- W firmach zagranicznych najgorsi są polscy przełożeni średniego szczebla. Pod sobą mają osoby z wyższym wykształceniem i chcą im pokazać, ile znaczą - mówi w wywiadzie dla DGP Piotr Wideryński z CDO24 – firmy świadczącej ochronę prawną w segmencie usług doradczo-prawnych.
Kołchoz. Tak wynika z opisów pracowników.
Pracownik nie jest dla pracodawcy szczególnie istotny, więc nie zwraca się na niego specjalnie uwagi. Ma wyrobić tyle i tyle, jak jest dobry, to wykorzystuje się go tak długo, aż się wypali. Można odnieść wrażenie, że główna zasada to: wykorzystać, przemielić i wyrzucić. Stąd tak duża rotacja ludzi. To jest coś, co od razu zwraca uwagę.
Piotr Wideryński z CDO24 – firmy świadczącej ochronę prawną w segmencie usług doradczo-prawnych
/
Dziennik Gazeta Prawna
Skąd pan wie, że tak jest?
Od pracowników. Dzięki naszej współpracy ze związkiem zawodowym Solidarność mogą w każdym momencie, przez 24 godziny na dobę (praca jest dwuzmianowa, część pracuje w nocy), korzystać z naszego doradztwa. W praktyce oznacza to, że gdy otrzymują od przełożonego polecenie, z którym nie do końca się zgadzają, mogą do nas zadzwonić i poradzić się, czy powinni je wykonywać.
Z jakimi problemami się zgłaszają?
Dominują kwestie związane z niemożliwością skorzystania z przysługującej w czasie pracy przerwy, bo jest ona przesuwana, skracana.
Kolejna sprawa to szykanowanie pracowników, którzy mówią, że są obrażani, zastraszani zwolnieniem z pracy w sytuacji, kiedy przełożeni chcą na nich wymusić wykonywanie jakiegoś zadania. Bywa nawet, że w poleceniach są używane wulgaryzmy, na co zwracają uwagę głównie
kobiety. Nie ma „proszę to zrobić”, tylko zdarza się, że ktoś mówi „k…, to ma być zrobione”.
Pracownicy skarżą się też, że pracują ponad swoje siły. Muszą przerzucać towar cięższy od tego, który powinni. Mamy przykład ze stycznia – zadzwonił do nas pan z przepukliną, który zgodnie z zaleceniem lekarza mógł dźwigać ciężary do dwóch kilogramów. Tymczasem kierownik kazał mu nosić dużo większe i poinformował, że jeśli w ciągu trzech miesięcy nie dostosuje się do jego wytycznych, to nie przedłużą mu
umowy o pracę. Nawet nie wiem, jak ta sprawa się skończyła, bo już się więcej nie odezwał. Ale takie zgłoszenia nie należą do wyjątków. Wreszcie pracownicy skarżą się na pracę w godzinach nadliczbowych.
Pracodawca ma
prawo zatrzymać pracownika dłużej, jeżeli za to potem zapłaci.
Kodeks pracy zezwala na pracę ponad dobowy wymiar czasu, ale tylko gdy zachodzi uzasadniona potrzeba pracodawcy. A w przypadku Amazona trudno ją znaleźć. Przynajmniej tak wynika z rozmów z pracownikami, którzy potrafią cały tydzień pracować powyżej 8 godzin dziennie. Najprawdopodobniej to konsekwencja dużego natłoku pracy i deficytu pracowników. Do tego ludzie skarżą się, że do pracy w nadgodzinach są zmuszani. Przełożony wydaje im polecenie nieznoszące sprzeciwu, że dziś muszą zostać dłużej, bo jest przeładunek dużej dostawy towaru. To, że ludzie dojeżdżają do pracy z daleka po kilka godzin, że czeka na nich autobus odwożący ich do centrum miasta, że czeka rodzina i dzieci, to przełożonych nie obchodzi. Pracodawca nie bierze ich potrzeb w ogóle pod uwagę. A ludzie boją się
zwolnienia z pracy i godzą się na to.
Rozwiązania typu: masz problem, to go razem rozwiążemy, a może przeniesiemy cię do innej, bardziej odpowiedniej dla ciebie pracy – nie mają miejsca. Takie postępowanie jest widoczne tylko w reklamie tej firmy. Człowieka, który sobie nie radzi, jest wypalony, wyrzuca się na bruk.
Podsumowując: zgłaszane przez pracowników problemy dotyczą głównie spraw socjalnych. Choć muszę zaznaczyć, że w ostatnim czasie warunki w tej firmie uległy poprawie. Sześć–siedem miesięcy temu pracownicy masowo skarżyli się na brak dostępu do toalet, konieczność pokonywania długich tras, by z nich skorzystać, brak papieru toaletowego i ręczników czy ciepłej wody w sezonie zimowym.
Co im dają państwa porady telefoniczne?
Bardzo dużo, mogą dowiedzieć się o swoich prawach. Problem polega na tym, że większość osób nie ma wiedzy prawnej i nie wie, kiedy są naruszane ich
prawa pracownicze. Przełożony, widząc i słysząc jak pracownik dzwoni, a potem wysłuchując, co ma do powiedzenia jego prawnik, rezygnuje ze zmuszania ludzi do wykonania pracy ponad ich siły czy przetrzymywania na nadgodziny.
Pojawiły się już pierwsze pozwy?
Obok porad telefonicznych oferujemy także porady prawne i możliwość prowadzenia spraw w sądzie. Jak na razie zgłosiły się do nas 34 osoby pracujące w Amazonie z pytaniem, czy warunki, w jakich pracują, są zgodne z przepisami i czy mogą dochodzić swoich praw w sądzie. Obecnie jest przeprowadzane jedno postępowanie przeciw pracodawcy o niesłuszne zwolnienie z pracy. Reszta osób, które się do nas zgłosiły, jeszcze się waha. 90 proc. tych spraw kwalifikuje się do sądu. Wielu pracowników wstrzymuje się z pozwem z obawy przed walką z pracodawcą. Po prostu boją się.
A może koszty są tym czynnikiem, który powstrzymuje pracowników przed szukaniem sprawiedliwości w sądzie?
Oddanie sprawy do sądu wiąże się oczywiście z wydatkiem. Choć dzięki naszej stałej współpracy ze związkiem zawodowym te koszty dla pracowników są niższe niż na wolnym rynku. W sytuacji, gdy sprawa trafia na wokandę, pobieramy minimalną stawkę rynkową. Jesteśmy gotowi udzielać rabatu czy rozkładać płatność na raty.
Codzienna porada prawna nic nie kosztuje pracownika, bo składkę w ramach abonamentu opłaca związek zawodowy. Wynosi ona 4–5 zł od członka organizacji. W zamian może on oczekiwać porady prawnej na każdy temat związany z pracą. Nie świadczymy tylko usług komorniczych oraz notarialnych.
Myślę, że czas trwania spraw w sądzie. Przy dobrym układzie może zakończyć się w ciągu roku. Bywa jednak, że sprawa ciągnie się dwa i ponad dwa lata. To czas, w którym człowiek pozostaje bez pracy, jeśli mówimy o takim, który został wyrzucony z firmy. Trudno mu bowiem podjąć zatrudnienie u innego pracodawcy. Bywa więc, że zostaje bez środków do życia. Oczywiście w razie wygranej dostaje odszkodowanie za cały okres lub zostaje też przywrócony na dotychczasowe stanowisko. Zanim to jednak nastąpi, musi zmierzyć się z faktem bycia bez zajęcia.
Prowadzą państwo sprawy pracowników również z innych firm. Jak to wygląda?
W dużych zakładach jest wiele nieprawidłowości. Najczęstszym motywem jest właśnie presja na wyniki, w której gubi się kompletnie to, że pracownik to człowiek, a nie maszyna. Standardem jest wywieranie nacisku na pracownika, że jeśli nie wyrobi normy, zostanie pozbawiony premii lub wręcz zwolniony. Mobbing to słowo klucz, niestety jest on niezwykle trudny do udowodnienia. Do normy należy upokarzanie, np. przełożony krzyczy na pracownika na oczach klientów. Znam przypadki, w których klienci ujmowali się za takim pracownikiem…
Może problem leży gdzieś indziej. Może to polscy pracownicy są leniwi?
Nie zgodzę się z tym, a mam porównanie z innymi krajami zachodnimi. W Polsce pracownik jest sumienny i odpowiedzialny, do tego bardzo zaangażowany w pracę. Wykona ją do końca bez względu na wszystko. Uważa, że jak dostał zadanie do zrobienia, to nie ma nic ważniejszego. Jest przy tym efektywny i potrafi pracować pod presją nie tylko kierownika, ale i klientów. Dba też o czystość w miejscu pracy. Na Zachodzie pracownicy często są w porównaniu z polskimi bardziej roszczeniowi.
To na czym polega problem?
Zauważam pewną prawidłowość w zagranicznych firmach. Najgorsi są polscy przełożeni średniego szczebla. Są to osoby często ze średnim wykształceniem, które na stanowisko się wspięły niekoniecznie dzięki doświadczeniu i kompetencjom, a dlatego, że umiały sobie „wychodzić” w ten czy inny sposób dane stanowisko. Pod sobą mają często osoby z wyższym wykształceniem, co sprawia, że chcą im pokazać, ile znaczą. I zaczynają wymagać od podwładnych tego, czego sami nie potrafiliby zrobić. To praktyka spotykana w dużych koncernach na naszym rynku.
Pracownik potrzebuje być zauważony. I nie chodzi o to, by nagradzać go finansowo. Wystarczy dobre słowo, pochwała przełożonego.
To chyba jest znana reguła…
Zaczęliśmy rozmowę od sytuacji w Amazonie, więc tam na pewno tego nie ma. Tam jest jak w azjatyckiej fabryce. Pamiętam taką sytuację w jednej z fabryk koreańskich w Kobierzycach. Pracownicy narzekali na złe warunki pracy, fatalne oświetlenie uniemożliwiające składanie rzeczy. I jakie pracodawca wybrał rozwiązanie? Sprowadził z Chin osoby do pracy. Te pracowały tak szybko, tak sumiennie wyrabiając każdą normę, że europejskim pracownikom skończyły się argumenty do narzekania.
Amazon: jeżeli coś wymaga poprawy, poprawiamy to
O złych warunkach w polskim Amazonie pisaliśmy 9 sierpnia. Opisywaliśmy m.in. wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, która wykazała, że pracownicy są zmuszani do pracy ponad normę. Do kontroli doszło w kwietniu, wynikało z niej m.in. że kobieta zatrudniona w magazynie zużywa 9408 kJ energii na zmianę roboczą, czyli prawie dwa razy więcej, niż twierdzi Amazon.
Warunki zdaniem pracowników są na tyle złe, że NSZZ „Solidarność” Amazon Fulfillment Poland poprosiło o spotkanie z prezesem firmy na Europę Stevenem Harmanem. Pracownicy w liście otwartym apelowali o zajęcie się ich sytuacją. W tej sprawie interweniowali również u Mateusza Morawieckiego i minister pracy Elżbiety Rafalskiej.
Amazon odpowiada, że firma zareagowała na skargi pracowników. Poprawiono m.in. warunki sanitarne. „Zapewniamy osobom u nas zatrudnionym komfortowe warunki pracy. Nasi pracownicy mają swobodny dostęp do toalet i dystrybutorów z wodą rozłożonych równomiernie na terenie hali, a także w kantynach i licznych miejscach odpoczynku. Naszym priorytetem jest pełna zgodność z prawem pracy i jeśli coś wymaga poprawy, poprawiamy to” – deklaruje firma.
– Codziennie wprowadzamy zmiany na podstawie komentarzy naszych pracowników i regularnie współpracujemy z właściwymi władzami, w tym Inspekcją Pracy. Jeśli jakieś kwestie wymagają poprawy, natychmiast wprowadzamy zmiany – przekonuje Marzena Więckowska, menedżer na Europę Środkowo-Wschodnią w firmie.