Blisko połowa pracowników reprezentowanego przez panią środowiska podpisała się pod adresowanymi do premiera wnioskami o podwyżki.
To kolejna odsłona trwającej od początku tego roku walki tej grupy zawodowej o wyższe pensje. Na co państwo liczą tym razem?
Sara Meskel, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Inspekcji Weterynaryjnej fot. materiały prasowe / Dziennik Gazeta Prawna
Osoby zatrudnione w Inspekcji Weterynaryjnej (IW) nie podpisały się pod jakimś wspólnym ogólnym pismem, tylko każdy z osobna złożył indywidualnie podpisany wniosek o podwyżkę.
Głównym celem tej akcji jest przebicie się z naszymi postulatami do prezesa Rady Ministrów. Wcześniejsze próby podejmowane przez Krajową Izbę Lekarsko-Weterynaryjną oraz związek zawodowy skończyły się niepowodzeniem. Każde nasze wystąpienie odbijało się od premiera i wracało do ministra rolnictwa. Wszystko wskazywało na to, że szef rządu nawet nie zapoznawał się z naszymi postulatami. Liczymy więc na to, że tymi pismami zwrócimy jego uwagę. Mamy też nadzieję na spotkanie i dyskusję na temat naszej trudnej sytuacji.
Czy planujecie zaostrzenie protestu, jeżeli wasze działania nie przyniosą rezultatu?
Jest kilka możliwych scenariuszy. Po pierwsze, ludzie będą masowo odchodzić z pracy. To zresztą już się dzieje. W statystyce na koniec roku będzie to na pewno bardzo widoczne. W konsekwencji nie będzie miał kto wykonywać ustawowo powierzonych IW czynności. Ustawa o służbie cywilnej zabrania nam strajkowania. Rozważamy jednak inne działania, które prawo dopuszcza i na które – jak wynika z naszych informacji – pracownicy IW są już gotowi.
Jakie to działania?
Nie wykluczamy sporu zbiorowego.
Jakie są na to szanse?
Ta decyzja dojrzewa. Konsultujemy się zarówno z pracownikami zrzeszonymi w związku, jak i niebędącymi jego członkami, pytamy, czy są gotowi podjąć takie działania protestacyjne. Wielu z nich deklaruje taką gotowość.