Warunki pracy w Biedronce nie są akceptowalne. Dlatego musimy sięgnąć po ostateczne rozwiązanie - mówi w wywiadzie dal DGP Piotr Adamczak, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w sieci.
Piotr Adamczak, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w sieci / Dziennik Gazeta Prawna
Dlaczego Związek zdecydował się na spór zbiorowy z Jeronimo Martins Polska?
Powiem wprost: miarka się przebrała. Pracownicy nie widzą już innego sposobu na to, by pracodawca wprowadził sugerowane przez nich zmiany, polepszające warunki pracy. Konieczność ich wdrożenia sygnalizują od dwóch lat. W tym roku rozpoczęliśmy regularne spotkania z zarządem w tej sprawie, ale składane obietnice nie były spełniane. W czasie wakacji poprosiliśmy o kolejne spotkanie, by wyjaśnić, co jest powodem ignorowania próśb pracowników. Zasygnalizowaliśmy, że jeśli do niego nie dojdzie, wejdziemy w spór zbiorowy. Otrzymaliśmy negatywną odpowiedź. W połowie lipca zarząd Biedronki zmienił zdanie i zgodził się z nami porozmawiać. Tym razem to my odrzuciliśmy ich propozycję. Doszliśmy do wniosku, że za długo czekaliśmy i dalsze rozmowy nie mają sensu.
Dlatego przeszliście do konkretnych działań?
W połowie ubiegłego tygodnia wysłaliśmy do zarządu Jeronimo Martins pismo, w którym informujemy, że nieuwzględnienie naszych żądań do 15 września oznacza wejście w spór zbiorowy. Dziś oczekujemy od pracodawcy więcej niż w lipcu, kiedy pierwszy raz ostrzegaliśmy przed sporem zbiorowym. Wówczas wnioskowaliśmy o wprowadzenie regulaminu pracy ograniczającego godziny funkcjonowania sklepów w dni poprzedzające niedziele i święta. Po wejściu ustawy o zakazie handlu w niedzielę uległy wydłużeniu o godzinę, czyli do 23. Chcemy, by wszystkie markety były otwarte dla klientów do 21. Z naszych rozmów z kierownikami sklepów wynika, że po tej godzinie ruch w sklepach zamiera. Pracownicy musieliby w nich zostać jeszcze przez minimum godzinę, by przygotować placówkę na następny dzień. Wychodziliby jednak z pracy przed północą.
Domagaliśmy się zapewnienia ochrony w marketach w godzinach wieczornych. Pracownicy ochrony kończą pracę o 21, na dwie godziny przed zamknięciem sklepu. Pracownicy są narażeni na niebezpieczeństwo. Obawiają się o powierzone im mienie w postaci środków pieniężnych gromadzonych przez kasjerów czy towarów wyłożonych na półkach. Obecnie do tych dwóch żądań dołączyły kolejne trzy.
Jakie?
Rozszerzeniu uległa lista zmian mających na celu poprawę warunków pracy. Wnioskujemy o zwiększenie zatrudnienia. Kierownicy marketów skarżą się, że nie mają ludzi do pracy. Nasze wizytacje w sklepach to potwierdzają. W większości placówek spośród pięciu–siedmiu stanowisk kasowych otwarte bywają zazwyczaj dwa. Klienci się frustrują, bo czekają w długich kolejkach. Dostaje się za to pracownikom, którzy dodatkowo są zmuszani do wykonywania obowiązków przewidzianych dla kilku osób. Nie wszystkim są w stanie sprostać, a ich realizacja jest egzekwowana. Otrzymują kary nagany oraz groźby, że zostaną zwolnieni z pracy. Konsekwencje ponoszą też kierownicy. Mamy przypadki karania ich przez Inspekcję Handlową za brak aktualnych cen na półkach. Grozi za to nawet 10 tys. zł. Kierownicy odwołują się jednak do sądu. Nie chcą być karani za błędy firmy. Miesiąc temu w Częstochowie zapadł wyrok uniewinniający kierownika sklepu, a obciążający karą pracodawcę. Dziś naszym zdaniem pracowników jest za mało. Szczególnie że z każdym rokiem rośnie asortyment dostępny w sklepach. Do jego wyłożenia potrzeba więcej osób.
Dochodzi do sytuacji, w których towar zalega nie tylko w magazynach sklepu, ale i w alejkach sali sprzedaży, zagradzając wyjścia ewakuacyjne. Na niebezpieczeństwo z tym związane w tym roku zwrócili uwagę inspektorzy pracy.
Co jeszcze trafiło na listę żądań?
Oczekujemy wprowadzenia regulaminu wynagradzania z transparentnymi kryteriami premiowania. Dziś naszym zdaniem premia jest uznaniowa, choć jej wypłacenie zależy od spełnienia kryteriów zarówno przez pracowników, jak i sklepy. W opinii prawników, z którymi się konsultowaliśmy, z tego powodu powinna być regulaminowa.
Dochodzi więc do sytuacji, w których nie jest wypłacana, mimo że warunki do tego zostały spełnione. O jej wstrzymaniu z niewiadomych powodów decyduje bowiem menedżer regionu. Bywa też, że podaje przyczyny, na które sklep i pracownicy nie mają wpływu. Na przykład niewypracowanie poziomu obrotów w miesiącu. Nie bierze jednak pod uwagę, że zamówiony towar nie docierał na czas, przez co sklep nie miał czego sprzedawać. Domagamy się również wypłacania premii co miesiąc, klarownych zasad rozliczania delegacji oraz spotkań z pracodawcą nie tylko na jego wniosek, ale też wówczas, gdy potrzebuje tego organizacja związkowa. Ta zapewni dialog, którego w spółce brakuje.
Co, jeśli do 15 września spółka nie spełni żądań?
W grę wchodzi kilka rozwiązań. Przewidujemy akcję protestacyjną pod siedzibą firmy albo dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Mamy w planach jeszcze inne formy nacisku, jednak nie chciałbym uprzedzać o nich pracodawcy.
Czy pracownicy nie obawiają się, że mogą ponieść skutki strajku? Ucierpi wizerunek sieci, mogą spaść obroty, co może się odbić na wynagrodzeniach.
Pracownicy nie mają nic do stracenia. Premie wypłacane są coraz rzadziej. Zwolnienia w sieci już mają miejsce. Wiele osób na własną prośbę odchodzi z pracy, bo konkurencja daje lepsze warunki. Nie tylko finansowe, ale też pod względem warunków pracy.