"Młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy powinni przestać łudzić się, że ktoś czeka na nich z pracą. Rynek nie czeka na nikogo i trzeba o siebie zawalczyć" - takie wnioski płyną z poszukiwania pierwszej pracy.

Kończy studia, dostaje dyplom, na który pracował pięć lat i siada do komputera szukać pracy. Przegląda ogłoszenia. W pierwszym brakuje mu trzech lat doświadczenia. Ma co prawda rok, który przepracował sumiennie, bo tylko na tyle pozwolił mu rozkład zajęć, ale to za mało by nabrać doświadczenia. W drugim brakuje znajomości języka hiszpańskiego na poziomie komunikatywnym, choć zna na takim niemiecki i angielski. W trzecim, dziesiątym i pięćdziesiątym ogłoszeniu też brakuje „czegoś”. Aplikacje wysyła, bo próbować trzeba, ale konkurencja jest duża – Polacy są przecież coraz lepiej wykształceni. Historii z szukaniem pracy po studiach jest tyle, ilu absolwentów. Jednak statystycznie rzecz biorąc sytuacja jest trudna.

- W moim przypadku ta historia miała swój ciąg dalszy w urzędzie pracy. Nie mogłem znaleźć pracy przez pół roku po studiach, więc zarejestrowałem się jako bezrobotny. Było mi potrzebne ubezpieczenie, a poza tym na tym etapie spodziewałem się jakiejś konkretnej oferty od instytucji, która została do tego powołana – opowiada Kamil, twórca bloga Magister szuka pracy. Urzędy pracy już dawno straciły kontakt z rynkiem pracy. Większość przedsiębiorców szuka pracownika zamieszczając ogłoszenia w internecie. – Oferty pracy nie dostałem żadnej. Byłem również zainteresowany kursami, szkoleniami – wszystkim co pozwoliłoby mi znaleźć pracę. I tu urząd nie miał zbyt wielkiej oferty. Standardem jest kurs obsługi komputera, ale nie oszukujmy się – nasze pokolenie niemalże urodziło się z komputerem w ręku – opowiada Kamil.

Kompetencje młodych na rynku pracy są najwyższe spośród wszystkich grup wiekowych. Jednak, jak wynika z tegorocznego Bilansu Kapitału Ludzkiego, ogólną sytuację rynkową osób młodych, mierzoną odsetkiem bezrobotnych, ocenić należy jako relatywnie najgorszą. Prawie co piąta osoba do 30 roku życia deklaruje, że problemy ze znalezieniem zatrudnienia. Szanse te znacząco rosną w grupie osób nieco starszych. Jak podkreśla Polska Agencja Przedsiębiorczości okres do 30 roku życia jest momentem zawodowym najtrudniejszym z kilku powodów, w tym przede wszystkim w związku z brakiem doświadczenia oraz zazwyczaj słabo rozwiniętym kapitałem społecznym zawodowym. Jest to okres najbardziej niestabilny zawodowo oraz niepewny, a co za tym idzie, niesprzyjający poczuciu bezpieczeństwa na rynku pracy. W okresach niestabilności gospodarczej, to oni jako pierwsi odczuwają jej skutki.

Bezrobocie wśród młodych w Polsce jest silnie wyznaczone przez geografię. Granice podziałów wyznaczane są przez różnice między miastem a wsią oraz zróżnicowanie regionalne. W przypadku bezrobocia wśród młodych podział na Polskę A i B jest bardzo wyraźny. Dramatyzm sytuacji osób młodych w województwach wschodnich pokazują nie tylko wyższe wskaźniki bezrobocia w tej grupie, ale też wyższe wskaźniki nieaktywności zawodowej.

- Zbyt mało się mówi o problemach młodych na rynku pracy. Założyłem bloga właśnie po to, aby zainteresować szersze grono osób tragizmem i groteską procesu poszukiwania zatrudnienia w dzisiejszych czasach. W tej chwili chcę, aby blog ten był platformą internetowego wsparcia dla młodych ludzi, dopiero co wchodzących na rynek pracy. Skądś muszą mieć wsparcie - stwierdza Kamil Ulik.

Z Bilansu Kapitału Ludzkiego wynika również, że młodzi absolwenci cieszą się już z samego znalezienia pracy. Najrzadziej powodem do zadowolenia są zarobki. Z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego w 2013 roku wynika, że co drugi pracownik o stażu niższym niż rok zarabiał mniej niż 2 632 złotych brutto miesięcznie. Najgorzej wynagradzani spośród nich nie zarabiali nawet 2 000 zł. – Rzekoma roszczeniowość naszego pokolenia to mit, ale i efekt tego wdrukowania nas w schemat. Rodzice przekonywali , że pójście na studia zagwarantuje nam dobrą pracę. Potem utwierdzali nas w tym wykładowcy. Czasem mówili, że sytuacja na rynku pracy jest ciężka no, ale oczywiście Wy sobie poradzicie. Uwierzyliśmy im, a otrzeźwienie przyszło później. Pamiętam pewne zajęcia z planowania kariery w czasie studiów, na których uczestnicy mówili, że satysfakcjonowałoby ich zarabianie 4 tys. zł. Im bliżej końca studiów, tym te oczekiwania były niższe – opowiada Kamil.

Potwierdzają to badania. Według raportu PwC za 2013 roku 62 proc. licealistów i 83 proc. studentów wie, co będzie robić w przyszłości. Z chwilą uzyskania dyplomu pewność ta się rozmywa. Co czwarty absolwent nie wie co będzie robić w przyszłości.

Okazuje się również, że to nie praca poniżej kwalifikacji czy niskie wynagrodzenie jest dla młodych największym problemem. – Najgorzej było kiedy pracowałem na umowę o dzieło i zarabiałem 700-800 złotych i nie miałem prawa do ubezpieczenia zdrowotnego, a czasem każdemu zdarza się zachorować. Są oczywiście możliwości żeby skorzystać z jego usług nawet w takiej sytuacji, ale budżet na to nie pozwala – śmieje się Kamil.

- Każdy jest panem swojego losu, dlatego mówiąc o sytuacji młodych na rynku pracy nie używam słowa wina – mówi Kamil Ulik. – My, młode pokolenie, realizowaliśmy po prostu schemat, który do pewnego momentu się sprawdzał: studia zagwarantują dobrą pracę. Problem polega na tym, że zbyt późno został uchwycony moment, w którym przestał się on sprawdzać. A duża część pokolenia naszych rodziców nadal nie widzi problemu i nie dostrzega, że czasy się zmieniły. Co gorsza nie widzą tego politycy. W kampanii wyborczej Bronisław Komorowski mówił o programie, który miał zapewnić pracę 100 tysiącom młodych absolwentów. Problem polega na tym, że tego typu obietnice nie są rozwiązaniem przyczyny tej sytuacji. A leży ona w braku przygotowania uczelni, braku obowiązkowych zajęć z planowania kariery w liceum i na studiach oraz współpracy uczelni z biznesem, która dawałaby gwarancję płynnego przejścia z roli studenta do roli spełnionego, nie pracującego poniżej swoich kwalifikacji pracownika - dodaje.