Po 11 września 2011 r., czyli po atakach na WTC, zaostrzono kontrole na lotniskach również w UE. To wtedy w życie weszły przepisy zabraniające przewożenia w bagażu podręcznym płynów powyżej 100 ml, a te o mniejszej zawartości jak dezodoranty, perfumy, żele itd. powinny być pakowane do przezroczystej, zamykanej torby nieprzekraczającej 1 litra. Od 31 stycznia 2014 r. przepisy złagodzono, zezwalając na wnoszenie na pokład płynów powyżej 100 ml, ale tylko niezbędnych ze względów zdrowotnych, np. leków lub jedzenia dla dzieci.
Również od 31 stycznia 2014 r. obowiązują przepisy zezwalające na przewożenie w bagażu kabinowym płynów kupionych w strefie wolnocłowej na lotnisku pod warunkiem, że zostały szczelnie zamknięte przez sprzedawcę w przezroczystej, specjalnej torbie oznaczonej czerwoną obwódką wraz z zapłaconym rachunkiem. Tej torby nie można otwierać aż do przybycia do celu podróży. Natomiast, zgodnie z przepisami, kontrola celna na lotnisku przesiadkowym może taką torbę otworzyć i sprawdzić zawartość butelki. Jeśli uzna, że jest niebezpieczna – ma prawo ją skonfiskować. W praktyce jednak zazwyczaj płyny kupione w strefach wolnocłowych na lotniskach i hermetycznie zapakowane są przez celników na lotniskach przesiadkowych przepuszczane.
Przypadek pana Jarka jest więc raczej przykrym wyjątkiem. Aby uniknąć takich sytuacji, warto na przyszłość od razu, przy kontroli na lotnisku przesiadkowym, wyjąć kupiony wcześniej płyn z bagażu podręcznego i pokazać celnikowi, a gdy otworzy torbę, poprosić o przepakowanie do innej (tak powinien postąpić zgodnie z przepisami). Gdyby jednak celnik obstawał przy swoim, pan Jarek mógł zaproponować, że bagaż podręczny z butelką nada po prostu jako zwykły, do luku.