Monter nawierzchni kolejowych, technik dekarz oraz technik robotyki – takie profesje pojawiły się na nowej liście zawodów deficytowych MEN. To odpowiedź na wyzwania przyszłości.

– Wyzwania technologiczne i cywilizacyjne wymuszają na firmach inwestycje w automatyzację i robotyzację. A to oznacza większe zapotrzebowanie na pracowników specjalizujących się w obsłudze tego rodzaju maszyn, niezależnie od branży – mówi Jakub Gontarek, ekspert ds. edukacji i zielonych umiejętności z Krajowego Ośrodka Zmian Klimatu. I dodaje, że Polska, podobnie jak inne kraje UE, musi budować kadry pod przyszłe inwestycje ze środków Europejskiego Zielonego Ładu.
– W klasyfikacji zawodów szkolnictwa zawodowego nie istnieją jeszcze zawody przeznaczone dla tego sektora. Na razie można stawiać na pokrewne, czyli specjalistów, których umiejętności będzie można wykorzystać na przykład przy instalacji paneli fotowoltaicznych. Stąd zapewne ten dekarz. Wielkim wyzwaniem będzie sprostanie zapotrzebowaniu na wykwalifikowanych pracowników do głębokiej termomodernizacji, brakuje ich na naszym rynku – tłumaczy Gontarek. Jego zdaniem monter nawierzchni kolejowej to odpowiedź na rozwój kolejnictwa, w tym Centralnego Portu Komunikacyjnego.
– Te kierunki typowane są z myślą o przyszłości, szczególnie branży energetycznej. A więc nie na tu i teraz, a na to, co czeka nas za kilka lat – podkreśla.
O zadbanie o rozwój dekarstwa od dawna walczyło Polskie Stowarzyszenie Dekarzy. Było bowiem nikłe zainteresowanie nauką tego zawodu. Jedną z głównych przyczyn było to, że szkoła branżowa I stopnia w zawodzie dekarz nie dawała możliwości kontynuowania nauki, dlatego co roku do zawodu wchodziło góra 50 osób, co stanowiło zaledwie promil potrzeb. Teraz po jej skończeniu będzie można iść do technikum albo szkoły branżowej II stopnia.
Dla dyrektorów szkół branżowych lista opublikowana przez MEN to podpowiedź, jakie kierunki powinni tworzyć w swoich placówkach. Zauważają, że większość na liście to zawody techniczne, mechaniczne i mechatroniczne – ze wszystkich 28 aż 20 ma właśnie taki charakter.
Ministerstwo stworzyło także nowe zawody, np. podologa (zajmuje się profilaktyką i leczeniem chorób stóp). Jak tłumaczy MEN już dziś brakuje tych specjalistów, a zapotrzebowanie na ich usługi będzie rosło, co wynika m.in. z rozwoju chorób cywilizacyjnych np.: cukrzycy, otyłości oraz starzenia się społeczeństwa.
Dla dyrektorów szkół branżowych możliwość otwierania nowych kierunków jest z jednej strony atrakcyjna, z drugiej zaś może stanowić wyzwanie i może być trudno je zaoferować już od września. – Choć konkurencja na rynku szkół branżowych rośnie. Dzieci nie przybywa, a szkół branżowych owszem, natomiast pieniądze idą do nich za uczniem. Dyrektorzy będą próbowali działać, choć niekoniecznie musi się im udać – mówi dyrektor technikum na terenie Mazowsza. Na przeszkodzie stanie oczywiście COVID-19, który przełożył się na sytuację gospodarczą, a więc i kondycję wielu firm. Jak zdradza nasz rozmówca już ma sygnały od swoich partnerów z biznesu, że będą ograniczać wydatki do niezbędnych – na pensje i utrzymanie produkcji. – Kształcenie i rozwój pracownika schodzi na dalszy plan, co oznacza mniejsze angażowanie się we współpracę ze szkołami zawodowymi – martwi dyrektor technikum.
Na przeszkodzie mogą też stanąć trudności w organizowaniu praktyk zawodowych i egzaminów branżowych dla nowych kierunków. Jak przyznaje jeden z dyrektorów szkół branżowych w Małopolsce, w której uczą się uczniowie z lekkim upośledzeniem umysłowym, dla nich katastrofą może być decyzja o zamknięciu hoteli. Jeśli znów zostaną zamrożone, uczniowie nie będą mogli odbywać praktyk, więc trudno im się będzie znaleźć na rynku pracy.
Dotyczy to nie tylko hotelarstwa, ale większości zawodów. Nowe zawody też wymagają praktyki. Egzamin internetowy nie wchodzi w grę, mógłby wprawdzie teoretycznie zostać zorganizowany w szkole, ale wymagałoby to odpowiedniego sprzętu i wyposażenia, na który placówek nie stać. Dyrektorzy martwią się więc, czy uczniowie będą mogli wrócić do zakładów pracy na szkolenia.