Przyszłoroczne wypłaty dla pracowników firm zagrożonych upadłością są zabezpieczone. Pytanie, czy jest sens zamrażania takich funduszy.
Budżet na gwarantowane wypłaty dla pracowników / Dziennik Gazeta Prawna
Zatrudnieni nie muszą się martwić, że pozostaną bez pensji w razie bankructwa ich pracodawcy. Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych uzyska w przyszłym roku przychody w wysokości 437,6 mln zł. Na realizację głównego celu, czyli wypłat wynagrodzenia i innych świadczeń dla osób zatrudnionych w firmach ogłaszających niewypłacalność, przeznaczonych będzie 255 mln zł. Oznacza to, że stan finansowy FGŚP, który już teraz jest bardzo dobry, w przyszłym roku jeszcze się poprawi. Na koniec 2016 r. wyniesie on 3,42 mld zł (5,67 mld zł z należnościami) wobec 3,3 mld zł na koniec tego roku (5,54 mld zł z należnościami). I to nawet przy uwzględnieniu, że należności funduszu na kwotę 150 mln zł zostaną umorzone (dłużnikami są najczęściej firmy, za które fundusz wypłaca wynagrodzenia).
Takie wnioski wynikają z planu finansowego FGŚP na przyszły rok. Zdaniem partnerów społecznych tak dobra kondycja funduszu poddaje w wątpliwość celowość zamrażania środków na nim zgromadzonych.
Ręka władzy
Zarówno związki zawodowe, jak i pracodawcy zarzucają stronie rządowej, że ta traktuje pieniądze przeznaczone na wsparcie rynku pracy jako budżetową rezerwę.
– Łącznie na FGŚP oraz Funduszu Pracy zgromadzono kwotę kilkunastu mld zł. W praktyce są to środki bezproduktywnie odłożone na rachunkach. Dzięki ich zamrożeniu resort finansów stara się załatać choćby część ogromnej dziury finansowej w funduszu emerytalno-rentowym. Ale przecież nie po to pracodawcy odkładają składkę na FP i FGŚP – tłumaczy Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Podobnie uważają związkowcy. – Zgromadzone w tych funduszach środki są traktowane jako pieniądze publiczne. Blokując ich wydatkowanie, rząd zmniejsza deficyt budżetowy, ale przez to środki te nie są wykorzystywane na ważne społecznie cele – dodaje Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej, Rynku Pracy, Ubezpieczeń i Zdrowia OPZZ.
Podkreśla, że choć formalnie dysponentem FP i FGŚP jest minister pracy i polityki społecznej, to jednak w praktyce o pieniądzach na nich zgromadzonych decyduje resort finansów.
Są sposoby
Zdaniem pracodawców rozwiązaniem, które można by szybko wprowadzić, jest zawieszenie poboru składek na FGŚP oraz/lub na FP. Ta pierwsza jest bardzo niska (0,1 proc.), ale nawet zawieszenie jedynie jej oznaczałoby, że w przyszłym roku w kieszeni firm pozostałoby około 400 mln zł.
– W dłuższej perspektywie trzeba rozważyć włączenie Funduszu Gwarantowanych Świadczeń do Funduszu Pracy. Nie ma sensu tworzenie oddzielnych jednostek, które mogą być obsługiwane łącznie. Moim zdaniem to prawo powinno być dostosowane do rozwiązań organizacyjnych, a nie na odwrót – uważa Jeremi Mordasewicz.
Związki zawodowe zwracają jednak uwagę na pewne zagrożenia, z jakimi mogłyby się wiązać tego typu zmiany. – Nie jesteśmy zwolennikami zwolnienia z opłacania składek, bo trudno jest obecnie przewidywać sytuację ekonomiczną nawet w perspektywie kilku lat. Nie mamy pewności, czy nie dotknie nas np. kryzys gospodarczy lub embargo na produkty z konkretnych branż. Pieniądze z FGŚP gwarantują w takich sytuacjach minimum stabilności dla zatrudnionych – wyjaśnia Bogdan Grzybowski.
Tłumaczy też, że tego typu decyzje nie powinny zapadać w okresie, w którym może dojść do zmiany rządu.
– Nie wiemy zatem w praktyce, jaka polityka w zakresie rynku pracy będzie prowadzona w najbliższym czasie – dodaje.
Wspólny punkt
Partnerzy społeczni zgadzają się natomiast co do jednego – powinni mieć większy wpływ na los pieniędzy gromadzonych w FGŚP i FP.
– Jeśli rząd chce samodzielnie decydować o wydatkowaniu tych środków, powinien przejąć finansowanie funduszy z danin publicznych, czyli podatków. Obecnie na oba fundusze opłacane są składki, a to oznacza, że podmiot je uiszczający powinien odnosić z nich korzyść w przyszłości. Taka jest różnica między składką a podatkiem – zauważa Jeremi Mordasewicz.
Jego zdaniem pracownicy też mogliby podnosić, że skoro od ich wynagrodzeń opłacana jest składka na FP, to zasiłek dla bezrobotnych powinien odpowiadać kwocie zarabianej przez osobę, która utraciła etat.
– Środki zgromadzone na funduszu mogłyby być wydatkowane np. na podwyższenie zasiłków, które dziś są za niskie i nie gwarantują możliwości utrzymania w okresie poszukiwania pracy – uważa Bogdan Grzybowski.
Jego zdaniem powinna funkcjonować Rada Partnerów Społecznych, która miałaby wpływ na sposób wydatkowania pieniędzy zarówno z FGŚP, jak i FP.