Pod koniec stycznia tego roku średnia wysokość stopy bezrobocia w Polsce sięgnęła 14,2 proc. Kryzys na rynku jest coraz bardziej widoczny. Zwiększa się odsetek osób zatrudnionych na umowy cywilnoprawne, a także samozatrudnionych, co wiąże się z poszukiwaniem oszczędności przez pracodawców.
Koszty zatrudnienia w Polsce stanowią średnio 38,5–39,5 proc. kwoty, którą realnie wykłada pracodawca zatrudniający pracownika na umowę o pracę. Składają się na nie składki ponoszone na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne oraz należny podatek. Oprócz kwot, które podlegają potrąceniu z kwoty brutto przeznaczonej dla pracownika, pracodawca ponosi także dodatkowe koszty. Składka emerytalna czy rentowa jest bowiem finansowana w częściach przez pracownika i pracodawcę, a ubezpieczenie wypadkowe pokrywa w całości firma.
W rezultacie zatrudniając pracownika na umowę o pracę, pracodawca ponosi w rzeczywistości wyższe koszty niż sama kwota brutto wynagrodzenia. Przykładowo bowiem w przypadku zatrudnienia pracownika na kwotę minimalnego wynagrodzenia 1600 zł, pracownik otrzymuje z tego netto kwotę 1181,38 zł, natomiast pracodawca oprócz 1600 zł musi dołożyć jeszcze dodatkowe 291,04 zł na same składki z ubezpieczenia społecznego oraz 40,80 zł na Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
W rezultacie w przykładowej sytuacji pracodawca wykłada faktycznie 1931,84 zł, pracownik otrzymuje jedynie 1181,38 zł, a do budżetu państwa i do ZUS trafia 750,46 zł, czyli prawie 39 proc. Kwoty te wzrastają oczywiście proporcjonalnie wraz ze wzrostem wynagrodzenia.
Wielu ekspertów twierdzi, że wciąż w krajach Europy Zachodniej koszt godziny pracy pracownika jest wyższy niż w Polsce, więc nie powinno się go demonizować. Nie wydaje się jednakże, aby porównanie stawek godzinowych było w takim przypadku właściwe. Musimy bowiem pamiętać, że z wiadomych względów przykładowa kwota 10 euro stawki godzinowej pracy pracownika będzie o wiele mniejszym obciążeniem dla przedsiębiorcy niemieckiego niż małego przedsiębiorcy polskiego i nie wymaga to dalszego komentarza.
Dodatkowo należy zauważyć, że pracodawca nie odczuwa na co dzień udogodnień wynikających chociażby z faktu, że skoro płaci duże składki na ubezpieczenie, ZUS odciąża go od pewnych wydatków związanych z zatrudnieniem. Wystarczy wskazać na fakt, że przez pierwsze 33 dni zwolnienia chorobowego pracownika i tak płaci mu pracodawca. ZUS przejmuje ten obowiązek dopiero po ponad miesiącu. Wiadomym jest natomiast, że większość pracowników nie przekracza w roku owych 33 dni zwolnienia. Do wysokich kosztów dodajmy jeszcze szerokie uprawnienia pracownicze, które niejednokrotnie stanowią dużo większe obciążenie i ryzyko dla pracodawcy niż same koszty zatrudnienia. Otrzymujemy oto sytuację, której szczególnie mniejsi pracodawcy będą bezwzględnie unikać.
Z takich też powodów, gdy na rynku właściwym przedsiębiorcy pojawia się kryzys, pierwszym krokiem, do jakiego posuwa się przedsiębiorca, jest rezygnacja z części zatrudnianej przez siebie załogi. W rezultacie osoby te dołączają do grona bezrobotnych. Ustawodawca powinien zatem rozważyć, czy umowa o pracę nie wróciłaby do łask przedsiębiorców, gdyby koszty z nią związane nie były tak niewymierne w stosunku do korzyści. Znaną prawdą jest, że w sytuacji gdy państwo nakłada na społeczeństwo zbyt wysokie opłaty, społeczeństwo zaczyna ich w różny, czasem bardzo kreatywny sposób unikać. Gdy koszty te są zaś akceptowalne, nikomu nie opłaca się szukać innych rozwiązań. Docelowo zyskuje na tym zarówno społeczeństwo, jak i państwo.

Magdalena Bartosiewicz, aplikant radcowski Chałas i Wspólnicy Kancelaria Prawna