Pracownicy delegowani stanowią jedynie 0,9 proc. siły roboczej w Unii Europejskiej. Ich wpływ na rynek pracy jest znikomy. Nieprawdą jest, że pochodzą głównie z krajów z niskimi zarobkami i zabierają pracę droższym pracownikom ze starej Unii. Takie są konkluzje raportu opracowanego przez zaplecze intelektualne Komisji Europejskiej – Instytut Bruegla.

Na walce z pracownikami delegowanymi swoje poparcie próbuje budować prezydent Francji. Według Emmanuela Macrona to za ich sprawą powstało zjawisko dumpingu socjalnego. – Problemem Unii nie są pracownicy delegowani, ale ci, którzy pracują na czarno – stwierdza jednak w rozmowie z DGP dr Zsolt Darvas, autor analizy.
Firmy wysyłają za granicę specjalistów branży IT i menedżerów średniego i wyższego szczebla. Pracownicy delegowani to jeden - i w dodatku nie najważniejszy - element europejskiego rynku pracy.
To prawda – wykorzystuje różnice płacowe między biedniejszymi i bogatszymi krajami UE. Ale nie można mówić, że jest źródłem czegoś, co Emmanuel Macron określa mianem dumpingu socjalnego. Dodatkowo nie ma podstaw, by twierdzić, że obecnie obowiązująca dyrektywa o pracownikach delegowanych nie jest przestrzegana. Zdecydowanie większy wpływ na europejski rynek pracy, przyczyniając się do wzrostu bezrobocia w UE, ma import produktów z krajów rozwijających się oraz praktyka przenoszenia fabryk i produkcji w regiony o mniejszych kosztach pracy (tzw. offshoring).
Najnowsze analizy Instytutu Bruegla, takie jak m.in: „EU posted workers: separating facts and fiction” czy „Could revising the posted workers directive improve social conditions” obalają mit, że większość pracowników delegowanych w UE to osoby z biednych krajów Europy Wschodniej, które wykonując niskopłatne prace, przyczyniają się do powstania zjawiska dumpingu socjalnego i nieuczciwej konkurencji na wspólnym europejskim rynku.
Bogaci jadą do zamożnych
Zaledwie jedna trzecia spośród wszystkich pracowników delegowanych to osoby przybywające z krajów o niższych zarobkach do krajów o wyższych zarobkach. Polska jest krajem, który wysyła najwięcej pracowników w Unii (22,7 proc. wszystkich delegowanych). Jednak już na drugim miejscu są Niemcy (11,7 proc.), a na trzecim - Francja (6,9 proc.). To przede wszystkim kraje zamożne delegują pracowników do krajów z równie wysokimi zarobkami (34,4 proc. wszystkich delegowań). Dominuje zatem przepływ siły roboczej między krajami o wysokich wynagrodzeniach. Są to głównie specjaliści z branż IT, lekarze, kadra kierownicza średniego i wyższego szczebla. W sceptycznej względem pracowników delegowanych Francji aż 44 proc. z nich pochodzi z krajów o wysokich zarobkach, a zaledwie 23 proc. z biedniejszych. Podobna tendencja widoczna jest w Belgii, gdzie ponad połowa delegowanych (58 proc.) pochodzi z zamożnych krajów, a zaledwie 28 proc. z tych o niższych zarobkach.
Państwem, gdzie obecnie funkcjonuje najwięcej takich pracowników, jest zamożny Luksemburg (24 proc. udziału w rynku pracy pracowników delegowanych). Również on deleguje więcej pracowników, niż sam przyjmuje. Na drugiej pozycji plasuje się Słowenia (14,2 proc.). Udział pracowników delegowanych w rynku pracy w Polsce wynosi zaledwie 2,5 proc.
Dziesięć euro netto za godzinę dla Polaka
Kolejnym mitem obalonym przez naukowców Instytutu Bruegla jest przekonanie, że pracownicy delegowani z Europy Wschodniej pracują poniżej stawek określonych w prawodawstwie krajów ich przyjmujących. Unijna dyrektywa z 1996 r. oraz jej nowelizacja z 2014 r. (Directive 2014/67/EU) wyraźnie wskazują, że pracownicy delegowani nie mogą pracować poniżej minimalnego wynagrodzenia ustalonego w kraju przyjmującym. Badania pokazują, że delegowani Polacy zarabiają więcej niż płaca minimalna, otrzymując średnio ok. 10 euro netto za godzinę.
Około 2 mln pracowników delegowanych w krajach Unii Europejskiej, czyli wspomniane wcześniej 0,9 proc. siły roboczej Wspólnoty i zarazem zaledwie 0,7 proc. jej wszystkich zatrudnionych, stanowi niewielką część tzw. mobilnej siły roboczej. O wiele większy wpływ na europejską gospodarkę mają migranci zarobkowi, czyli ok. 11,3 mln pracowników. – Ci ludzie (głównie z Europy Wschodniej) płacą podatki w miejscu, gdzie pracują, i przyczyniają się do wzrostu gospodarczego bogatszych krajów Unii – podkreśla Zsolt Darvas.
Nie zabijajcie konkurencyjności
Marc-Antoine Authier z liberalnego Instytutu Montaigne w Paryżu, komentując dla DGP spór na temat pracowników delegowanych między starą a nową Unią, wskazuje, że problem ma charakter polityczny, a nie ekonomiczny.
– Uważam, że Francja powinna zaproponować pewne rozwiązania, ale pracownicy delegowani nie są jakimś krytycznym problemem gospodarczym z punktu widzenia naszego rynku wewnętrznego – podsumowuje Authier.
Zdaniem ekonomisty André Sapira kwestia pracowników delegowanych powinna być ujęta w szerszej perspektywie, uwzgledniającej takie zjawiska, jak: globalizacja, zmiany technologiczne i starzenie się ludności. Zasada „taka sama płaca w tym samym miejscu za tę samą pracę” spowoduje, że firmy z Europy staną się jeszcze mniej konkurencyjne na globalnym rynku.