Na zlecenie państwa pracę dla długotrwale bezrobotnych znajdą prywatne agencje. Szkolenia zawodowe dla starszych pracowników będą finansowane ze specjalnego funduszu - mówi Jacek Męcina, wiceminister pracy, cześniej szef zespołu prawa pracy Komisji Trójstronnej.
Czy już zdiagnozował pan bolączki funkcjonowania publicznych służb zatrudnienia?
Kluczowym problemem jest wiązanie ubezpieczenia zdrowotnego ze statusem bezrobotnego. Obciążenia związane z obsługą ubezpieczenia zdrowotnego przez urzędy pracy są gigantyczne, a dodatkowo rejestrujemy co najmniej 1/4 osób, które wcale nie poszukują pracy. Chcę, by poszczególne instytucje zajmowały się tym, co jest do nich przypisane. Służby zatrudnienia powinny koncentrować się na aktywizacji bezrobotnych i współpracy z pracodawcami.
Co to oznacza?
NFZ powinien rejestrować osoby do ubezpieczenia, a w dzisiejszym stanie prawnym państwo odprowadza składki za osoby bezrobotne bez prawa do zasiłku, a także za osoby nieaktywne zawodowo z powodu sprawowania opieki nad osobą zależną. W większych powiatowych urzędach pracy (PUP) od kilku do kilkunastu urzędników zajmuje się rejestracją ubezpieczenia i jego rozliczaniem, co nie powinno należeć do zadań urzędu pracy. Rejestracja osób nieposiadających tytułu do ubezpieczenia w związku z zatrudnieniem powinna należeć np. do NFZ, co sprawi, że pracownicy PUP zajmowaliby się udzielaniem wsparcia i pomocy w aktywizacji bezrobotnych, którzy faktycznie jej oczekują.
To rozwiązanie wpłynie na służby lokalne. Jaka ma być rola wojewódzkich urzędów pracy (WUP) w działaniach na rzecz rynku pracy?
Tu również konieczne są zmiany. WUP już teraz koordynują działania w projektach finansowanych z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS). Chciałbym, by odbywały się tam prace nad projektami ponadlokalnymi na skalę regionów z udziałem prywatnych agencji, partnerów społecznych, organizacji pozarządowych. Za pośrednictwem WUP realizowane byłyby działania aktywizacyjne związane z angażowaniem i kontraktowaniem usług z wyspecjalizowanych prywatnych agencji zatrudnienia. Urzędy pracy powinny współpracować z sektorem prywatnym, bo te działania będą uzupełniać ofertę publicznych służb zatrudnienia.
Co to oznacza dla prywatnych agencji pracy?
Sektor prywatny będzie zajmował się tymi bezrobotnymi, z którymi urzędy pracy sobie nie radzą. Osoba chronicznie bezrobotna (pow. 24 miesięcy) musi otrzymać coś więcej niż ofertę z adresem potencjalnego pracodawcy. Tu często są potrzebne inne formy pomocy, np. trening psychologiczny, porada lekarska, czyli takie, które trudno z perspektywy urzędnika zidentyfikować, gdy zajmuje się on setkami innych osób. Firma, której płacimy za efektywność, będzie miała dowolność doboru instrumentów, które skutecznie umożliwią powrót na rynek pracy. A państwo płacić będzie przede wszystkim za efekty, pomoc w znalezieniu pracy i jej utrzymanie.
Czy ta propozycja nie sprowadza się do tego, że chcecie sią pozbyć najtrudniejszych bezrobotnych i przekazać ich prywatnym agencjom?
Nie ma mowy o pozbywaniu się kogokolwiek. Te projekty będą realizowane w partnerstwie sektora prywatnego czy pozarządowego i publicznych służb zatrudnienia. Efektywność tych działań zadecyduje o skali jego stosowania. Na początek środki przeznaczone na tę formę współpracy będą jednak ograniczone.
Ile pieniędzy zostanie przeznaczone na ten cel?
Dziś trudno podawać takie szacunki, bo wymaga to wyliczeń i konsultacji z urzędami pracy. Środki na ten cel mogą też pochodzić z funduszy strukturalnych. Planujemy jeszcze w tym lub w przyszłym roku pilotaż, który pozwoli ocenić koszty i potrzeby.
Czy pracownicy PUP będą gotowi do bezpośredniej pracy z bezrobotnym?
Tak, po odbiurokratyzowaniu urzędów pracy powinna wzrosnąć liczba pracowników, którzy bezpośrednio zajmą się pomocą dla bezrobotnych, współpracą z pracodawcami i instytucjami rynku pracy. Chcemy motywować pracowników urzędów pracy tak, by wysokość ich wynagrodzenia była powiązana ze skutecznością.
Na jakich instrumentach chce pan oprzeć wyprowadzanie ludzi z bezrobocia. Czy obecne rozwiązania w ofercie urzędów pracy są wystarczające?
Walkę z bezrobociem trzeba zacząć już na etapie zatrudnienia. Pomysłem, który rozważamy i z którym wiążemy duże nadzieje jest powołanie krajowego funduszu szkoleniowego (KFS), który pozwoli na finansowanie i organizowanie kursów i szkoleń dla pracowników 45+. Działania prewencyjne prozatrudnieniowe trzeba rozpoczynać właśnie w tym wieku. Im starsza bowiem osoba, tym trudniej skutecznie pomóc jej w przekwalifikowaniu i znalezieniu innej pracy. Te działania mają oczywiście związek z przesunięciem wieku emerytalnego.
Z czego zostanie sfinansowany Krajowy Fundusz Szkoleniowy?
Z Funduszu Pracy. Ale niewykluczam, że w przyszłości środki pochodziłyby także z EFS. Docelowo z KFS będą mogli korzystać nie tylko pracownicy 45+, ale też inne grupy. O rodzaju szkolenia będą decydować pracodawcy, którzy wiedzą, jakich kwalifikacji wymagają od swoich pracowników, aby ci utrzymali zatrudnienie. Szczegóły tego rozwiązania będą poprzedzone konsultacjami z partnerami społecznymi w Trójstronnej Komisji.



Jak przekonać pracodawców do wysyłania pracowników na szkolenia, skoro nie byli zainteresowani skorzystaniem z dotacji na ten cel przewidzianych w ustawie antykryzysowej?
Być może kryzys nie był tak głęboki. Poza tym rozwiązania te obowiązywały czasowo i wiele firm nie wiedziało o tych formach finansowania kształcenia. Należy się skupić na trwałym systemie, a nie na doraźnych programach.
Skoro pieniądze na KFS mają pochodzić z Funduszu Pracy, to może lepiej zostawić je w firmach i zwolnić te, które stworzą zakładowy fundusz szkoleniowy, z opłacania składki na Fundusz Pracy?
Byłem zwolennikiem takiego rozwiązania, ale w obecnej sytuacji trudno je lansować z uwagi na ograniczone środki Funduszu Pracy. Wprowadzajmy realne rozwiązania, potrzebne od zaraz. Nie wyklucza to w przyszłości większej indywidualizacji szkoleń, być może partycypacji pracowników w jego finansowaniu, tworzeniu modelu wspófinansowania urlopów szkoleniowych. Dziś jesteśmy jednym z nielicznych krajów UE, który nie posiada systemowego rozwiązania w zakresie finansowania kształcenia ustawicznego, a jednocześnie problemem polskiego rynku pracy jest pogłębiające się niedopasowanie strukturalne i zbyt niski udział inwestycji w kapitał ludzki i innowacyjność.
Skoro mowa o pieniądzach, to czy resort pracy będzie się starał wyrwać ministrowi finansów więcej pieniędzy na aktywizację? Urzędy pracy już nie mają na to pieniędzy.
Po pierwszym półroczu przeanalizujemy sytuację i minister pracy podejmie rozmowy z resortem finansów. Musimy jednak pamiętać o pewnych uwarunkowaniach. Najważniejszy priorytet to ochrona finansów publicznych, zwłaszcza w dzisiejszej Europie. Stabilna gospodarka zapewnia zachowanie dotychczasowych miejsc pracy.
Jednak sama reforma funkcjonowania urzędów pracy to za mało. Czy w pobudzeniu zatrudnienia pomogą zmiany prawa pracy?
Niewątpliwie, bo prawo pracy jest instrumentem polityki zatrudnienia. Trwa dyskusja nad elastycznymi formami zatrudnienia i pracy. Jest zgoda partnerów społecznych Komisji Trójstronnej, aby rozmowy na temat rozwiązań w prawie pracy prowadzić w kierunku zmian w przepisach o czasie pracy i zasad stosowania umów na czas określony. Złożony jest problem umów cywilnoprawnych. Skłaniam się do wprowadzenia formy pośredniej między umową cywilnoprawną a umową o pracę. Umowy cywilnoprawne odgrywają ważną rolę, choć nie powinny być nadużywane, bo wtedy prowadzą do segmentacji na rynku pracy. Zdarza się, że stosowanie takich umów spycha pewne grupy, np. młodzież, w swoistą pułapkę niestabilności i niskiej płacy.
A jakie rozwiązania z k.p. byłyby powiązane z tą pośrednią umową (między cywilnoprawną a umową o pracę), i czy będzie pan zgłaszał te propozycję w zespole prawa pracy Komisji Trójstronnej?
W wielu systemach prawnych państw UE funkcjonuje np. praca dorywcza, wykonywana w wymiarze poniżej 20 godzin tygodniowo. W polskim prawie funkcjonuje np. praca nakładcza. To formy, które zapewniając pewne gwarancje prawa pracy i ubezpieczenia, są korzystniejsze niż klasyczna umowa cywilnoprawna, która sprawdza się w innych sytuacjach, np. jako dodatkowe zatrudnienie.
A co z agencjami pracy tymczasowej (APT). Dla niektórych pracowników oferta pracy tymczasowa to prawie jak wyrok.
Prawdziwym wyrokiem jest długotrwałe bezrobocie. Zbyt łatwo formujemy oceny, zapominając o tym, co zawdzięczamy agencjom pracy tymczasowej. W 2005 r. cieszyliśmy się z każdej formy zatrudnienia, bo bezrobocie było na poziomie 18 – 17 proc. Dziś patrzymy z poziomu 12,9 proc. i oczekujemy, by standardy zatrudnienia rosły. Takie są prawidłowości rynku i rozwoju, ale nie wszyscy pracownicy mają szanse odnaleźć się na rynku pracy bez oferty pracy tymczasowej. Niezwykle cenna jest zdolność APT do pozyskiwania i aktywizowania ludzi. Szczególnie w małych ośrodkach agencje robią to, na czym powinny także koncentrować się urzędy pracy. Bywa, że praca tymczasowa nie jest czasowa, bo jest to forma outsourcingowania kosztów. Ale jej nadużywanie może odbijać się niekorzystnie na jakości pracy, źle, jeśli utrudnia dostęp do trwałego zatrudnienia.
Mam wrażenie, że rozmowy na temat zmian w prawie pracy zawsze muszą uwzględniać dwie perspektywy rynku pracy: pracodawców i pracowników. Jak znaleźć równowagę w tych sprzecznych interesach?
Równowaga na rynku pracy wymaga spojrzenia na problemy zatrudnienia nie tylko z perspektywy pracownika i pracodawcy, ale także bezrobotnego.
Co zrobić, aby pracodawcy tworzyli miejsca pracy?
Na pewno nie można zwiększać kosztów pracy lub przeregulować stosunków pracy.
A co zrobić, aby chronić zatrudnienie i warunki pracy pracowników?
Na pewno zwiększać stabilność zatrudnienia i wzmacniać pozycję pracowników poprzez wspieranie inwestycji w ich kwalifikacje. Aby pomagać bezrobotnym, ważna jest po pierwsze prewencja, po drugie pomoc w zatrudnieniu. W konsekwencji o sytuacji na rynku pracy decyduje kondycja gospodarki, warunków prowadzenia działalności, konkurencyjności, innowacyjności. Z tej perspektywy minister pracy musi uwzględniać sytuację gospodarczą i postulaty obydwu stron.