Lepiej, by ustawa bardziej powstrzymywała przed nieprzestrzeganiem prawa, niż karała. Zapytam, ile mamy przypadków, które mogą zaowocować odpowiedzialnością majątkową - mówi Adam Szejnfeld, były wiceminister gospodarki, poseł PO.
Lepiej, by ustawa bardziej powstrzymywała przed nieprzestrzeganiem prawa, niż karała. Zapytam, ile mamy przypadków, które mogą zaowocować odpowiedzialnością majątkową - mówi Adam Szejnfeld, były wiceminister gospodarki, poseł PO.
Jestem pierwszym człowiekiem, któremu zależy, by ta ustawa działała w praktyce. Siedem lat walczyłem z jej przeciwnikami w Sejmie. Ustawę blokowali wszyscy. Psuto ją i ograniczano jej sankcyjność. W końcu udało się ją uchwalić, ale nadal przy totalnej blokadzie SLD i PiS.
Lansowanie tezy, iż jest ona martwa, uważam z dwóch powodów za nieuprawnione. Po pierwsze, większość przykładów, o których się słyszy, dotyczy sytuacji sprzed jej wejścia w życie. A przepisy nie mogą działać wstecz. Po drugie, trzeba pamiętać, że zgodnie z ustawą warunkiem odpowiedzialności urzędnika jest m.in. wykazanie rażącego naruszenia prawa przy wydawaniu rozstrzygnięcia oraz wypłata zasądzonego przez sąd odszkodowania. Dopiero gdy takie postępowanie sądowe się zakończy, a to trwa niekiedy lata, prokurator może wszcząć postępowanie ustalające winnych urzędników oraz kierować przeciw nim pozew do sądu. Za wcześnie więc jeszcze na ten etap.
Raczej realnie. Ustawa ta ma bowiem dwie funkcje. Pierwsza to sankcyjna, ale druga, może ważniejsza, prewencyjna. Wolałbym, by bardziej odstraszała urzędników i powstrzymywała ich przed łamaniem prawa, niż musiała karać. To powinna być ostateczność. Natomiast na podstawie danych tylko z Ministerstwa Finansów widać, że ten cel został osiągnięty. Spadła bowiem liczba spraw, w których wydano rozstrzygnięcia z rażącym naruszeniem prawa. To bardzo dobrze.
Dlatego podjąłem działania mające na celu ustalenie, ile było przypadków takich naruszeń, które mogłyby w przyszłości zaowocować odpowiedzialnością majątkową konkretnych urzędników. Interesują mnie te sprawy, które miały miejsce już po wejściu w życie ustawy. Pytałem o to ministerstwa, teraz zapytam prokuratora generalnego.
Rzeczywiście źle, że nikt tego nie bada. Brakuje kompleksowych, zbiorczych danych, które pozwoliłyby na wysuwanie od ręki jakichś wniosków i podejmowanie stosownych działań.
Mam nadzieję. Dlatego ten stan inspiruje mnie do podjęcia kolejnej inicjatywy legislacyjnej, by to zmienić. Jedną z największych bowiem trudności ograniczania w Polsce biurokracji jest nie tylko stan prawodawstwa, lecz także praktyka stosowania przepisów przez administrację. W ustawie o odpowiedzialności urzędniczej zawarliśmy normy mające na celu przełamanie solidarności urzędniczej i krycia jednych zatrudnionych przez drugich. Służy temu, pod groźbą kary, obowiązek podjęcia stosownych działań przez kierownictwo urzędu, a potem prokuratora. Sprawdzam, czy tak się dzieje w praktyce.
Państwo nie może dawać się okradać, a płacenie odszkodowań za rażąco złe decyzje urzędników tak można by w przenośni nazwać. Jako pracodawca nie może też tolerować złej pracy zatrudnionych osób. Praca urzędników administracji publicznej, tej samorządowej i tej państwowej, powinna być jawna i transparentna. To ogranicza kolesiostwo oraz zamiatanie spraw pod dywan. Projekt, nad którym pracuję, będzie miał na celu osiągnięcie tego celu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama