Obecne próby zmian w pośredniakach rodzą pytanie, z jakiej kasy mają być opłacane świadczenia zdrowotne. Nie wiadomo komu ten gorący kartofel podrzucić - mówi dr hab. Joanna Tyrowicz, w Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Rząd chce uwolnić urzędy pracy z opłacania składek zdrowotnych za osoby bezrobotne. – Rozważamy dwa pomysły. Zgodnie z pierwszym prawo do ubezpieczenia zdrowotnego w przypadku bezrobotnych miałoby być określane tylko na podstawie numeru PESEL – mówił pod koniec września w rozmowie z DGP minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz. Druga koncepcja resortu zakłada oddzielenie statusu bezrobotnego od osób, które nie osiągają dochodów w wysokości połowy minimalnego wynagrodzenia i nie poszukują aktywnie pracy. Nie straciłyby ubezpieczenia, ale w ich przypadku urzędy pracy nie musiałyby przesyłać co miesiąc dokumentacji do ZUS. To ograniczyłoby biurokratyczne obowiązki.

- Kwestia ubezpieczenia osób bezrobotnych jest niestety bardziej skomplikowana. Dotyka problemu, kto ma finansować koszty leczenia takich osób. Bezrobotny, który nie szuka pracy, wcale nie musi rejestrować się w urzędzie pracy. Jeśli tego nie zrobi składkę zdrowotną opłaci za niego gmina z własnego budżetu - mówi dr hab. Joanna Tyrowicz, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. - Z tego powodu pomoc społeczna „wymaga” od swoich klientów, by rejestrowali się w urzędach pracy, tak aby to nie budżet gminy, a Fundusz Pracy był obciążany z tytułu składki zdrowotnej. Obecne próby zmian w pośredniakach rodzą pytanie, z jakiej kasy mają być opłacane świadczenia zdrowotne. Nie wiadomo komu ten gorący kartofel podrzucić. Nie bardzo też rozumiem, co to znaczy, że bezrobotny będzie leczony na PESEL. Zgodnie z Konstytucją każdy ma bowiem prawo do bezpłatnego leczenia. To jedno z nielicznych świadczeń ze strony państwa, do których konstytucja zapewnia powszechny dostęp. Wprawdzie mamy system eWUŚ, ale on nie określa uprawnień do świadczeń zdrowotnych, a jedynie pilnuje źródła finansowania leczenia danej osoby. Niestety, w praktyce jest inaczej i jest on traktowany jako podstawa weryfikacji uprawnień - tłumacz Tyrowicz.

Obecny system, w który zaangażowane są pośrednikami, kosztuje 180 mln złotych rocznie. Urzędnicy, zamiast szukać pracy dla bezrobotnych, zajmują się papierkową robotą związaną z ubezpieczeniami. Zmiany proponowane przez resort mają uprościć system i wyodrębnić grupę osób, które faktycznie są zainteresowane zdobyciem pracy, a nie jedynie ubezpieczeniem zdrowotnym.

Czy zmiany proponowane przez resort pracy będą skutkowały ograniczeniem biurokracji? Czy pośredniaki staną się bardziej efektywne? Odpowiedzi na te i inne pytania w rozmowie z dr hab. Joanną Tyrowicz z UW. Jutro w "Dzienniku Gazecie Prawnej" i na gazetaprawna.pl