Poza tym w wielu gminach czy powiatach podwyżki pensji były potrzebne już wcześniej, bo rynek pracy stał się także w samorządach rynkiem pracownika, a nie pracodawcy. I uposażenia w tym roku lub ubiegłym trzeba było podnieść, gdzieniegdzie miało to miejsce nawet dwa razy. Tam praktycznie osób dostających minimum z pierwszej kategorii zaszeregowania nie ma. Jednak są też tacy pracodawcy, którzy podwyżki będą musieli wprowadzić. Szacunki, ile ich to będzie kosztowało, są różne. Może to być w skali gminy czy województwa od kilkudziesięciu tysięcy do nawet milionów złotych. Dokładnie jeszcze nie wiadomo, bo przyszłoroczne budżety są dopiero we wstępnych fazach projektów.
Wysoka podwyżka w pierwszej kategorii zaszeregowania powoduje też dodatkowy problem – spłaszczenie zarobków. Różnica między np. podstawą dla sprzątaczki (III kategoria) a kategorią XIII, w której wymagane jest wyższe wykształcenie i w której mieszczą się też stanowiska kierownicze, wynosi tylko 200 zł. – Oczywiste jest, że podwyżki dla najgorzej uposażonych pracowników wywołają generalną presję na podwyższenie zarobków – ostrzega Patryk Kuzior, prawnik i pracownik samorządowy.
Rozczarowani czują się też pracownicy z powołania, przede wszystkim skarbnicy, a to za sprawą zmian w dodatkach funkcyjnych. Gdyby naliczać je tak jak dotychczas procentowo, to dzięki podniesieniu stawki pierwszej kategorii zaszeregowania ich pensja wzrosłaby o ponad 1000 zł. Ustalenie konkretnych kwot ten wzrost uniemożliwia.