"Obecny kodeks pracy nie nadąża za współczesnymi wyzwaniami" - mówi wiceprezes BCC, Zbigniew Żurek. Jego zdaniem politycy powinni podjąć męską decyzję i napisać kodeks od nowa. Nowe przepisy powinny zaś być jasne, lapidarne, krótkie i zrozumiałe dla każdego obywatela.
Do listy życzeń ekonomistów swój postulat dodaje też strona związkowa. Prawnik OPZZ Paweł Śmigielski uważa, że jeśli rząd nie zmieni całego kodeksu, to powinien w pierwszej kolejności zająć się kwestią umów terminowych, tak zwanych śmieciówek. "To dziś patologia szkodliwa zwłaszcza dla młodych" - twierdzi Świgielski. Tego typu zatrudnienie nie daje żadnej ochrony, a pozwala zwolnić pracownika z raptem 2-tygodniowym wyprzedzeniem.
Strona związkowa uważa, że umowy terminowe przyczyniają się znacznie do emigracji zarobkowej wśród młodych Polaków. Z częścią postulatów ekonomistów i związkowców zgadza się też ministerstwo pracy.
Podsekretarz stanu w tym resorcie Radosław Mleczko przypomina, że w parlamencie jest projekt, który ma zmienić kwestię umów terminowych. Jest w tej chwili procedowany w komisji pracy. Wiceminister Mleczko zapewnia, że nie jest to krucjata przeciwko umowom terminowym jako takim, bo są sytuacje, że i ta forma zatrudnienia jest korzystna. "No ale umowa terminowa zawierana na 20 lat z 2-tygodniowym okresem wypowiedzenia to nie jest szczęśliwe rozwiązanie" - tłumaczy Radosław Mleczko.
W ubiegłym roku na umowach terminowych oraz różnego rodzaju umowach o dzieło czy na zlecenie było zatrudnionych ponad pięć milionów Polaków. Według znawców rynku pracy to bardzo negatywne zjawisko, ponieważ tego typu forma zatrudnienia nie wiąże pracownika z firmą.
W globalnym rozrachunku młodzi ludzi - bo to oni są najczęściej zatrudniani na umowy terminowe - nie biorą kredytów mieszkaniowych, nie zakładają rodzin i nie decydują się na potomstwo. To zaś prosta droga - zdaniem demografów - do szybkiego starzenia się polskiego społeczeństwa i problemów w przyszłości z utrzymywaniem szerzy emerytów.