Konsultowanie zmian z zatrudnionymi nie jest popularne. Spośród 3372 zarejestrowanych rad kolejną kadencję kontynuują jedynie 544.
Rady pracowników w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Załogi przedsiębiorstw zatrudniających co najmniej 50 pracowników nie są zainteresowane tworzeniem reprezentacji, która może konsultować z pracodawcą kluczowe problemy związane z działalnością firmy i uzyskiwać informacje o jej planach dotyczących m.in. zatrudnienia. W ciągu trzech lat odsetek zakładów, w których działają rady pracowników, zmniejszył się prawie sześciokrotnie (z 9,99 proc. do 1,71 proc.). To skutek m.in. nieracjonalnych zasad ich powoływania.

Zła ustawa

Rady pracowników można tworzyć na podstawie ustawy z 7 kwietnia 2006 r. o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji (Dz.U. nr 79, poz. 550).
– Niestety jest ona wadliwa. Pracownicy, którzy początkowo mieli nadzieję, że nowa instytucja pozwoli im mieć wpływ na to, co się dzieje w zakładzie pracy, przekonali się, że rada niewiele znaczy, jeśli pracodawca nie widzi potrzeby współpracy z zatrudnionymi – mówi Piotr Ciompa, ekspert Instytut Spraw Obywatelskich.
Tłumaczy, że zgodnie z ustawą do utworzenia takiego przedstawicielstwa niezbędna jest inicjatywa 10 proc. załogi. Tymczasem osoby zaangażowane w jego tworzenie nie mają żadnej ochrony przed negatywnymi konsekwencjami, jakie może wobec nich podjąć pracodawca. Firma może więc łatwo taką inicjatywę zatrzymać.
– Konieczna jest zmiana przepisów. Moim zdaniem ustawa powinna np. nie zawsze zdawać się na inicjatywę załogi w kwestii powstania rady. W bardzo dużych firmach o korporacyjnej strukturze tworzenie przedstawicielstwa załogi powinno być obowiązkiem – uważa Piotr Ciompa.
Podkreśla, że nie bez winy jest Państwowa Inspekcja Pracy, która nie wykryła ani jednego przypadku niewywiązania się pracodawcy z obowiązku informowania o możliwości powołania rady. Co więcej na rynku są prowadzone szkolenia, które pokazują, jak firma może storpedować inicjatywę powołania takiego przedstawicielstwa bez ponoszenia negatywnych kompetencji.

Małe zainteresowanie

Zdaniem praktyków zajmujących się na co dzień współpracą z radami wynika, że nie tylko złe prawo jest winne spadkowi ich liczby.
– Polacy wykazują bardzo niski poziom zaangażowania w działalność społeczną. Skoro nie są zainteresowani wstępowaniem do związków zawodowych, trudno liczyć, że będą powoływać do życia nowe organizacje, i to wymagające zaangażowania – uważa Marcin Wojewódka, radca prawny z kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
Według niego wprowadzanie dodatkowych uprawnień czy ułatwień przy tworzeniu rad nie zmieni obecnych tendencji.
Część ekspertów kwestionuje też zasadność częstszego stosowania sankcji wobec firm starających się nie dopuścić do tworzenia rad. Związkowcy i osoby współpracujące z takimi przedstawicielstwami twierdzą, że są one wciąż postrzegane przez pracodawców jako potencjalny przeciwnik, który mógłby, dzięki uzyskanym informacjom, szkodzić realizacji planów firmy.
– Wprowadzenie surowszych sankcji w stosunku do takich pracodawców mogłoby doprowadzić do jeszcze większej niechęci do rad – uważa Daniel Kiewra, ekspert S.Partner, firmy doradzającej radom pracownikom i przedstawicielstwom załogi
Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem jest przeprowadzenie kampanii informacyjnej, której celem byłoby pokonanie takiej niechęci wśród przedsiębiorców i uświadomienie im pozytywnej roli, jaką reprezentacja załogi może odegrać w firmie.

Struktura fasadowa

Eksperci podkreślają, że brak zainteresowania radami wynika również z ogólnego charakteru ich działalności, która nie przekłada się w wymierny sposób na sytuację pracowników. Rady o niczym nie decydują i nie zawsze wiedzą, co zrobić z uzyskanymi od firmy informacjami.
– Wiele zmieniłaby niewielka modyfikacja w ustawie, zgodnie z którą w firmach, gdzie nie ma związków zawodowych, rada pracownika wstępowałaby w rolę reprezentacji załogi, z którą pracodawca rozmawia np. o zwolnieniach grupowych, porozumieniach o wydłużaniu okresów rozliczeniowych, a nawet negocjuje regulaminy pracy i wynagrodzenia – twierdzi Maciej Chakowski, ekspert z kancelarii Chakowski & Ciszek.
Uważa on, że takie uprawnienia rady wymusiłyby aktywność pracowników, którzy coraz częściej nie są zainteresowani działalnością związkową.
– Związki nie zgodzą się jednak zapewne na przekazanie części swoich uprawnień radom, nawet tam, gdzie nie ma ich organizacji – dodaje.
Możliwe, że wpływ na spadek liczby rad pracowników miał także wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 8 lipca 2008 r., który w znacznym stopniu ograniczył monopol związków zawodowych na powoływanie i obsadzanie rad w firmach, w których działały (sygn. K 23/07, Dz.U. nr 120, poz. 778)
– Związki zawodowe są zainteresowane powoływaniem rad tylko tam, gdzie mają silny mandat i są pewne wprowadzenia swoich ludzi. Dzięki nim mogą zdobyć dodatkowe informacje, a ich członkowie zyskują dodatkową ochronę. Jeśli pozycja organizacji jest słaba, to nie podejmują inicjatywy, by nie powoływać ciała, które może w jakiś sposób z nimi konkurować i odbierać wpływy – uważa Marcin Wojewódka.

Unijne wymysły

Uchwalenie i obowiązywanie ustawy o informowaniu i konsultowaniu jest wynikiem implementacji przez Polskę dyrektywy 2002/14/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 11 marca 2002 r. w tej sprawie. Zdaniem posła Mariusza Kamińskiego (PiS), spadek liczby rad kontynuujących działalność może świadczyć o złym wdrożeniu unijnego prawa. Wystosował nawet w tej sprawie interpelację do ministra pracy.
W odpowiedzi resort napisał, że nie ma podstaw do twierdzenia, iż dyrektywa ustanawiająca ogólne ramy informowania i przeprowadzania konsultacji z pracownikami została faktycznie niewdrożona. W ocenie Jacka Męciny, wiceministra pracy, z informacji o ogólnej liczbie rad pracowników nie można wysnuć wniosku o złej implementacji unijnych przepisów. Należy bowiem uwzględnić pozaprawne aspekty, takie jak zaangażowanie pracowników, wsparcie związków zawodowych czy kultura korporacyjna. Z uprawnienia do tworzenia rady pracownicy mogą skorzystać, ale nie muszą.
Jednak z opublikowanego w sierpniu br. dokumentu Komisji UE wynika, że realizacja wspomnianej dyrektywy w Polsce nie jest wzorowa. Zastrzeżenia komisji dotyczyły przede wszystkim tego, że nasze rozwiązania związane z informowaniem i konsultowaniem nie obejmują znacznej części pracowników, np. zatrudnionych w małych firmach, administracji publicznej oraz członków załóg statków.