Zbyt niskie zarobki odstraszają nie tylko młodych medyków, lecz także weterynarzy. - To dla nas poważny problem - alarmuje Eugeniusz Gołębiewski, burmistrz miasta Kowal.
Zbyt niskie zarobki odstraszają nie tylko młodych medyków, lecz także weterynarzy. - To dla nas poważny problem - alarmuje Eugeniusz Gołębiewski, burmistrz miasta Kowal.
- Jak już odejdą ostatni emeryci, to do ogniska epidemii nie będzie komu pojechać i jej zatrzymać. Młodzi weterynarze po studiach nie garną się do inspekcji, bo tam nie ma dla nich przyszłości. Oferowanie wykwalifikowanej kadrze niecałych 3 tys. zł brutto ani nie zachęci do pracy, ani ich tam nie zatrzyma. Świeżo upieczeni specjaliści wolą pójść do sektora prywatnego, który oferuje nierzadko trzy razy tyle – martwi się burmistrz.
Problem jest znany od lat, ale zamiatany pod dywan. Zauważa to Główny Inspektorat Weterynarii, który twierdzi, że jedynym skutecznym rozwiązaniem byłoby podniesienie wynagrodzeń. Główny lekarz weterynarii już w 2015 r. apelował w tej sprawie do szefa Służby Cywilnej oraz do ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Bezskutecznie. Kłopoty z kadrą potwierdza Lidia Banaś, dyrektor biura organizacyjnego GIW. Duża rotacja pracowników wykwalifikowanych oraz problemy z uzupełnieniem kadry osobami o odpowiednim wykształceniu to obecnie istotne utrudnienie w funkcjonowaniu inspekcji. - Powodem są niskie zarobki, zupełnie nieadekwatne do wysokich wymagań, jeśli chodzi o kwalifikacje i odpowiedzialność. W niektórych województwach nie ma chętnych na stanowiska powiatowych lekarzy weterynarii i ich zastępców. Ponadto złożoność zadań często oznacza pracę w nadgodzinach, bez możliwości dodatkowego wynagrodzenia – mówi Banaś. Dyrektor zwraca też uwagę, że obecna sytuacja kadrowa może doprowadzić do obniżenia możliwości eksportowych Polski zarówno w branży hodowlanej, jak i spożywczej. To jednak może nie być nasz największy problem. Bo jeśli sytuacja się nie ustabilizuje, ucierpi nie tylko zdrowie zwierząt. - Braki kadrowe grożą rozszerzeniem niebezpiecznych epidemii, np. ptasiej grypy czy afrykańskiego pomoru świń – mówi Witold Katner, rzecznik prasowy Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Już teraz załogi inspektoratów pracują na krawędzi wyczerpania. W sytuacji kryzysowej rząd jest zmuszony przenosić lekarzy weterynarii z terenów nieobjętych ogniskami choroby. Z tego powodu oraz z powodu licznych wakatów nie ma komu wykonywać bieżących zadań – zauważa Katner.
Poproszone przez nas o stanowisko w tej sprawie Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi milczy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama