Bruksela, która uporała się z kryzysem w strefie euro, teraz stawia na pomoc młodym bezrobotnym. W tym i kolejnym roku wszystkie kraje członkowskie będą realizowały specjalną inicjatywę na rzecz ich zatrudnienia. Na ten cel jest przeznaczonych 6 mld euro.
Polska z tego tortu uszczknie całkiem spory kawałek, bo ok. 1,7 mld euro. Rząd dla młodych przygotował pakiet zawierający kilka nowych rozwiązań. Specjalne bony, za które będą mogli sobie wykupić na rynku potrzebne szkolenia, przesiedlić się w poszukiwaniu pracy do innej miejscowości albo uzyskać doświadczenie zawodowe podczas stażu u przedsiębiorców.
Brzmi pięknie, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Realizacja inicjatywy dla młodych jeszcze się na dobre nie zaczęła, a już nie brakuje głosów, że coś z nią nie tak. Po pierwsze pomoc na znalezienie pierwszej pracy będzie przysługiwała 15-latkowi, jeśli przerwie naukę. Nie będzie jednak do niej uprawniony absolwent studiów, który ukończył 25 lat. Takie kryterium wiekowe faworyzuje Hiszpanów czy Greków, gdzie młodzi ludzie wcześnie kończą edukację i jeszcze jako nastolatkowie zasilają szeregi bezrobotnych. W Polsce nie ma ono sensu. Nasz problem to świetnie wyedukowani i niepotrzebni na rynku pracy dwudziestoparolatkowie. Młodzież w tym wieku stanowi prawie jedną trzecią wszystkich zarejestrowanych bezrobotnych. Tymczasem ich unijna inicjatywa dla młodych nie obejmie.
Na tym jednak nie koniec. Z unijnego wsparcia skorzysta młodzież, która nie pracuje, nie kształci się i nie szkoli. Niepokoi zwłaszcza ten ostatni warunek. Pomoc będzie niedostępna dla osób, które w momencie gdy się o nią starają, korzystają z jakichkolwiek szkoleń podnoszących kwalifikacje. A to oznacza, że bonu nie otrzyma np. dwudziestolatek, który uczęszcza na kurs prawa jazdy lub uczy się języków obcych. Po raz kolejny inicjatywa wyklucza. Przez tak gęste rekrutacyjne sito z programu odpadną ci, którym wsparcie jest najbardziej potrzebne.