W tym roku armia może powołać ponad 17 tys. ochotników do terenowej służby wojskowej. Przewiduje to rozporządzenie Rady Ministrów z 23 czerwca 2017 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie określenia liczby osób, które mogą być powołane do czynnej służby wojskowej w 2017 r. (Dz.U. poz. 1334). Dokument wchodzi w życie jutro.
Jak wskazuje resort obrony narodowej, do wojsk terytorialnych zgłosiło się już ponad 20 tys. ochotników. Co do zasady osoby powoływane do tej formacji muszą odbyć szesnastodniowe szkolenie podstawowe. Z kolei byli żołnierze muszą wziąć udział w szkoleniu wyrównawczym, które trwa osiem dni i odbywa się w weekendy. Na początku roku MON rozpoczęło tworzenie trzech brygad WOT w woj. lubelskim, podlaskim i podkarpackim. Do tej pory udało się powołać do nowej formacji ok. 2,5 tys. żołnierzy. W kolejnym etapie tego typu brygady mają być utworzone w każdym województwie (na Mazowszu dwie). Określony limit jest górną granicą i nie musi być osiągnięty. Podobnie od 2010 r. jest z Narodowymi Siłami Rezerwowymi. Tam górny limit wynosi 20 tys. żołnierzy rezerwy, ale przez ostatnie lata był wypełniony zaledwie w połowie.
Eksperci są sceptyczni, czy w tym roku uda się powołać aż 17 tys. mundurowych. – To tylko pobożne życzenia kierownictwa MON. Jeśli ta liczba wyniesie 5 tys., to będzie dobrze – mówi gen. broni Mieczysław Bieniek, były wiceszef w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO.
Wraz z wejściem w życie nowelizacji Rada Ministrów obniżyła pierwotny limit szkoleń dla rezerwistów, którzy mogą być wezwani na ćwiczenia, a nie są zainteresowani służbą w WOT. Według pierwotnej wersji rozporządzenia miało ich być blisko 37 tys., po nowelizacji liczba ta spadła do 25 tys.
– WOT tworzone są nie tylko kosztem wojsk operacyjnych, bo zabierana jest im kadra, ale i kosztem rezerw. Przez takie zmiany uszczupla się ich potencjał potrzebny na czas wojny. To szkodliwe rozwiązanie – mówi gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Etap legislacyjny
Wchodzi w życie