Kryzys ekonomiczny w krajach UE spowodował, że Europejczycy, sami zagrożeni pogorszeniem statusu materialnego, dopuszczali się dyskryminacji na rynku pracy wobec imigrantów - wynika z zaprezentowanego w Brukseli raportu organizacji ENAR.

European Network Against Racism (ENAR, czyli Europejska Sieć Przeciw Rasizmowi) ogłosiła 17 marca serię 23 tzw. Raportów Cieni o dyskryminacji na rynku pracy z powodu pochodzenia lub wyznania w krajach Unii Europejskiej.

Tegoroczny raport ENAR skupił się na zjawisku dyskryminacji w miejscu pracy. Według autorów badań na gorsze traktowanie z powodu pochodzenia lub wyznania w miejscu pracy narażone jest pięć grup: imigranci spoza UE, Romowie, muzułmanie, osoby pochodzenia afrykańskiego i czarnoskórzy oraz kobiety pochodzące ze środowisk imigrantów i mniejszości narodowych. Pomimo obowiązującego w Unii prawa, które zakazuje praktyk dyskryminujących, jest to zjawisko szeroko spotykane w całej Europie.

Kryzys ekonomiczny na Starym Kontynencie spowodował, że Europejczycy, sami zagrożeni pogorszeniem statusu materialnego, znacznie częściej byli skorzy do gorszego traktowania na rynku pracy innych z powodu ich pochodzenia etnicznego, rasowego czy imigranckiego. W Finlandii i Belgii bezrobocie wśród imigrantów jest trzykrotnie wyższe niż wśród rodowitych Finów czy Belgów. Czarnoskórzy mieszkańcy Hiszpanii są dwukrotnie częściej bezrobotni niż ogół Hiszpanów. W Holandii grupą o największym wskaźniku bezrobocia są Marokańczycy. Według badań Agencji Praw Podstawowych UE jeden na trzech Romów deklarował brak zatrudnienia w 11 krajach Unii.

W czasie rekrutacji i w miejscu pracy

Odmienność pochodzenia i wyznania realnie zmniejsza szanse także w trakcie szukania pracy w krajach UE. 64 proc. badanych imigrantów na Węgrzech zadeklarowało, że spotkało się z dyskryminacją wobec nich podczas szukania pracy. Imigranci w Niemczech mają mniejsze szanse na znalezienie pracy, pomimo posiadania tego samego stopnia wykształcenia, co rodowici Niemcy. W Wielkiej Brytanii osoby z obco brzmiącymi nazwiskami mają trzykrotnie mniejsze szanse w procesie rekrutacji niż osoby z typowo brytyjskimi nazwiskami. We Francji gorsze traktowanie podczas rekrutacji spotyka osoby z dzielnic biedy. Ponad połowa agencji pracy w Holandii nie pozwala wpisywać kandydatom pochodzenia marokańskiego, tureckiego lub surinamskiego. Młoda muzułmanka, która ukończyła w Hiszpanii farmację z drugim najlepszym wynikiem na roku, nie mogła znaleźć pracy przez trzy lata, ponieważ nie chciała zrezygnować z noszenia muzułmańskiego okrycia.

Ci, którym udało się znaleźć pracę, nadal narażeni są na gorsze traktowanie, m.in. niższe wynagrodzenie, brak szans na awans, niepewne i trudne warunki pracy, molestowanie czy niesłuszne zwolnienie. Pensje Romów na Węgrzech są niższe niż rodowitych Węgrów. Podobnie Turcy w Austrii zarabiają o 20 proc. mniej niż sami Austriacy. Co trzeci imigrant we Włoszech pracuje jako pracownik niewykwalifikowany (w całych Włoszech taki status ma tylko 8 proc. pracowników). Badani w Czechach deklarowali, że spotykali się z sytuacją odmowy awansu motywowaną: „To jeszcze nie czas na czarnoskórego na pozycji menedżera”.

Sytuacja w Polsce

W polskim raporcie zaznaczony jest związek dyskryminacji imigrantów na rynku pracy z występującymi w Polsce zjawiskami mowy nienawiści i aktami przemocy na tle rasowym. W ocenie raportu w Polsce najbardziej narażeni na dyskryminację na rynku pracy są Romowie oraz uchodźcy (szczególnie z rejonu Kaukazu). Polski raport wymienia, że obcokrajowcy zatrudnieni u nas w wielu wypadkach są zmuszani do pracy w nadgodzinach pod groźbą zwolnienia. Autorka polskiej wersji Raportu Cieni, Agnieszka Mikulska-Jolles z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, zauważa, że problem dyskryminacji na rynku pracy z powodu pochodzenia i wyznania jest dość dobrze rozpoznany przez polskich naukowców i organizacje pozarządowe. Wskazuje jednocześnie, że problem nie jest obecny w debacie publicznej i nie jest szeroko dyskutowany.

Imigranci w Polsce są nierówno traktowani i spotykają ich zachowania dyskryminujące, a system ochrony jest nieskuteczny. Niewiele spraw trafia na wokandy sądowe oraz do Państwowej Inspekcji Pracy. Jedną z przyczyn jest często nielegalny lub częściowo legalny pobyt i praca takich osób w Polsce.

Dyrektywa 2009/52/WE

Przyjęta przez Polskę w lipcu 2012 dyrektywa 2009/52/WE przewidująca minimalne normy w odniesieniu do kar i środków stosowanych wobec pracodawców zatrudniających nielegalnie przebywających obywateli krajów trzecich poprawiła sytuację nielegalnych pracowników spoza UE.

Dyrektywa nakazała państwom UE, by te zakazały pracodawcom zatrudniania osób pochodzących spoza Unii i nielegalnie przebywających na terenie UE oraz określiła minimalne kary za łamanie tego zakazu (pracodawcy grozi kara finansowa oraz poniesienie kosztów powrotu nielegalnego pracownika do kraju pochodzenia). Umyślne naruszenie tego zakazu jest przestępstwem. Przepisy dyrektywy nałożyły na pracodawców obowiązek, by ci wymagali przed zatrudnieniem pracownika spoza UE jego zezwolenia na pobyt. Kopia takiego zezwolenia musi być przez pracodawcę przechowywana do kontroli. Ponadto na pracodawcy spoczywa obowiązek informowania o zatrudnieniu takiej osoby.

Przywołana dyrektywa 2009/52/WE wprowadziła także odpowiedzialność pracodawców na zaległe wobec nielegalnego pracownika wynagrodzenie, a nielegalnym pracownikom dała prawo do dochodzenia roszczeń z tego tytułu. Dla obliczeń zaległości wobec pracownika zastosowano podważalne domniemanie 3-miesięcznego stosunku pracy. Oprócz pensji pracodawca musi pokryć koszty składek na ubezpieczenie społeczne oraz koszty przesłania tych kwot do kraju pochodzenia pracownika.

Wobec pracodawcy nielegalnie zatrudniającego pracownika spoza UE mogą być wyciągnięcie także dodatkowe konsekwencje karne: czasowe pozbawienie dostępu do określonych świadczeń publicznych (w tym: funduszy unijnych), czasowe wykluczenie z udziału w postępowaniach o zamówienia publiczne, nakaz zwrotu pobranych przez pracodawcę świadczeń, a nawet czasowe lub trwałe zamknięcie firmy.

Legalnie pracujący w Polsce imigranci nie dochodzą jednak – ocenia polski raport ENAR – obrony swoich praw, z powodu m.in. braku wiedzy o prawie antydyskryminacyjnym, barier językowych, kosztów postępowań i braku woli do obrony. Taka sytuacja prowadzi do praktycznej bezkarności łamiących prawo pracodawców i zachęca ich do kontynuowania procederu. Dodatkowo kryzys ekonomiczny oraz stale napływające nowe fale imigrantów, mogą – w opinii autorki polskiego raportu – prowadzić w Polsce do eskalacji zjawiska dyskryminacji imigrantów.

Zalecenia ENAR dla państw UE

Unia Europejska ustanowiła już prawo przeciwdziałające dyskryminacji w pracy z powodu pochodzenia czy wyznania. Pomimo to mechanizmy te napotykają na szereg trudności w zastosowaniu. Dyskryminację trudno udowodnić, a sami poszkodowani nie mają zaufania do systemu sądownictwa. Brakuje powszechnej świadomości istnienia prawnej ochrony osób dyskryminowanych rasowo, etnicznie lub na tle wyznaniowym. Do korzystania z prawnej ochrony zniechęca również długość postępowań i koszty z tym związane oraz obawa przez ponowną wiktymizacją (poczuciem bycia ofiarą).

W zaleceniach raport proponuje, by państwa członkowskie UE zaczęły gromadzić i analizować szersze dane o strukturze bezrobocia w swoich krajach pod kątem możliwych różnic pomiędzy ogółem obywateli a osobami z grup imigranckich i mniejszościowych. Według autorów badania ENAR instytucje UE powinny opracować zalecenia dla pracodawców w zakresie różnorodności kulturowej w miejscu pracy. Państwa i instytucje UE powinny zagwarantować w regulacjach prawa wszystkim osobom na terenie Unii prawo do równego traktowania i równej płacy za tę samą pracę. Ponadto badanie zaleca ustanowienie wspólnych standardów kontroli przestrzegania powyższych zasad na rynku pracy w państwach UE.

Dane do badania zebrały organizacje zrzeszone w ENAR na podstawie istniejących badań oraz informacji zebranych od organizacji na co dzień pracujących z imigrantami. W Polsce raport był konsultowany m.in. z Fundacją Helsińską, Fundacją Ocalenie oraz Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej.

Agnieszka Mikulska-Jolles, autorka polskiego raportuHelsińska Fundacja Praw Człowieka

Trzeba pamiętać, że w raportach krajowych mówimy o osobach narażonych na dyskryminację ze względu na pochodzenie narodowe, etniczne, rasowe oraz religijnie, czyli w praktyce o mniejszościach i migrantach. W różnych krajach inne grupy ludzi kryją się pod tym terminem. Upraszczając, można powiedzieć, że w przypadku "Starej Unii" mówimy o migrantach nowo przybywajacych, ale także o kolejnych pokoleniach migrantów, a więc dzieciach i wnukach przybyłych do tych krajów w ciągu XX wieku. W przypadku państw takich jak Polska, migranci to osoby napływające do naszego kraju w ciągu ostatnich, mniej więcej 20 lat. Przybywają oni do Polski przede wszystkim w celach zarobkowych i zwykle bez kłopotu znajdują pracę, najczęściej w sektorach "opanowanych” przez migrantów - rolnictwie, budownictwie, przetwórstwie, pracy na rzecz gospodarstwa domowych. W przeciwieństwie do migrantów w Europie Zachodniej, zazwyczaj nie mają problemu ze znalezieniem zatrudnienia, jednak ich warunki pracy i płacy są gorsze od tych proponowanych Polakom. Bardzo często pracują oni „na czarno”, lub częściowo na czarno, co w niektórych przypadkach sprzyja byciu wykorzystywanym i oszukiwanym przez pracodawców.

Często pojawiającym się problemem jest praktyka wymagania od cudzoziemców pracowania w dłuższym wymiarze niż ustawowe 8 godzin. Bez urlopów, dni wolnych i bez dodatkowego za to wynagrodzenia. W przypadku pracy w prywatnych gospodarstwach domowych, połączonej z zamieszkaniem, pojawia się problem rozdzielenia czasu pracy od czasu wolnego – niektórzy pracodawcy traktują „domowych” pracowników jak służących. Z praktyki polskich organizacji pozarządowych wynika, że w stosunku do migrantów łamane jest prawo pracy. Oczywiście dotyczy to tych, którzy pracują legalnie, bo osób pracujących na czarno kodeks pracy ani istniejące prawo antydyskryminacyjne, praktycznie nie chroni.

Reasumując, cudzoziemcy w Polsce napotykają dyskryminację już w miejscu pracy, a nie w dostępie do pracy, co jest charakterystyczne dla „starej Unii”. W Polsce z dostępem do pracy mają problem Romowie i Czeczenii (największa grupa osób objętych ochroną międzynarodową). W obu przypadkach problem ten ma dwie przyczyny – niewystarczające lub nieadekwatne na obecnym rynku pracy wykształcenie i kwalifikacje zawodowe oraz niechęć i dyskryminacje ze strony Polaków (często zresztą wyrażana dosłownie). W przypadku Czeczenów dystans do tej grupy jest w jakimś stopniu związany w wyznawaną przez nich religią – islamem. Trzeba jednak zaznaczyć, że przeciwieństwie do wielu krajów „starej Unii”, problem dyskryminacji w pracy (oraz w dostępie do pracy) ze względu na religię nie jest w Polsce powszechny.