Jednym z wymogów służby jest dyspozycyjność funkcjonariusza, który musi, kosztem swojego życia osobistego, wypełniać należące do niego obowiązki służbowe. Jeśli więc ktoś opuścił wiele dni pracy, choćby z powodu wypadku przy pracy, możliwe jest jego zwolnienie. Stwierdził tak Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie

Sprawa, która trafiła do sądu, dotyczyła rozkazu personalnego Komendanta Głównego Policji w przedmiocie zwolnienia jednego z funkcjonariuszy. Postanowiono się go pozbyć z formacji z dwóch powodów. Po pierwsze, wszczęto wobec mężczyzny postępowanie karne, które poskutkowało aktem oskarżenia o oszustwo. Po drugie, mężczyzna w latach 2011-2018 przedstawił zwolnienie lekarskie na łącznie 743 dni, co przełożyło się na ponad dwa lata nieobecności w pracy. Komendant Główny Policji podkreślił, że nie kwestionuje zasadności przedłożonych zwolnień lekarskich. Ale zarazem ich częstotliwość rzutuje ujemnie na ważny interes służby. W decyzji podkreślono zdezorganizowanie przez zwolnionego funkcjonariusza służby poprzez liczne, krótsze lub długotrwałe nieobecności w służbie, które w naturalny sposób zmuszały przełożonych do zapewnienia zastępstwa za nieobecnego, co z kolei prowadziło do zwiększenia obciążenia pozostałych w służbie policjantów.

Zwolniony mężczyzna odwołał się od decyzji. W skardze złożonej do sądu podkreślił, że najczęściej w przypadku postawienia funkcjonariusza w stan oskarżenia jest wszczynane postępowanie dyscyplinarne, a decyzja o zwolnieniu uzależniona jest od orzeczenia wydanego przez sąd. Bądź co bądź, oskarżenie nie równa się jeszcze wyrokowi. Zaś co do długotrwałych absencji to nie można czynić z tego zarzutu, gdyż znaczny czas absencji wynikał z wypadku przy pracy w związku z pełnioną służbą.