadzenie NSR wymagało cięć w wojsku etatów pokojowych. Odbyło się to kosztem wojsk operacyjnych. Dopiero po pięciu latach naprawiane jest to, co zostało zepsute w 2010 r., gdy wyrzucono 20 tys. wykwalifikowanych żołnierzy. Przy czym chciałbym podkreślić, że autorem tego pomysłu był cywil, który nie znał się na wojsku.
Bogusław Pacek Czyżbyśmy lobbowali, aby generałowie zostali ministrami, bo tylko oni się znają na obronności kraju?
Waldemar Skrzypczak Niech na tym stanowisku będzie cywil, ale niech słucha, co mówią żołnierze.
Roman Polko Niestety ministrowie rzadko chcą słuchać wojskowych. Swego czasu bezskutecznie proponowałem świętej pamięci ministrowi Szmajdzińskiemu, aby zniósł obowiązek wyrażania zgody przez żołnierza zawodowego na wyjazd na misje. Takie działania są absurdem, bo żołnierz zawodowy musi się zgodzić na coś, co leży w jego podstawowych obowiązkach. Strażaka wyjeżdżającego do pożaru nikt nie pyta, czy godzi się na narażenie swojego życia.
PiS chce, aby armia liczyła nie 100 tys., ale 150 tys., a odsetek PKB przeznaczony na wojsko wzrósł z 2 do 3 proc. Czy to jest realne?
Waldemar Skrzypczak Uporajmy się najpierw z programem modernizacji technicznej, bo z tym jest coraz więcej problemów. O ile pomysł obecnego rządu na zwiększenie armii zawodowej o 10 tys. żołnierzy jest słuszny, to mówienie o zwiększeniu jej liczebności do 150 tys. uważam za nierealne, ponadto byłby to proces długotrwały i bardzo kosztowny. Z kolei 3 proc. PKB jest dla mnie wirtualną propozycją. Trzeba się w pierwszej kolejności zastanowić, w jakiej kondycji jest budżet państwa. Ponadto, nawet jeśli przeznaczylibyśmy na modernizację armii 3 proc. PKB, to wydanie takich pieniędzy przy obecnych procedurach związanych z zamówieniami publicznymi jest fizycznie niemożliwe.
Roman Polko Zmodernizujmy najpierw to, co jest. Dajmy żołnierzom nowoczesny sprzęt, wyszkolmy całe wojsko, a nie tylko tych, którzy wyjeżdżają na misje, a dopiero później mówmy o zwiększaniu liczebności armii. Jednocześnie uważam, że nowy minister powinien się zastanowić nad zbudowaniem nowoczesnej gwardii narodowej, która mogłaby zagospodarować doświadczonych żołnierzy. Nie wypełniajmy tej gwardii ludźmi, którzy chcieliby służyć w regularnym wojsku, ale nie mają szans się tam dostać z powodów ograniczeń kadrowych. Niech gwardia składa się z doświadczonych pasjonatów, którzy będą wspierać, ale nie zastępować regularne wojska.
Mieczysław Bieniek Nasze państwo nie udźwignie 150-tysięcznej armii zawodowej. Skupmy się lepiej na naszych zobowiązaniach względem sojuszników, a nie na pomysłach, których nie da się zrealizować. Chciałbym przypomnieć, że art. 3 traktatu o NATO stanowi, że każde państwo musi modernizować armię. Z kolei art. 4 mówi, że musimy być gotowi do działania w sytuacji kryzysowej, a art. 5 o wzajemnym wsparciu.
Grzegorz Leśniewski Zwróćmy także uwagę na liczbę żołnierzy zdolnych obecnie do działania operacyjnego. Ilu spośród deklarowanych przez MON 100 tys. jest po prostu urzędnikami w mundurach? Ponadto trzeba podjąć działania zwiększające efektywność wykorzystania żołnierzy zawodowych. Jeśli raporty analityków i specjalistów mówią, że obecnie mniej niż 30 proc. jednostek jest zdolnych do działania, to znak, że coś trzeba z tym zrobić.
Bogusław Pacek Przestańmy opowiadać, że mamy tak małe zdolności do działań bojowych. Nie można też mówić, że mamy za dużo generałów, bo zgodnie z prawdą mamy najmniejszą liczbę generałów w NATO proporcjonalnie do liczby żołnierzy. Nie mówmy, że jest za dużo urzędników w armii. Proszę wskazać konkrety, a nie rzucać liczbami bez pokrycia.
Co armia powinna zrobić z żołnierzami kontraktowymi, którzy maksymalnie mogą być w armii przez 12 lat? Czy pozwolić im służyć kolejne trzy lata, aby zyskali uprawnienia do najniższej emerytury wojskowej?
Bogusław Pacek Żołnierze, którzy mogą maksymalnie 12 lat służyć na kontrakcie, wcale nie myślą tylko o wojskowej emeryturze. Oni chcą mieć pewność, że po zakończeniu kariery w armii znajdą inną pracę. Ja wręcz opowiadałbym się za skróceniem służby szeregowych np. do sześciu lat, tak jak jest to w wielu innych państwach. Kontraktowym łatwiej będzie szukać pracy na rynku po sześciu latach służby niż po 12. Nie ulega jednak wątpliwości, że trzeba wprowadzić rozwiązania systemowe, tak aby państwo odchodzącemu do rezerwy żołnierzowi po 6 czy po 12 latach służby zagwarantowało pracę. Dodatkowo ważnym rozwiązaniem byłoby rozszerzenie limitu wieku dla znacznej liczby oficerów i podoficerów rezerwistów z 60 do np. do 65 lat. Przecież takie osoby mogłyby zajmować ważne stanowiska przydatne dla armii. Rośnie średnia długość życia, więc myślę, że to możliwe.
Waldemar Skrzypczak Niestety myślą przewodnią ustawodawcy było doprowadzenie do tego, aby kontraktowi nie dosłużyli do 15 lat i nie dostali wcześniejszej emerytury.
Roman Polko Założeniem limitu 12-letniej służby w korpusie szeregowych było odsianie tych, których warto kształcić dalej, od tych, których po tym okresie powinno się zastąpić młodszymi, bardziej chętnymi, zdolniejszymi osobami. Oczywiście dodatkowo chodziło też o to, by nie produkować młodych emerytów, co jest – co tu kryć – większym obciążeniem dla budżetu armii niż bieżące wydatki na pensje żołnierzy w służbie. Problem polega na tym, że ścieżki awansu po tych 12 latach praktycznie nie ma: ani dla zdolnych, gotowych się rozwijać, bo do szkoły podoficerskiej łatwiej się dostać z cywila niż z wojska, ani dla tych, którzy może prochu nie wymyślą, ale doskonale radziliby sobie z np. podstawowym szkoleniem rezerw. I to jest jednocześnie głupie i niesprawiedliwe. Głupie, bo wyrzucamy ludzi, w których szkolenie zainwestowaliśmy ogromne pieniądze, a teraz z nich nie korzystamy. Niesprawiedliwe, bo nie pozwalamy, albo pozwalamy w bardzo nikłym procencie, zostać tym, którzy byliby świetnymi podoficerami, a w przyszłości może nawet i oficerami.
Maciej Jankowski Wojsko z pewnością żołnierzom odchodzącym po 8 czy 12 latach służby chce pomóc. Temu służy cały system rekonwersji. Zawsze może on lepiej działać. W tej kwestii jest wiele do zrobienia. Osobiście się skłaniam, że te 12 lat powinny być wyjątkiem, a co do zasady żołnierze kontraktowi powinni służyć krócej. Szkolimy ich i przechodzą do rezerwy. Dzięki temu mamy więcej ludzi przeszkolonych.
Mieczysław Bieniek Szeregowy kierowca czy łącznościowiec, a także informatyk znajdzie pracę i po 12 latach służby, z innymi specjalnościami jest już znacznie gorzej. Pozostają agencje ochrony, policja, straż lub inne formacje mundurowe, chociaż to już zupełnie inna specyfika.
Roman Polko Ale już szeregowy strzelec niekoniecznie.
Bogusław Pacek Wśród naszych propozycji pojawiały się takie, aby chętni do policji czy też Państwowej Straży Pożarnej byli rekrutowani priorytetowo spośród tych, którzy wcześniej odbyli kilkuletnią lub kilkunastoletnią służbę w armii.
Maciej Jankowski To kolejny pomysł, który przez nowy rząd powinien być wzięty pod uwagę.
Roman Polko Problem jest też w tym, że dowódców ograniczają limity. Mój znajomy nie mógł znaleźć etatu kaprala dla wyszkolonego strzelca po powrocie z misji. Pamiętam, jak pojechałem na pierwszą misję do Kosowa, gdzie w składzie kontyngentu miałem również poborowych. Po jej zakończeniu chciałem kilku najlepszym zapewnić pozostanie w armii. Niestety limit tego nie przewidywał.
Bogusław Pacek Dziś już poszliśmy do przodu. Mamy system SEW on-line. Jeśli dla takiego żołnierza nie mamy etatu w danej jednostce, to wciskając guzik, jesteśmy w stanie od razu ustalić, która jednostka byłaby zainteresowana taką osobą. Wracając do 12 lat kontraktu i jego wydłużenia: musimy sobie odpowiedzieć, czy Polska chce mieć emerytów po 15 latach służby.
Roman Polko To jest pewne zabezpieczenie dla tych osób, które służyły w armii i mogą mieć trudności z odnalezieniem się na rynku cywilnym. Ja bym jednak wolał, żebyśmy mieli plan ich wykorzystania na rzecz obronności państwa: w szkoleniu policji, innych służb, gwardii narodowej, rezerw, a nie w ochranianiu hipermarketów przed drobnymi złodziejami.
Bogusław Pacek Musimy kierować się interesem państwa i wojska, uwzględniając oczywiście też racje zainteresowanych żołnierzy. Żołnierz po 12 latach służby wciąż jest przez wiele lat naszym żołnierzem, ale w rezerwie.
Roman Polko Niestety rozgoryczenie takich żołnierzy jest tak duże, że decydują się oni na wyjazd do Anglii, a nie pozostanie w kraju i zasilenie rezerw. Zwłaszcza że nikt od takiego rezerwowego nic nie chce. Bywa, że nie dostanie zaproszenia od swojego WKU nawet na Święto Wojska Polskiego.
Grzegorz Leśniewski Ostatnie badania prezentowane w DGP pokazały, że co trzeci żołnierz nie ufa swojemu dowódcy. To również powinno dać do myślenia MON.
Bogusław Pacek Mnie również to bulwersuje. Ale gdybyśmy zrobili takie same badania w innych armiach, wyniki byłyby pewnie podobne. Zgadzam się, że trzeba nad tym pracować, poprawiać.
Waldemar Skrzypczak Jeśli nie będzie rozwiązań systemowych, które będą obowiązywały wszystkie resorty, to nie liczmy na to, że będziemy mieli armie rezerwistów. Takie osoby, które są wzywane na ćwiczenia, nie identyfikują się z armią, nie skupiają się na ćwiczeniach.
W tym roku powstała federacja organizacji proobronnych, a także akcja zachęcania do wstępowania młodych do klas wojskowych w szkołach ponadgimnazjalnych. Czy to nie próba kuszenia młodych służbą w armii, w której nie ma dla nich etatów?
Grzegorz Leśniewski Dzisiejsze klasy mundurowe są nieudaną próbą cywilnej reaktywacji funkcjonujących w MON liceów wojskowych. Niestety zdecydowana większość tych klas to nie oddolna potrzeba szkolenia związana z reagowaniem na potencjalne zagrożenia czy budowanie etosu służb mundurowych, ale próba ratowania szkoły przed konsekwencjami niżu demograficznego.
Bogusław Pacek Zawsze na spotkaniach w szkołach z klasami mundurowymi mówię do nauczycieli i dyrektorów, że nie można oszukiwać młodzieży, mówiąc im, że dostaną się do służb mundurowych. Niemniej jednak dobrze by było, aby te osoby miały jakieś korzyści z uczęszczania do takiej klasy. Mogą one być wykorzystane jako tzw. ochotniczy komponent do ochrony i obrony miejsca ich zamieszkania.
Bolesław Izydorczyk Wojsko tak jak inne służby policja lub Państwowa Straż Pożarna nie opiekują się klasami mundurowymi. Poświęcają im mało uwagi. Dlatego trzeba to zmienić.
Bogusław Pacek Konieczne są zmiany systemowe i trzeba rozmawiać z ministrem edukacji i MSW. MON na klasy wojskowe przeznaczy w przyszłym roku 10 mln zł więcej niż w obecnym. To podwojenie budżetu w tej części. Do tego typu wsparcia powinny przystąpić również inne podmioty, głównie samorządy.
Mało mówiliśmy o żołnierzach zawodowych. Czy ich zarobki są na przyzwoitym poziomie i co powinno zmienić się w ich służbie?
Roman Polko Jeśli spojrzy się na zarobki Polaków, to w armii nie jest źle, ale trzeba pamiętać, że płacimy tym ludziom także za gotowość oddania życia za nasze bezpieczeństwo. Ponadto często z powodu przeprowadzek czy trybu pracy ich żony nie mają szans pójść do pracy, a więc żołnierz jest jedynym żywicielem rodziny. Dlatego głównym motywem wyjazdu na misję były dodatkowe zarobki, a nie zdobywanie doświadczenia czy chęć walki o globalne bezpieczeństwo. Podwyżki są do rozważenia, oczywiście w powiązaniu ze stanowiskiem, kompetencjami, skalą wyzwań, podnoszonymi kwalifikacjami etc. Zmian wymagają również przepisy o dyscyplinie dla żołnierzy, które nie pozwalają dowódcom na stosowanie kar taktycznych, np. pompek. Jak dowódca ma zarządzać żołnierzami, jeśli nie ma narzędzi?
Grzegorz Leśniewski Żołnierze zawodowi to specjaliści o unikalnych umiejętnościach, doskonale wykształceni i wyszkoleni. Uważam, że należałoby podnieść uposażenie kadry zawodowej, przy czym powinno się też ograniczyć do minimum model 40-godzinnego tygodnia pracy.
Bogusław Pacek Armia profesjonalna musi dobrze zarabiać. Obecnie wojsko nie zarabia źle, ale w tym względzie nie odbiega też na plus od innych profesji. Ponadto zgadzam się, że armia weszła być może zbyt mocno w tzw. humanizację. To sprawiło, że szybkość realizacji zadań nie jest już taka sama jak kilkanaście lat temu. Wprowadzenie 40-godzinnego wymiaru służby w tygodniu jest pewnym problemem.
Grzegorz Leśniewski Dzisiaj żołnierz zawodowy czasami się zastanawia, czy dać dowódcy numer prywatnej komórki. To pomyłka. W ten sposób nie buduje się profesjonalizmu.
Waldemar Skrzypczak Przepisy są niewojskowe. To są przepisy dla korporacji, a nie dla wojska. Dowódca musi mieć narzędzia do dyscyplinowania swoich żołnierzy. Musi mieć duży reżim szkoleniowy. Przy czym dla żołnierza autorytetem jest jednak dowódca, który wspólnie się z nim szkoli, a nie zakłada ręce na pośladki.
Roman Polko W armii zbyt poluzowano dyscyplinę. Słyszałem o sytuacji, w której pani podporucznik marynarki zleciła za dużo pompek żołnierzowi i dostała za to wyrok od sądu dyscyplinarnego. To kabaret, nie wojsko!
Czy grozi nam wojna? Czy nasza armia sobie poradzi z tym wyzwaniem?
Mieczysław Bieniek Wszystkie znane nam wojny, zwłaszcza II wojna światowa, rozegrały się na płaszczyźnie militarnej. Mieliśmy gigantyczne starcia wojsk, a zwycięstwo zależało przede wszystkim od wielkości armii, jej ducha bojowego oraz przewagi w ilości i jakości środków do walki. Rola wojsk specjalnych, walka wywiadów – choć ważne – były na drugim planie. W wojnie nowego typu – jak pokazują doświadczenia obecnej agresji Rosji na Ukrainę – wykorzystuje się niemal wyłącznie agentów wywiadu, wojska specjalne, najemników oraz nieoznakowany sprzęt wojskowy. Agresor nie tworzy i nie używa dużych zgrupowań. Nie ma więc wielkich bitew czołgowych i walk, są natomiast starcia niewielkich grup bojowych przy wsparciu artylerii z niewielką ilością czołgów i wozów bojowych. Nie sądzę, że grozi nam dziś konflikt konwencjonalny na dużą skale, lecz musimy się liczyć z innymi zagrożeniami.
Roman Polko Nasza armia jest potęgą, jeśli patrzymy na inne państwa. Udało się nam zbudować siły specjalne, które są gotowe dać odpowiedź potencjalnym zielonym ludzikom. Ten potencjał odgrywa kluczową rolę. Mamy też jednostki pancerne z bojowym doświadczeniem. Nie można popadać w defetyzm, że nie mamy się czym bronić. Ale trzeba ten potencjał mądrze i spójnie rozwijać.
Bogusław Pacek A ja panów zaskoczę. Niektórzy analitycy i eksperci uważają, że w najbliższych latach nic nam nie grozi. Jeśli byłoby to tak pewne, to poszczególne państwa zastanawiałyby się już, jak zlikwidować system obrony i rozdysponować te miliardy wydawane obecnie na obronność. Tymczasem historia wojen uczy nas, że za każdym razem, gdy dochodziło do tego typu konfliktów, państwa nie były do nich przygotowane. Polsce pomimo braku bezpośrednich zagrożeń militarnych potrzebny jest silny system obronny. Im silniejszy, tym większa pewność, że nic nam nie grozi. Niestety NATO idzie w złym kierunku. Czasami mam wrażenie, że zmierza do stopniowej demilitaryzacji. Sojusz to 50 proc. zdolności amerykańskiej. Dlatego tak mocno rozmawiamy z Amerykanami i chcemy umieszczania ich baz w Polsce. Dzisiaj mówimy, że Rosja nie ma żadnego interesu w atakowaniu naszego kraju. Tak można byłoby mówić, pod warunkiem że ten kraj byłby przewidywalny. Jesteśmy po Gruzji i Krymie. Nikt nie przewidział też, że Rosja będzie atakować cele w Syrii. Nie jest więc aż tak dobrze, jak by się chciało. Moje opinie też ewaluowały odnośnie do NATO. Obecnie trzeba myśleć bardziej nad art. 3 traktatu – czyli wzmocnieniem własnej armii – a nie tylko nad art. 5, czyli solidarnym wsparciem.
Roman Polko NATO-wskie siły natychmiastowego reagowania w 70 proc. składają się z Polaków. Oznacza to, że w chwili ich użycia realne wsparcie z zewnątrz będzie niewielkie. Trzeba tu bardziej działać na niwie dyplomatycznej niż liczyć na bezpośrednie wsparcie NATO. Ponadto w pierwszej kolejności trzeba naprawić u nas system dowodzenia, bo nie możemy nawiązywać do kiepskich tradycji dwóch konsulów dowodzących armią. A obecnie mamy w wojsku do czynienia z sytuacją, że dwie osoby jednocześnie zarządzają armią. Wojsko musi być strukturą hierarchiczną o jasnych liniach dowodzenia. Mamy bardzo dobry kapitał w postaci doświadczonych żołnierzy. To nie znaczy, że ci ludzie muszą być w służbie czynnej, bo nawet obecni w rezerwie mogą ten potencjał realizować. Wojsko musi ich zaangażować.
Waldemar Skrzypczak Trzeba wypracować u polityków wolę do opracowania rozwiązań systemowych związanych z obronnością państwa. Wszystkie szczeble administracji powinny się tym zająć. Należy konsekwentnie zajmować się modernizacją armii. Kończy się trzeci rok tego procesu i wciąż nie widzimy efektów. Bez tego cała armia się zatrzyma.
Bolesław Izydorczyk Ciszej nad tą armią. Pozwólmy wojskowym, aby wdrażali swoje strategiczne rozwiązania. Armia potrzebuje trochę spokoju.