Drożeje edukacja, ale wciąż maleją pakiety socjalne dla rodzin z dziećmi.
8,1 mln Brytyjczyków – rodziców i dzieci – żyło w 2014 r. poniżej minimalnego poziomu dochodów, który pozwalałby na standardowe uczestnictwo w życiu społecznym. To dużo, bowiem rok wcześniej ta grupa była o 2,2 mln mniejsza. Tak przynajmniej wynika z raportu Joseph Rowntree Foundation (JRF). Brytyjska fundacja nie uwzględniła przy tym osób bezdzietnych ani takich, których dzieci zdążyły się już usamodzielnić.
– Ci ludzie niekoniecznie żyją w ubóstwie, ale nie stać ich na nic więcej niż opłacenie mieszkania, kupno podstawowych ubrań i jedzenia. Muszą się obyć bez wymiany samochodu na nowszy czy wyjazdu na wakacje – tłumaczy DGP Tom Peters z JRF. Zdaniem badaczy za ubożenie społeczeństwa odpowiadają szybki wzrost kosztów życia oraz cięcia socjalne.
Potwierdzają to dane Urzędu Statystyki Narodowej (ONS). W latach 2005–2014 jedzenie i napoje bezalkoholowe podrożały w Wielkiej Brytanii o 43 proc., a wydatki na mieszkanie – o 55 proc. Najmocniej w budżety brytyjskich rodzin uderzyła jednak drożejąca edukacja. Na przestrzeni dekady koszty nauki wzrosły o blisko 150 proc. Tak dynamiczny wzrost wydatków zmusił rodziców do sporego wysiłku finansowego. Według JRF minimalny koszt wychowania dziecka od narodzin do ukończenia 18. roku życia przekracza obecnie 148 tys. funtów (830 tys. zł).
Jeszcze wyższe kwoty podaje Centre of Economics and Business Research (CEBR). Według ekspertów z tej organizacji w ciągu 21 lat rodzice wydadzą na dziecko 230 tys. funtów (1,3 mln zł), czyli o 63 proc. więcej niż dekadę wcześniej. Liczby nie wyglądałyby tak strasznie, gdyby wynagrodzenia rosły w tak równym tempie jak wydatki. Tymczasem przeciętna pensja na Wyspach wzrosła w latach 2005–2014 o zaledwie 16 proc., z 1,6 tys. funtów (8,9 tys. zł) do 1,8 tys. funtów (10,3 tys. zł) miesięcznie.
Dodatkowym zmartwieniem dla rodzin z dziećmi są redukcje w systemie świadczeń socjalnych, od dwóch lat systematycznie wprowadzane przez rząd Davida Camerona. Według najnowszych analiz ONS najbiedniejsze rodziny z dziećmi otrzymują w ciągu roku o 1,2 tys. funtów (6,7 tys. zł) mniej niż przed wprowadzeniem reform. JRF mocno krytykuje sięganie do portfeli ubogich. – Konieczne są reformy sektora finansowego, rynku energii i transportu. Państwo musi zapewnić osobom o niskich dochodach racjonalny stosunek cen do jakości usług – mówi Tom Peters.
Problemy brytyjskiego społeczeństwa zauważa także Michał Dembiński, główny doradca Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. – Choć Wielkiej Brytanii udało się uniknąć szoku socjalnego, echa kryzysu na tamtejszym rynku pracy są wciąż odczuwalne. Furorę zrobiły umowy na zero godzin, w których pracodawca nie gwarantuje zatrudnienia i dzwoni do pracownika tylko w razie potrzeby – wyjaśnia Dembiński i podkreśla, że sami Brytyjczycy mocno ograniczyli swoje oczekiwania finansowe i częściej godzą się na niższe zarobki.
Premier David Cameron zapowiadał podczas kampanii przed ubiegłorocznymi eurowyborami, że priorytetem dla jego rządu będzie doprowadzenie do stanu pełnego zatrudnienia. Rzeczywiście, bezrobocie nad Tamizą powoli spada. Jednak zdaniem JFK to nie wystarczy. – Nie w tym tkwi problem. Rząd powinien podnieść płacę minimalną. Przy obecnym progu nie zapewnia ona godnego utrzymania – tłumaczy Tom Peters. Od 1 stycznia płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi 1074 funty (6024 zł). W ciągu czterech lat wzrosła o 96 funtów (538 zł). Władze obawiają się, że szybszy wzrost zahamuje spadek bezrobocia.