Prawdą jest, że niestety większość osób biernych zawodowo rejestruje się w UP tylko w celu uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego - mówi dr Tomasz Lasocki, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr Tomasz Lasocki, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd chce oddzielenia statusu bezrobotnego od ubezpieczenia zdrowotnego. To dobry pomysł?
Dzisiaj po utracie tytułu do ubezpieczenia zdrowotnego, czyli po ustaniu zatrudnienia lub zakończeniu działalności gospodarczej, ma się prawo do świadczeń opieki zdrowotnej przez 30 dni. Jeżeli w tym okresie podejmie się np. kolejne zatrudnienie, nie będzie ani jednego dnia przerwy w uprawnieniu do świadczeń zdrowotnych. Jeżeli poszukiwanie nowego pracodawcy się wydłuża, można zarejestrować się w urzędzie pracy (UP) jako bezrobotny. Obecnie status zarejestrowanego bezrobotnego to jeden z tytułów ubezpieczenia zdrowotnego, który uprawnia do świadczeń medycznych. Prawdą jest, że niestety większość osób biernych zawodowo rejestruje się w UP tylko w celu uzyskania takiego ubezpieczenia. Choć formalnie deklarują, że są gotowe do podjęcia pracy, w rzeczywistości często nie są tym zainteresowane. W takiej sytuacji wysiłki urzędów pracy nie mogą być skuteczne, na czym tracą osoby rzeczywiście zainteresowane efektywną pomocą. Racjonalizacja tego stanu to dobry kierunek i dobrze, że są takie plany.
Z założeń do projektu ustawy nie wynika, jak rząd zamierza rozwiązać problem. Jakie scenariusze są zatem możliwe?
Jest ich kilka. Po pierwsze osoby, które utraciły zatrudnienie, mogłyby korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego przez jakiś czas od momentu jego ustania, np. zamiast dotychczasowego miesiąca przez dziewięć lub dwanaście miesięcy. Byłby to najprostszy scenariusz do realizacji. W takim wariancie ZUS, a wtórnie NFZ operowałyby na danych ze zgłoszeń o wyrejestrowaniu z ubezpieczeń, które i tak mają. W konsekwencji istotnie redukowałoby to poziom zaangażowania pracowników tej instytucji. Jeśli wpływałaby informacja o wyrejestrowaniu z ubezpieczeń społecznych, to pomimo ustania ubezpieczenia prawo do świadczeń przysługiwałoby przez gwarantowany okres. Jeżeli taka osoba we wskazanym okresie podjęłaby nowe zatrudnienie, prawo do świadczeń zdrowotnych nadal by istniało, choć korzystający z niego stawałby się już ubezpieczonym. W tym scenariuszu można zabezpieczyć się przed sytuacjami, w których ktoś zawierałby cyklicznie umowę na jeden dzień, aby móc korzystać ze świadczeń, dokonując odpowiedniego zastrzeżenia w przepisach ustawy. Taki wariant wyeliminowałby w prosty sposób pseudobezrobotnych nieposzukujących pracy.
Najmniej efektywne byłoby natomiast rozwiązanie, w którym przesłanki uzyskania uprawnień będą podobne do obecnych, ale całą procedurę zgłaszania bezrobotnego do ubezpieczenia przejmie ZUS. To niewiele zmieni. Zadania zostaną jedynie przerzucone na organ rentowy. Jest też trzeci, najszerszy scenariusz, który zakłada, że każdemu obywatelowi zostanie nadane prawo do świadczeń zdrowotnych.
Czyli bez względu na to, czy płacisz składki, czy nie, ubezpieczenie zdrowotne ci przysługuje.
Tak. W tym wariancie upada jednak ostatni argument osób twierdzących, że ubezpieczenie zdrowotne jest w istocie ubezpieczeniem. O ubezpieczeniu możemy mówić bowiem wtedy, kiedy dana osoba znajduje się w grupie ryzyka i przenosi na ubezpieczyciela (dzięki składce) majątkowe skutki wystąpienia tego ryzyka.
W wariancie, o którym mówimy, wszyscy będą mogli nieodpłatnie skorzystać ze świadczeń, ale na wspólny fundusz łożyć będzie tylko część - osoby aktywne zawodowo. Wówczas będziemy mieli do czynienia z tzw. metodą zaopatrzeniową, choć finansowaną de facto z podatku zdrowotnego. Ktoś może powiedzieć, że to tylko zmiana nazwy - ze składki na podatek. Ubezpieczenie ma jednak to do siebie, że mogą na nie łożyć wyłącznie ci, którzy potencjalnie mieliby z niego skorzystać. Formalne stwierdzenie, że składka zdrowotna (w odróżnieniu od np. składki emerytalnej) jest w rzeczywistości podatkiem, otwiera w dyskusji nowe wątki, które mogłyby się przyczynić do poprawy sytuacji w systemie.
Po pierwsze można byłoby się zastanawiać, czy na podatek powinni łożyć tylko pracujący, czy też np. firmy, których produkty szczególnie negatywnie wpływają na zdrowie. Po drugie można wówczas pokusić się też o ujednolicenie przedmiotu takiego opodatkowania. Nie rozumiem, dlaczego obecnie pracownik i zleceniobiorca płacą składkę zdrowotną od przychodu, część przedsiębiorców od dochodu, inni zaś metodą progów przychodowych, a jeszcze inni ryczałtem. Mamy obecnie iluzję ubezpieczenia zdrowotnego.
Odejście od fasadowej formy ubezpieczeniowej oznaczałoby również dyskusję o tym, czy sprawiedliwe jest, że wszyscy mają prawo do opieki zdrowotnej, ale zrzucają się na to tylko ci, którzy pracują. Taki stan nie jest w mojej opinii niekonstytucyjny - np. z pomocy policji korzystają przecież także osoby, które nie płacą podatków. Odrzucenie pozorów pozwoliłoby dostrzec, że już w obecnym wariancie miliony osób są zgłoszone np. jako członkowie rodziny, czyli składek nie płacą, ale z opieki korzystają. Jak widać, deklaracje ministerstwa mogą być rozumiane na wiele sposobów.©℗
Rozmawiała Paulina Szewioła