Jakie są granice dopuszczalności protestu? Czy związkowcy powinni brać pod uwagę sytuację finansową firmy? O zasadach sporów zbiorowych dyskutowali uczestnicy debaty Dziennika Gazety Prawnej.
Strajki to najpoważniejsza broń w walce z pracodawcą. Praktyka pokazuje, że złe prawo zachęca do masowego nadużywania tego instrumentu. W efekcie działania związków zawodowych przynoszą gigantyczne straty przedsiębiorcom, za które organizatorzy strajków nie ponoszą żadnych konsekwencji karnych ani finansowych.
Czy można legalnie strajkować o przysłowiowy dostęp do morza, czyli o wszystko?
prof. Michał Romanowski Uniwersytet Warszawski, kancelaria Romanowski i Wspólnicy
Legalnie nie. W Polsce na strajki patrzy się z perspektywy tego, co działo się przed 1989 rokiem, kiedy były one formą protestu przeciwko łamaniu praw człowieka. Generalnie jednak strajk jest instrumentem, który z natury zmierza do wyrządzenia szkody majątkowej, a więc do naruszenia prawa własności i wartości, które się za tym kryją. Konstytucja ustanawia obowiązek ochrony własności i praw majątkowych. Co zaś do strajku, to konstytucja uznaje, że jest on dopuszczalny, ale w granicach określonych przez ustawy.
Strajk jest środkiem ostatecznym, nadzwyczajnym. Jego użycie to jak przystawianie pistoletu do głowy przeciwnika. Nie kwestionuję koncepcji prawa do strajku, ale związkowcy – jak wszyscy w państwie prawa – podlegają określonym ograniczeniom. Nikt nie może wyrządzić drugiemu szkody majątkowej, twierdząc, że ma do tego święte prawo i że sam określa, kiedy i w jakim zakresie z niego skorzysta.
Jeżeli w państwie prawa chronimy własność i dajemy ochronę przed wyrządzeniem szkody majątkowej, to wszelkie działania, które temu zagrażają, muszą być pod ścisłą kontrolą państwa i systemu prawnego. Dobro poświęcane musi być w sposób oczywisty mniej cenne niż dobro, które w ten sposób jest chronione. Inaczej godzimy w podstawowe wolności i prawa człowieka, chroniony przez konstytucję ład społeczny.
Wykorzystywany środek w postaci strajku powinien być proporcjonalny, czyli adekwatny w stosunku do celu, jaki ma być z jego pomocą osiągnięty. Inna jest ocena zasadności strajku w sytuacji, gdy pracodawca wypłaca załodze głodowe wynagrodzenie poniżej płacy minimalnej, a inna, gdy firma płaci stawki konkurencyjne lub powyżej średniej rynkowej, ale związki zawodowe chcą, by pracownicy zarabiali jeszcze więcej. Trudno też uznać za uzasadnione sięgnięcie po strajk, by wymusić na pracodawcy przekazanie związkom zawodowym kontroli nad systemem wynagrodzeń.
Bogdan Dzudzewicz radca prawny, PKN Orlen
Pan profesor wprowadził nową jakość w postrzeganiu prawa do strajku. Do niedawna panowało przekonanie, że strajk jest legalny, gdy strona związkowa przeszła wszystkie przewidziane w ustawie etapy, poczynając od poinformowania pracodawcy o wejściu w spór, przez rokowania, mediacje i tak dalej. Wystarczało wykazać przed sądem, że zostały zrealizowane formalne wymagania, by działać w przekonaniu o legalności swojego postępowania. Tymczasem okazuje się, że ważne jest też zachowanie proporcji między skutkami strajku a treścią wysuwanych w sporze roszczeń. Zatem strajk nie może być postrzegany jako prawo do wyrządzenia pracodawcy nieograniczonych strat, aby przymusić go do spełnienia żądań związków zawodowych.
Odróżniłbym przy tym sytuację pracodawcy będącego przedsiębiorcą od pracodawcy, jakim jest np. administracja. Nie u każdego pracodawcy będzie można mówić o wyrządzeniu konkretnej, wymiernej w pieniądzu szkody, bo są sfery, np. w urzędach, gdzie trudno mówić szkodzie majątkowej. Tu skutkiem strajku będzie uniemożliwienie osiągnięcia określonych celów.
Maciej Grelowski przewodniczący Rady Głównej Business Centre Club
Zgadzam się, że współcześnie na strajk należy patrzeć w kategorii dozwolonego lub niedozwolonego prawem wyrządzania szkody majątkowej. Sądzę, że rola strajku jest przeceniana głównie przez polityków. Ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych powstała w czasach, gdy związki zawodowe miały inną pozycję, ale nie zgadzam się, że jest nienaruszalna. Brak zmian cywilizujących strajki i prowadzenie sporów świadczy nie o sile związków zawodowych, lecz o słabości klasy politycznej. Pomimo ewidentnej zmiany sytuacji politycznej i gospodarczej, ustawa prowokuje do działań, które skutkują wyrządzeniem szkód przedsiębiorcom, i to trzeba zmienić. Oczywiście nie jestem za tym, by pozbawić pracowników możliwości wywierania nacisku na pracodawcę, by ten przestrzegał ich praw. Ale istnieje obecnie nierówność pomiędzy pracodawcami a pracownikami, wynikająca przede wszystkim z funkcjonowania niezreformowanej, nieprzystającej do rzeczywistości ustawy o sporach zbiorowych. Jej stosowanie skutkuje wywołaniem szkód nie tylko po stronie przedsiębiorcy, ale także po stronie pracowniczej.
Andrzej Sadowski wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha
Uważam, że strajk jest rezultatem braku sprawnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli popatrzymy na ostatnie strajki, to były one prowadzone przez przedsiębiorców żądających zapłaty za zrealizowane zamówienia czy pracę. Skoro wymiar sprawiedliwości nie działa, to wykorzystywane jest narzędzie w postaci strajku. Korzystają z niego związki zawodowe, bo mogą działać zgodnie z prawem w sposób zagrażający pozycji ekonomicznej przedsiębiorstwa. Nie odwołują się do sądów, tylko walczą o swoje w sposób, który jest skuteczny. Gdyby skierowali swoje roszczenia do sądów, być może uzyskaliby potwierdzenie słuszności swoich roszczeń, ale musieliby na to czekać kilka lat. Firma, z którą toczą spór, może w tym czasie zniknąć, zostać sprzedana albo zakończyć działalność.
Oczywiście ustawa o sporach faworyzuje związki zawodowe, które same mogą wybrać praktycznie dowolną formę protestu. Na świecie wygląda to inaczej. Margaret Thatcher kierowała sprawy do sądów, które badały, czy forma protestu jest legalna. Gdy strajk był niezgodny z prawem, sądy zakładały sekwestr na majątek związków zawodowych tytułem pokrycia szkód wywołanych przez strajk. Aparat związkowy narzucał załodze strajk jako główną formę protestu, dlatego wprowadzono kontrolę głosowań decydujących o zaprzestaniu pracy. Okazało się, że w dużej części przypadków związkowcy nie uzyskiwali wymaganego poparcia załóg, co wykluczało podjęcie legalnego strajku. Gdyby więc w naszym kraju działał sprawny wymiar sprawiedliwości i było jasne prawo, a pracodawcy występowali do sądów, by te kontrolowały legalność strajku, nie byłoby zatorów płatniczych, powodujących niewypłacalnie należności załogom, które doprowadzone do ostateczności strajkują, by odzyskać zarobione pieniądze.
Może strajki i spory wybuchają, bo pracownicy w inny sposób nie są w stanie bronić swoich interesów i przestrzegania praw przez pracodawców?
dr Grażyna Spytek-Bandurska zastępca dyrektora Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy, PKPP Lewiatan
W sprawach indywidualnych pracownicy mogą zgłaszać swoje roszczenia do sądów albo korzystać z pomocy Państwowej Inspekcji Pracy. Skarga do inspekcji z reguły powoduje kontrolę, która jest uciążliwa dla pracodawcy. W walce o interes zbiorowy wykorzystywane jest prawo do strajku.
Chociaż liczba strajków spada, co potwierdzają dane PIP, coraz popularniejsze są formy protestu inne niż powstrzymanie się od pracy. Mam na myśli oflagowanie zakładu, pikiety protestacyjne, okupację budynków. Są też inne dokuczliwe dla pracodawców sposoby wywierania presji, jak masowe korzystanie ze zwolnień lekarskich, bo pracodawca ma ograniczone sposoby weryfikacji, czy dane zwolnienie jest zasadne, czy też pracownik nadużywa prawa. Są przypadki, gdy załoga grozi korzystaniem z urlopu na żądanie.



Bogdan Dzudzewicz
Dla pracowników ważne jest wsparcie mediów w czasie sporu z pracodawcą. Wiele konfliktów rodzących protest czy akcję strajkową, szczególnie w sieciach handlowych i służbie zdrowia, jest nagłaśnianych. Pracownik jest przedstawiany jako ofiara, a opinia publiczna nastawiana negatywne do pracodawcy, który musi ustąpić. Utrata wizerunku jest rodzajem szkody, który ponosi pracodawca. Niezależnie od środków prawnych, bardzo istotnym instrumentem oddziaływania na pracodawcę są media i sposób ukazywania w nich pracodawcy. Związki zawodowe są tego świadomie i starają się korzystać z tego instrumentu.
Andrzej Sadowski
Właśnie rola mediów w rozwiązywaniu sporów zbiorowych potwierdza moja tezę o słabości naszego wymiaru sprawiedliwości. W normalnym kraju spór szybko rozstrzygnąłby sąd. U nas pracownicy działają na swój sposób racjonalnie. Skoro nie mogą liczyć na sąd, sięgają po media i nacisk opinii publicznej. Daleko nam do standardów obowiązujących w innych państwach. Znam przypadek sprawy, w której zwykły obywatel zakończył spór z rządem amerykańskim w ciągu dwóch miesięcy i po miesiącu miał potwierdzenie prawomocności orzeczenia. Problem sprowadza się nie do pięknych zapisów gwarantujących dużą ochronę, ale do tego, czy w praktyce są one przestrzegane i egzekwowane. Strajki często są wynikiem rozpaczy.
prof. Michał Romanowski
Strajki wynikające z rozpaczy będą zazwyczaj legalne, gdyż chodzi w nich o ochronę przed łamaniem praw pracowniczych. Akt rozpaczy uzasadnia sięgnięcie po środek ostateczny. Jednak strajkowanie o podwyżkę, bo spółka ma zysk, nie jest aktem rozpaczy, tylko oczekiwaniem lepszego zarobku bez uwzględnienia zmiennej natury zysku i jego przeznaczenia.
Zgadzam się, że istotnym problemem jest wymiar sprawiedliwości. Zwracam uwagę, że art. 17 ust. 2 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych stanowi, że strajk jest środkiem ostatecznym, a ust. 3 tego przepisu nakazuje, by przy podejmowaniu decyzji o ogłoszeniu strajku podmiot reprezentujący interesy pracowników brał pod uwagę współmierność żądań do strat związanych ze strajkiem. Zgodnie z art. 26 ust. 2 tej ustawy, kto kieruje strajkiem zorganizowanym wbrew przepisom ustawy, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. Artykuł 26 ust. 3 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych określa, że organizator strajku podnosi odpowiedzialność cywilną (majątkową) za szkody wyrządzone strajkiem. Związki zawodowe uważają jednak, że mogą bezkarnie strajkować zawsze i o wszystko, a sądy w sposób milczący będę im na to przyzwalać, bo tak dotąd było. Takie podejście zagraża podstawom wolnego społeczeństwa. Wszak odmowa podwyżki płac w przedsiębiorstwie, które wypłaca średnią pensję znacznie wyższą od średniej krajowej, lub zgoda na podwyżkę, ale w powiązaniu ze wzrostem wydajności pracy, nie jest łamaniem przez pracodawcę praw pracowniczych. Ważne jest kształtowanie właściwego postrzegania strajków jako środka przymusu, który ma zapobiegać łamaniu praw pracowniczych, a nie wymuszać przywileje branżowe. Trzeba przypominać o odpowiedzialności cywilnej za strajk nieadekwatny do celu, a więc za bezprawne wyrządzenie szkody majątkowej.
Nie podzielam poglądu, że pracownicy nie mają innego instrumentu oddziaływania na pracodawcę poza strajkiem. Mam wrażenie, potwierdzone wieloletnią praktyką, że pracownicy wygrywają wiele spraw przed sądami. W sporze z pracodawcą są postrzegani jako strona słabsza i sądy, może podświadomie, wyrównują tę pozycję, rozstrzygając w razie wątpliwości na korzyść pracownika i roztaczając nad nim opiekę prawną w trakcie procesu. Podobnie jest z PIP, która często z bezstronnej instytucji przekształca się w adwokata zatrudnionych prowadzących spór. Spory sądowe przed sądami pracy w większości są prowadzone na koszt pracodawcy. Związki zawodowe są finansowane przez pracodawcę. Nawet spór zbiorowy, który kończy się strajkiem, jest finansowany w praktyce w całości przez pracodawcę.
Ponadto pracownicy mają liczne przyczółki w strukturach zakładu pracy poza związkami zawodowymi. Działają rady pracownicze, społeczne inspekcje pracy. Ochrona pracowników i ich siła jest posunięta do tego stopnia, że reprezentacja załogi w skomercjalizowanych i sprywatyzowanych przedsiębiorstwach ma zagwarantowane miejsce w radach nadzorczych i zarządach. Kodeks pracy ustanawia wysoki standard ochrony pracownika pod rygorem odpowiedzialności karnej. Nie można więc mówić, że pracownicy nie mają instrumentów oddziaływania na pracodawcę i tylko strajkiem mogą wymusić działania w swoim interesie.
Nie traktujmy każdego pracodawcy, jakby z założenia zamierzał łamać prawa pracowników. Dostrzegajmy też różnicę między łamaniem praw pracowniczych a dążeniem do uzyskania przywilejów. Pamiętajmy, że tak jak pracodawcy, tak i związki zawodowe oraz ich liderzy podlegają prawu.

Czy w swoich działaniach związki zawodowe zachowują się odpowiedzialnie, czy też walczą o swoje, nie licząc się z konsekwencjami, bo o firmę powinien martwić się pracodawca?

dr Grażyna Spytek-Bandurska
Odpowiedzialność za firmę nie może spoczywać tylko na pracodawcy. Owszem, ponosi on główne ryzyko związane z prowadzeniem firmy, ale częścią firmy jest załoga i ona coraz częściej czuje się odpowiedzialna za swoje miejsca pracy. Prawo pracy zawiera rozwiązania pozwalające na zawieranie porozumień dotyczących okresowego zawieszenia świadczeń, premii czy całych zapisów zakładowych układów zbiorowych pracy. Te przepisy nie są martwe. Szczególnie w czasie kryzysu takich porozumień pracodawcy zawarli sporo i odpowiedzialne związki świadomie rezygnują z części kosztownych bonusów, bo wiedzą, że bez tego firma może nie przetrwać. Ważne, by była symetria. Niestety zdarzają się sytuacje, gdy pracodawca po wyprowadzeniu firmy na prostą nie chce wrócić do zawieszonych warunków zatrudnienia. To rodzi konflikt i podważa zaufanie.
Maciej Grelowski
Z odpowiedzialnością związków zawodowych nie jest dobrze. Sam jestem przykładem przedsiębiorcy, który musiał zamknąć firmę i zlikwidować 500 miejsc pracy tylko dlatego, że związki do końca trwały przy nierealnych postulatach. Protest załogi obrócił się przeciwko niej. Nie do końca wierzę w rozsądek związków zawodowych i w to, że mają na względzie interes firmy.
dr Mirosław Kachniewski prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych
Poziom świadomości ekonomicznej pracowników jest bardzo różny. W podobnych sytuacjach, w jakich znajdują się różne firmy, zachowanie pracowników może być skrajnie odmienne.
Podam przykład, jak świadomość załogi ma wpływ na jej postawę. W ostatnim czasie miały miejsce prywatyzacje dwóch spółek: Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Giełdy Papierów Wartościowych. Odbywały się mniej więcej w jednym czasie, więc realia ekonomiczne są porównywalne. Pracownicy JSW zastrajkowali, by dostać dużo więcej akcji, niż zaproponował im resort skarbu. Pracownicy giełdy nie strajkowali, mimo że nie dostali żadnej akcji. Z czego wynika, moim zdaniem, że pracownicy giełdy mieli świadomość, jakie są skutki strajku – że protestując zaszkodzą spółce, która ich zatrudnia, a także sobie.



Czy to, że spółka osiągnęła zysk, uprawnia do wszczęcia strajku?
Bogdan Dzudzewicz
Czym innym jest wynagrodzenie za pracę, a czym innym udział w zyskach. Jeśli załoga chce mieć udział w zyskach, to powinna założyć spółdzielnię. Podwyżka nie jest świętym prawem pracownika. Udział w zysku nie jest elementem świadczeń pracowniczych, ponieważ pracownik nie uczestniczy w stratach, tak jak akcjonariusz.
prof. Michał Romanowski
Przejęcie kontroli nad systemem wynagrodzeń przy wykorzystaniu strajku prowadzi do wywłaszczenia właściciela przedsiębiorstwa i manipulowania jego dochodem. Związki nie ponoszą ryzyka niekontrolowanego wzrostu kosztów firmy, mamy więc sytuację hazardu moralnego, czyli uzyskiwania korzyści na cudze (przedsiębiorstwa i jego właściciela) ryzyko.
Jeżeli firma ma zysk, związki zawodowe żądają wzrostu stałej płacy i udziału w zysku. Nawet gdyby uznać zasadność takiego postulatu (zysk jest jednak swoistą rekompensatą za ryzyko właściciela związane z zaangażowanym kapitałem), to uzasadnienie podwyżek powinno uwzględniać to, że zysk jest kategorią zmienną, a w przypadku dekoniunktury firmy tracą. Jeżeli związki zawodowe domagają się udziału w zysku, grożąc strajkiem, to powinny też godzić się na udział w obniżeniu swoich wynagrodzeń, gdy zysku brakuje.
Związki zawodowe mają obowiązek uzasadnić wszczęcie sporu zbiorowego. Uzasadnienie to ogranicza się zwykle do jednego zdania: „Wszczynamy spór zbiorowy o podwyżkę o 10 proc., ponieważ firma ma zysk”. Nie ma znaczenia, że w poprzednich latach także były podwyżki, a sytuacja na rynkach jest bardzo niepewna.
Istnieje swoisty kalendarz sporów. W największych spółkach wszczynanie sporu zbiorowego jest stałym rytuałem, który rozpoczyna się każdego roku w styczniu. Spór ciągnie się do czerwca, w tym czasie strony osiągają jakieś porozumienie, ale po kolejnych 6 miesiącach związki zawodowe wysuwają kolejne żądania płacowe. W międzyczasie wywierają nacisk na właściciela, radę nadzorczą, zgłaszają doniesienia do Państwowej Inspekcji Pracy, nagłaśniają spory w mediach. To wszystko ma wywrzeć presję na zarząd lub na zmianę zarządu. Zarząd „zmieniony” przez związki zawodowe jest zazwyczaj bardziej „kompromisowy”, gdyż pamięta los swoich poprzedników.
Argument, że strajkuję, bo chcę lepiej zarabiać, nie spełnia testu adekwatności, ponieważ strajk to wyrządzenie szkody majątkowej. W interesie nas wszystkich jest przeciwdziałanie zachowaniom, które zmierzają do wyrządzenia szkody majątkowej, by wymusić korzystne dla niektórych rozwiązania. Odmowa podwyżki nie jest łamaniem praw pracownika, więc nie uzasadnia strajku, podobnie jak odmowa przekazania związkom zawodowym decyzji o płacach. To zarząd, nie liderzy związkowi, ponosi odpowiedzialność za kształtowanie płac w spółce. Decyzja zarządu w tej sprawie powinna przejść test business judgement rule (zasady racjonalnej decyzji gospodarczej), uwzględniający wpływ wzrostu płac na wyniki firmy w perspektywie długoterminowej. Argument, że zarząd uległ żądaniom związków zawodowych, aby uzyskać krótkoterminowo tak zwany spokój społeczny w firmie, nie uchyla odpowiedzialności wobec akcjonariuszy i wierzycieli za złe wyniki przedsiębiorstwa. Oddanie władzy nad kształtowaniem płac to zgoda na wywłaszczenie właściciela.
dr Mirosław Kachniewski
Spółki giełdowe są bardzo transparentne, bo publikują masę danych, informacji, także tych dotyczących swoich zysków. Załoga ma na tacy szczegółowe informacje na temat kondycji spółki. Tymczasem zysk nie jest właściwą kategorią do oceny, jak wygląda sytuacja pracodawcy. Niestety pracownicy tego nie wiedzą, łatwo ich podburzyć. Szczególnie gdy zilustruje się to wszystko zarobkami członków zarządu. Kwoty wynagrodzeń kadry menadżerskiej są wysokie, ale często roczne zarobki są przedstawiane w sposób nierzetelny. Sam widziałem w prasie nagłówki, że pracownik na pensję prezesa musi pracować 16 lat. Ale nikt nie podał, że chodzi o roczną pensję prezesa. Załoga myśli, że takie są miesięczne zarobki, i chce podwyżek, by zmniejszyć dystans do płac zarządu. Trzeba pamiętać, że kadra menedżerska zarabia jak sportowcy – dobrze, ale krótko. W czasie kadencji w zarządzie muszą sobie zabezpieczyć najbliższą przyszłość, bo następna oferta pracy może się prędko nie pojawić. Pamiętajmy także o odpowiedzialności menedżerów. Wysokość ich wynagrodzenia to także premia za ryzyko.
Jakie są zatem recepty, by ograniczyć liczbę sporów i strajków? Co może być sposobem na zapewnienie spokoju społecznego i ucywilizowanie strajków?
Andrzej Sadowski
Źródło problemów nie tkwi w przywilejach związkowych. Uważam, że rozwiązaniem może być zmiana funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Spory powinny być rozpatrywane w ciągu kilku tygodni, a nie lat. Usprawnienie pracy sądów w znacznym stopniu ucywilizowałoby stosunki w zakładach pracy. Jeżeli państwo nie jest w stanie rozstrzygać sporów, biorą się za to sami obywatele i sięgają po rozwiązania, które ich zdaniem są najbardziej skuteczne. Nie uważam więc, że trzeba zmienić przepisy dotyczące zasad prowadzenia strajku. Trzeba raczej zacząć od wyprowadzenia sporów z zakładu pracy na salę sądową.
prof. Michał Romanowski
Sądzę, że przywileje związkowe to jednak duży problem. Moim zdaniem bez zmiany prawa niewiele się poprawi. Zmiana systemu pracy wymiaru sprawiedliwości to długi proces. Uważam, że związkowcy na 30 dni przed rozpoczęciem strajku powinni powiadamiać pracodawcę o swoim zamiarze, by ten miał możliwość zwrócenia się do sądu o zbadanie legalności strajku i sądową analizę, czy związki przeprowadziły test adekwatności strajku.
Można wykorzystać tu znaną i stosowaną instytucję wniosku o zabezpieczenie powództwa o zakazanie strajku (zakazanie działań grożących wyrządzeniem szkody). Teraz jest taka możliwość, bardziej stosowana w sprawach gospodarczych, ale można ją z powodzeniem zastosować do oceny legalności strajków. Są już pojedyncze przykłady. Mam na myśli postępowanie zabezpieczające. Sądy w ciągu kilku dni wydają postanowienia o zabezpieczeniu powództwa, czyli postanowienia regulujące sytuację stron na czas trwania postępowania. Ze względu na to, że strajk jest środkiem ostatecznym i bardzo ostrym, sądy powinny badać jego legalność przed rozpoczęciem. To jest uczciwe i wyważone rozwiązanie, aby arbitrem był sąd rozstrzygający w ciągu kilku lub kilkunastu dni, tak jak dzieje się to w postępowaniu zabezpieczającym. Sąd nie rozstrzygałby definitywnie, ale oceniał, czy został uprawdopodobniony fakt legalności lub nielegalności strajku.
dr Mirosław Kachniewski
Receptą na zniwelowanie liczby sporów i strajków może być podniesienie poziomu kształcenia ekonomicznego społeczeństwa. Pracownicy ulegają manipulacji w różne przedsięwzięcia, bo nie mają świadomości, jakie przyniosą one skutki. Uważam, że wielu strajkujących tak naprawdę nie wie, po co i dla kogo strajkuje.
dr Grażyna Spytek-Bandurska
Zgadzam się, że konieczna jest zmiana przepisów. Jednym z zagadnień, jakie należy zmienić i uregulować, jest reprezentatywność strony związkowej w kontekście sporu zbiorowego. Tylko największe związki powinny mieć prawo do strajku i wszczynania sporu. Małe organizacje licytują się na postulaty. Zresztą cała ustawa o sporach jest niedostosowana do obecnych czasów i była pisana w innych realiach, dlatego większość przepisów o sporach powinna być przeanalizowana. Zweryfikowane powinny być przepisy, począwszy od przesłanek wszczęcia sporu, przez jego wygaszanie, kontrolę legalności, weryfikację wyników referendum strajkowego, stosowanie mediacji i arbitrażu.
Maciej Grelowski
Zgadzam się, że trzeba zmienić przepisy. Należy ograniczyć prawo do wszczynania sporów małym, niewiele znaczącym organizacjom związkowym. By zaistnieć, są w stanie wysunąć absurdalne postulaty. Teoretycznie powinno to być proste, bo centrale związkowe i organizacje pracodawców w Komisji Trójstronnej chcą takiego rozwiązania, jednak nie jest ono w smak politykom, którzy stanowią prawo. Chyba zależy im, by funkcjonowała zasada „dziel i rządź”.