Szukanie oszczędności nie ominęło administracji rządowej. Już wiadomo, że nie będzie podwyżek w przyszłym roku dla członków korpusu służby cywilnej, a także nagród i nowych mianowań.
Szukanie oszczędności nie ominęło administracji rządowej. Już wiadomo, że nie będzie podwyżek w przyszłym roku dla członków korpusu służby cywilnej, a także nagród i nowych mianowań.
/>
Wskutek połączenia resortów ponad tysiąc osób straci pracę. To jednak nie wszystko. Z informacji, do których dotarł DGP, wynika, że przygotowywana jest nowelizacja pragmatyki urzędniczej i ustawy o Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Wszystko wskazuje na to, że służbę cywilną czeka kolejna rewolucja i to jeszcze większa od tej ze stycznia 2016 r., kiedy zlikwidowane zostały konkursy na stanowiska dyrektorskie.
Łukasz Schreiber, szef Stałego Komitetu Rady Ministrów, potwierdza, że toczą się prace nad zmianami w służbie cywilnej. – Jeśli zyskają akceptację w naszym klubie, to zostaną wdrożone. Obecnie skupiamy się przede wszystkim na pandemii – zastrzega.
Jedną z propozycji jest wygaszenie kształcenia w Krajowej Szkole Administracji Publicznej. Ta formuła jest bardzo kosztowna, bo każdy słuchacz przez 18 miesięcy musi otrzymywać od państwa ponad 3,3 tys. zł stypendium. Już za poprzedniej ekipy ograniczono nabór z dwóch do jednego rocznie. Teraz jest pomysł, by całkowicie zrezygnować z mianowania. W efekcie placówka ma najprawdopodobniej skupić się wyłącznie na szkoleniu urzędników.
– Jeśli chodzi o KSAP, to już w tym roku mocno ograniczyliśmy jej rolę, rezygnując z egzaminu na urzędników mianowanych dla pracowników korpusu. Podobnie ma być w kolejnych latach – mówi Łukasz Schreiber.
Eksperci, którzy są zaangażowani w pracę nad projektem, uważają, że obecna formuła została wyczerpana. Urzędnicy mianowani, również absolwenci KSAP, nie są w pierwszej kolejności brani pod uwagę przy obsadzaniu stanowisk dyrektorskich. Szefostwo woli na te funkcje powoływać zaufane osoby. Stąd też propozycja, aby całkowicie odejść od mianowań, a co za tym idzie – zlikwidować dla ok. 8 tys. urzędników mianowanych przywileje w postaci dodatkowego urlopu do 12 dni, a także dodatku służby cywilnej wynoszącego ok. 1–4 tys. zł brutto miesięcznie. Tym bardziej że od jakiegoś czasu największą bolączką premiera jest znalezienie co roku dla absolwentów KSAP pracy w urzędach, które będą odpowiadać ich kwalifikacjom i kompetencjom. Dodatkowo muszą przepracować w administracji pięć lat, inaczej ponoszą koszty ich kształcenia.
– Wiem, że u premiera pracują nad takimi zmianami, ale nie jestem przekonany, czy to jest słuszna droga, bo od lat byłem orędownikiem zwiększania limitu mianowań – mówi Tadeusz Woźniak, poseł Solidarnej Polski i przewodniczący Rady Służby Publicznej.
Autorzy projektu chcą do ustawy o służbie cywilnej przenieść rozwiązanie, które przewiduje ustawa o pracownikach urzędów państwowych (t.j. z 2020 r. poz. 537). Jej przepisy mają m.in. zastosowanie do osób zatrudnionych w Rządowym Centrum Legislacji, Kancelarii Prezydenta RP, kancelariach Sejmu i Senatu. Na ich podstawie można zatrudniać pracowników z dnia na dzień, bez konkursu. Urzędy mogą go zorganizować według własnych regulacji, ale nie mają takiego obowiązku. Analogicznie, po nowelizacji pracownicy służby cywilnej mogliby być zatrudniani na podstawie przepisów wynikających z kodeksu pracy, czyli bez zbędnych procedur związanych z naborem.
– Urzędnicy mianowani są potrzebni, a wzorowanie się na ustawie o pracownikach urzędów państwowych już teraz otwiera ścieżkę do zatrudniania w ministerstwach z pominięciem konkurów – ocenia Jerzy Siekiera, prezes Stowarzyszenia Absolwentów KSAP.
Do tych propozycji sceptycznie odnoszą się też eksperci. – Jeśli konkursy zostaną zlikwidowane również na niższych stanowiskach, bo na dyrektorskich ich już nie ma, to służba cywilna będzie zwykłą wydmuszką. A przecież posiadanie przez nas korpusu było jednym z wymogów przy wejściu naszego kraju do UE – mówi prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej. I przypomina, że jeszcze kilka lat temu o jedno miejsce w korpusie ubiegało się ok. 35 osób, a teraz ta liczba spadła do zaledwie siedmiu. – Służba cywilna nie jest już prestiżowa, nie gwarantuje stabilizacji ani przyzwoitych wynagrodzeń – dodaje.
Według rządzących uproszczenie procedur związanych z naborem pozwoli bez zbędnych formalności ściągnąć z rynku specjalistów. Urzędnicy nie chcą jednak dopuszczać do swoich struktur ludzi zewnątrz bez dodatkowych barier w postaci konkursu.
Takich rewolucyjnych zmian obawiają się też organizacje związkowe. – Są to rozwiązanie bardzo kontrowersyjne i niebezpieczne. Mogą się dla rządzących wydawać atrakcyjne, ale przy zmianie władzy w urzędach zapanowałby wielki chaos – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama