Tylko nieliczni lokalni włodarze znaleźli pieniądze na podwyższenie wynagrodzeń wszystkim urzędnikom. Dużo kosztowały ich bowiem wyrównania do płacy minimalnej, z której wyłączono dodatek stażowy.
Tylko nieliczni lokalni włodarze znaleźli pieniądze na podwyższenie wynagrodzeń wszystkim urzędnikom. Dużo kosztowały ich bowiem wyrównania do płacy minimalnej, z której wyłączono dodatek stażowy.
/>
Samorządy, które nie zdecydowały się na podwyższenie pensji wszystkim swoim pracownikom, już teraz mają większe niż zwykle kłopoty z naborem na wolne stanowiska urzędnicze. Część z nich nie ma pieniędzy, aby podwyższyć pensje specjalistom, i w efekcie dochodzi do spłaszczenia wynagrodzeń między stanowiskami pomocniczymi i wspomagającymi a tymi średniego szczebla. A to jest demotywujące i skutkuje odejściami, wpływa także na jakość świadczonej pracy.
Jeszcze pod koniec ubiegłego roku gminny pracownik obsługi z ponad 20-letnim stażem musiał zarabiać co najmniej 2450 zł brutto. W tym roku płaca minimalna wzrosła o 150 zł, trzeba też do niej doliczyć dodatek za wieloletnią pracę (maksymalnie 20 proc., czyli w przypadku najniższej płacy 520 zł). Tym samym pracownik, który jeszcze w grudniu zarabiał 2450 zł brutto, od stycznia br. dostanie łącznie 3120 zł.
– To 670 zł na jednego pracownika, a to bardzo duża kwota. Nie dziwi mnie, że w niektórych gminach nie ma już pieniędzy na podwyżki dla pozostałych urzędników – mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i przewodniczący Zarządu Związku Gmin Wiejskich RP.
Taka sytuacja jest w wielu samorządach. – W ubiegłym roku udało nam się wygospodarować 7 proc. na wzrost pensji. W tym roku nie ma takich planów – przyznaje Anna Olbryś, naczelnik Wydziału Kadr Urzędu Miasta w Nowym Dworze Mazowieckim. Według jej wyliczeń średnie wynagrodzenie pracowników w urzędzie wynosi 4,6 tys. zł.
W gdańskim magistracie ostatnie podwyżki dla wszystkich urzędników były w 2018 r. Wtedy było to średnio 350 zł na etat. – Nie mamy w budżecie zabezpieczonych środków na wzrost wynagrodzeń – potwierdza Jędrzej Sieliwończyk z Urzędu Miasta w Gdańsku.
Analogiczna sytuacja ma miejsce w Bydgoszczy. Tam również ostatnie podwyżki były w 2018 r. (średnio 250 zł), dodatkowo zlikwidowano nagrody wypłacane kwartalnie, włączając kwotę 280 zł do wynagrodzenia zasadniczego. W tym roku jednak nie należy się ich spodziewać.
Z kolei w Łomży pracownikom zwiększono pensje i w 2018 r., i 2019 r. średnio o 300 zł. W tym roku jednak nie zostały zaplanowane. Podobna sytuacja jest w Darłowie. Tam w ubiegłym roku urzędnicy otrzymali średnio 300 zł podwyżki, ale już w tym środków na ten cel zabrakło.
Część samorządów mimo trudnej sytuacji finansowej robi jednak wszystko, aby zwiększać płace co roku.
– W latach 2018 i 2019 podwyżki wynagrodzeń otrzymali pojedynczy pracownicy samorządowi, głównie w związku z awansami w dokonywanymi w ramach danej grupy stanowisk. A w tym roku urzędnicy otrzymali podwyżkę w średniej wysokości ok. 500 zł na etat – wyjaśnia Adam Budka, sekretarz gminy Kołobrzeg. Dzięki temu średnia płaca wynosi tam 5335 zł.
To jednak nie przekłada się automatycznie na lawinę ofert na wolne stanowiska. – W porównaniu do lat ubiegłych wpływa mniej dokumentów aplikacyjnych. Trudno jest pozyskać osoby z wykształceniem technicznym i informatycznym, zwłaszcza z uprawnieniami budowlanymi w specjalności: instalacyjnej, konstrukcyjno-budowlanej, drogowej, telekomunikacyjnej – zauważa Monika Głazik z lubelskiego magistratu (który także planuje podwyżki w tym roku).
Odczuwają to przede wszystkim te urzędy, które nie mają środków na systematyczne podwyżki, nawet o wskaźnik inflacji. Ale nie tylko one.
– Na przestrzeni ostatnich kilku lat można zaobserwować wyraźne zwiększenie trudności w pozyskiwaniu nowych pracowników. W odpowiedzi na ogłoszone nabory wpływa mniej ofert. Często konieczne jest obniżenie wymagań, które stanowią wymóg formalny kwalifikujący daną osobę do kolejnego etapu rekrutacji – potwierdza Jędrzej Sieliwończyk.
Jak dodaje, najciężej pozyskać kandydatów na stanowiska specjalistyczne, wymagające konkretnych umiejętności, wiedzy, doświadczenia, a czasem posiadania uprawnień. Największą popularnością cieszą się nabory na stanowiska związane z bezpośrednią obsługą klienta w wydziałach spraw obywatelskich i komunikacji oraz urzędzie stanu cywilnego.
Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Krakowa, wskazuje, że najtrudniej jest o pracowników posiadających duże tematyczne doświadczenie zawodowe. Najmniej kandydatów aplikuje na stanowiska z obszaru IT, najwięcej – na typowo urzędnicze funkcje związane z obsługą klientów.
– Płaca, jaką mogę zaproponować, to ok. 3 tys. zł brutto. Za chwilę odejdzie mi na emeryturę geodeta i będę miał kolejny kłopot – mówi Krzysztof Iwaniuk.
Eksperci potwierdzają, że oszczędzanie na urzędnikach nie jest dobrym rozwiązaniem.
– Ci samorządowcy, którzy ograniczają się do podwyżek wymuszonych przez zmiany płacy minimalnej, doprowadzają do tego, że specjaliści zarabiają niewiele więcej od osób zajmujących stanowiska, na których nie są wymagane dodatkowe kwalifikacje. To rodzi frustrację i niechęć do wykonywanej pracy. A to wszystko odbija się na jakości funkcjonowania urzędów – mówi Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przekonuje, że przy niskim bezrobociu nikt nie chce przychodzić do pracy w urzędzie przy wymaganiach, które są znacznie wyższe od przeciętnych, a płacy niewiele większe od minimalnej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama