Firma, która chce się szybko pozbyć etatów, może wręczać wypowiedzenia lub dyscyplinarki. Nawet jeśli są ewidentnie nieuzasadnione lub niezgodne z prawem, to i tak umowy się rozwiążą
Firma, która chce się szybko pozbyć etatów, może wręczać wypowiedzenia lub dyscyplinarki. Nawet jeśli są ewidentnie nieuzasadnione lub niezgodne z prawem, to i tak umowy się rozwiążą
W dobie pandemii pracodawcy szukają sposobów na szybkie cięcia kosztów. Z nieoczekiwaną pomocą przychodzi im prawo pracy, a dokładniej zasada, zgodnie z którą nawet ewidentnie bezprawne zwolnienia są skuteczne. Czyli choćby pracodawca np. wręczył dyscyplinarkę z fałszywym zarzutem ciężkiego naruszenia obowiązków lub wymówienie bez zachowania okresu wypowiedzenia, to umowa i tak się rozwiąże. W trudnych czasach przedsiębiorca zaoszczędzi na wynagrodzeniach lub odprawach, a pracownikom pozostaje w praktyce walczyć latami przed sądem o odszkodowanie do wysokości trzech pensji. W trudnym momencie zostają z dnia na dzień bez pracy, a w razie dyscyplinarki – także bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Nie pomoże im żadna tarcza antykryzysowa.
– Teraz jeszcze pracodawcy starają się utrzymywać etaty albo redukować je zgodnie z prawem. Ale jeśli ograniczenia w działalności potrwają dłużej, to trzeba się będzie liczyć z lawiną szybkich, bezprawnych cięć etatów – wskazuje prof. Monika Gładoch, radca prawny z kancelarii M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy.
/>
Związki zawodowe sygnalizują, że niektóre firmy już redukują w ten sposób zatrudnienie.
Załóżmy, że właściciel kina lub restauracji chce się szybko pozbyć części pracowników, bo przecież – w związku z ograniczeniami związanymi z epidemią – nie ma dla nich pracy. Teoretycznie powinien złożyć im wypowiedzenia z przyczyn ekonomicznych, wypłacić postojowe w okresie wypowiedzenia (nawet za trzy miesiące, jeśli pracownik ma długi staż) oraz odprawę (o ile zatrudnia co najmniej 20 osób), bo przecież zwalnia ich z powodów dotyczących działalności firmy. To oznacza wielkie koszty, a przychodów w tym czasie brak. Jeśli ten sam pracodawca zwolni pracowników z naruszeniem tych wszystkich zasad – czyli np. bez zachowania okresu wypowiedzenia i bez odprawy – to naruszy prawo, ale umowa i tak się rozwiąże w terminie przez niego wskazanym. Jeśli wręczy dyscyplinarkę – choćby nie miał żadnego powodu do zwolnienia w tym trybie – to podwładny przestaje być zatrudniony od tego dnia. Pozostaje wówczas jedynie odwołanie do sądu pracy.
– Sądy obecnie nie działają, zamknięte są nawet biura podawcze. Po wznowieniu pracy zostaną zapewne zalane pozwami zwalnianych pracowników. Już wcześniej w większych miastach na wyrok czekało się kilka lat, a po epidemii czas ten jeszcze się wydłuży – tłumaczy prof. Gładoch.
Na dodatek po tak długim okresie i przeobrażeniach, jakie przejdą firmy w związku z kryzysem (restrukturyzacje, zwolnienia grupowe itp.), sądy bardzo rzadko będą przywracać do pracy. – Już obecnie najczęściej orzekają przywrócenie jedynie tych pracowników, którzy są szczególnie chronieni przed zwolnieniem, czyli np. kobiet w ciąży lub rodziców na urlopach macierzyńskich i rodzicielskich – wskazuje Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ.
Po latach walki, gdy stan epidemii będzie już tylko złym wspomnieniem, były pracownik może więc uzyskać co najwyżej odszkodowanie w wysokości maksymalnie trzech pensji. Dla firmy to żadne ryzyko. – Skoro zwolni pracownika bezprawnie z dnia na dzień, to i tak zaoszczędzi, bo nie będzie musiała mu płacić wynagrodzenia postojowego w okresie wypowiedzenia. Najwyżej odda te pieniądze po latach. Poza tym na pewno nie wszyscy zwolnieni odwołają się do sądu – podkreśla dr Jakub Szmit z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert NSZZ „Solidarność”.
Podkreśla, że związek już otrzymuje sygnały o zwolnieniach z prawdopodobnym naruszeniem procedur. – Dla przykładu, jedna z firm, która do tej pory nie zgłaszała żadnych uwag do pracy swojej załogi, nagle wręczyła pracownikom wypowiedzenia. Jako przyczyny wskazała nieprawidłowe wykonywanie pracy, czyli powody po stronie zatrudnionych, bo dzięki temu nie trzeba wypłacać odpraw – dodaje dr Szmit.
Dla pracowników nagłe, bezprawne zwolnienie oznacza dramatyczną sytuację. Chodzi w szczególności o tych, którym w obecnych warunkach wręczona zostanie dyscyplinarka. Oni stracą potrójnie.
– Po pierwsze, z dnia na dzień utracą źródło zarobkowania. Po drugie, w okresie epidemii, narastającego kryzysu i wstrzymanych rekrutacji nie będą mieć prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Nabędą go dopiero po 180 dniach. Po trzecie, w ich świadectwie pracy będzie adnotacja o zwolnieniu w trybie dyscyplinarnym, a to utrudnia znalezienie nowej pracy – wskazuje dr Szmit.
Tarcza antykryzysowa, która ma chronić firmy i zatrudnionych, w tej kwestii nic nie zmienia. – Nie wydłuża nawet 21-dniowego terminu na złożenie odwołania od bezprawnego zwolnienia do sądu, choć te w obecnych warunkach nie działają – tłumaczy prof. Gładoch.
Andrzej Radzikowski wskazuje, że w trakcie konsultacji tarczy związki zwracały na to uwagę. – Podkreślaliśmy, że ze względu na obecne ograniczenia wspomniany termin powinien być wydłużony. Ale nie uwzględniono naszego głosu – dodaje.
Jest jasne, że rozwiązanie problemu bezprawnych, ale skutecznych zwolnień w dobie narastającego kryzysu nie będzie proste. Ale nie jest niemożliwe. Nie chodzi przy tym koniecznie o wprowadzenie rozwiązań, które byłyby z kolei zbyt drastyczne dla pracodawców, czyli np. wdrożenie zasady, że w okresie stanu epidemii nie wolno zwalniać pracowników z przyczyn ekonomicznych dotyczących walki z koronawirusem (na taki krok zdecydowała się Hiszpania).
To mogłoby wywołać chaos i – w warunkach polskich – byłoby zapewne nieskuteczne. Wymagałoby też zapewne szybkiego podjęcia sprawy przez sąd, np. zwołania choćby jednego posiedzenia, na którym decydowałby, czy przedstawione przez strony okoliczności przemawiają za tym, aby firma miała obowiązek dalszego zatrudnienia – do momentu rozstrzygnięcia sporu o legalność zwolnienia. Rządzący mogli jednak zadbać o zatrudnionych w inny, mniej zawikłany sposób.
– Można rozważyć np. wprowadzenie zasady, że jeśli zwolnienie przeprowadzone w okresie stanu epidemii okaże się bezprawne, to firma ma zapłacić odszkodowanie do wysokości np. dziewięciu pensji, a nie trzech. Te firmy, które zwalniają zgodnie z prawem, nie miałyby się czego obawiać, a jednocześnie odstraszałoby to od ewidentnego działania z naruszeniem przepisów. Mógłby być to też dobry punkt wyjścia do rozmów o generalnym podwyższeniu odszkodowania za bezprawne zwolnienie, bo obecny jego limit jest za niski – uważa dr Szmit.
Możliwe są nawet jeszcze łagodniejsze rozwiązania, które pomogłyby pracownikom.
– Ustawodawca mógłby przewidzieć, że osoba zwolniona dyscyplinarnie w okresie stanu epidemii ma prawo do zasiłku dla bezrobotnych, jeśli odwoła się od dyscyplinarki do sądu pracy. Nie musiałaby czekać na wsparcie w trudnym momencie przez 180 dni – wskazuje Andrzej Radzikowski.
Zdaniem związkowców i ekspertów rząd powinien w tej sprawie zainterweniować.
– W przeciwnym razie masowa fala zwolnień może wywołać bardzo negatywne skutki społeczne, łącznie z rozszerzeniem się sfery ubóstwa, brakiem bezpieczeństwa itp. – podsumowuje prof. Gładoch.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama