Resort pracy zapowiada wprowadzenie jednego okresu, w którym będą mogły obowiązywać umowy terminowe. Wiele wskazuje, że będzie on mógł być wydłużony, jeśli zakładowy lub branżowy układ dopuści takie rozwiązanie. Byłby to dobry kierunek zmian pozwalający stronom stosunku pracy kształtować zasady, które ich wiążą. Problem w tym, że przy wprowadzaniu do kodeksu rozwiązań, które mogą być regulowane w drodze dialogu, ustawodawca nie jest konsekwentny.
Potwierdzeniem tego mogą być przedstawione niedawno zmiany dotyczące elastycznego rozliczania czasu pracy. Ustawodawca zachował w tym zakresie bardzo sztywne przepisy, które nie dają partnerom społecznym przestrzeni do negocjacji.
Sama derogacja przepisów to zresztą tylko początek uelastycznienia przepisów prawa pracy. Cóż bowiem z tego, że pojawi się przestrzeń negocjacyjna dla tworzenia zakładowych przepisów, skoro pracodawca nie będzie miał z kim o nich rozmawiać. Układy zbiorowe mogą negocjować i zawierać w imieniu załogi jedynie związki zawodowe. Tymczasem uzwiązkowienie nadal spada i organizacje reprezentują jedynie ułamek zatrudnionych. Oczywiście pracodawcy wciąż niechętnie widzą je u siebie, ale winna temu jest także charakterystyczna dla Polaków bierność obywatelska, której przejawem jest niechęć do przynależenia do formalnych organizacji.
Są też jednak mali pracodawcy, którzy nigdy nie będą mieli związków i układów zbiorowych, bo zatrudniają po kilka osób. Im także trzeba dać możliwość skorzystania z możliwości dialogu. Niestety, dla związków musi to oznaczać utratę monopolu na dialog w firmie. Nie powinny go bronić, tylko zadbać o wprowadzenie przepisów, które pozwolą wyłonić rzeczywistą reprezentację do negocjacji.