Szersze uprawnienia dla kupujących zarówno w sieci, jak i w realu. Dostaną więcej czasu na zwrot rzeczy, a jeśli coś będzie z nimi nie tak, to sami zdecydują, czy godzą się na naprawę
Nowa ustawa o prawach konsumenta, której projekt właśnie przedstawił rząd, ma poprawić bezpieczeństwo klientów robiących zakupy w sieci. Znany już z obecnych przepisów przywilej zwrotu towaru bez podania przyczyn będzie poszerzony w czasie. Dzisiaj konsumenci muszą się zdecydować w ciągu 10 dni, nowa ustawa da im na to 4 dni więcej.
E-handel w Polsce* / Dziennik Gazeta Prawna
To jednak nie koniec. Jeśli sprzedawca nie poinformuje konsumenta o prawie odstąpienia od umowy, to termin ten wydłuży się aż do 12 miesięcy.
– To nie jest racjonalne rozwiązanie. Wydaje się, że większość konsumentów i tak ma świadomość tego, że może zwrócić towar zakupiony przez internet i nie dowiaduje się tego od sprzedawcy. Po roku nawet nieużywany przedmiot ma już przecież dużo niższą wartość – uważa Agnieszka Wiercińska-Krużewska, adwokat w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
W sposób jednoznaczny nowa ustawa ureguluje też, kto płaci za przesyłkę w przypadku oddania towaru. Dzisiejsza ustawa mówi jedynie o zwrocie świadczenia. Nie precyzuje, czy oznacza to pokrywanie kosztów transportu.
– Z zadowoleniem przyjmuję każdą zmianę przepisów, która doprecyzowuje prawo, a z taką mamy do czynienia w tym przypadku. Obecne przepisy budziły wątpliwości interpretacyjne i sprzedawcy nie wiedzieli, jakie koszty, poza ceną towaru, są zobowiązani pokrywać w przypadku odstąpienia przez klienta od umowy. Teraz będą mogli łatwo oszacować ich wysokość – ocenia Tomasz Zalewski, radca prawny i szef zespołu własności intelektualnej w kancelarii Wierzbowski Eversheds.
Zgodnie z projektem konsument otrzyma od sprzedawców zwrot tego, co zapłacił, zarówno za towar, jak i przesyłkę. Pod jednym jednak warunkiem – będzie musiał wybrać najtańszy z oferowanych przez sprzedawcę sposobów dostarczenia towaru. Jeśli wybierze droższy, sprzedawca nie będzie musiał mu zwracać dodatkowych kosztów.
Nowa ustawa ma również jednoznacznie przesądzić, że koszty zwrotu towaru pokrywa kupujący.

Koniec z papierem

Sklepy internetowe będą też musiały przekazywać klientom dużo więcej informacji niż dzisiaj. Nowe przepisy przewidziały tu jednak spore dla nich ułatwienie: sprzedawcy będą wreszcie mogli informować klientów przez internet.
Dzisiaj, chociaż cała komunikacja odbywa się drogą elektroniczną, to informacje począwszy od nazwy firmy, poprzez właściwości produktu, a skończywszy na prawie do zwrotu towaru muszą zostać przekazane na kartce papieru. To anachronizm od lat krytykowany przez sprzedawców. Co gorsza, przepis ten jest powszechnie przez nich ignorowany i w efekcie konsumenci nie dostają jakichkolwiek informacji. Teraz, jeśli wyrażą na to zgodę, e-sklep przekaże im je na trwałym nośniku.
– Pod tym pojęciem należy rozumieć nie tylko płytę CD-ROM, ale także plik, którego nie da się zmienić, np. formatu PDF. Jeśli więc konsument wyrazi zgodę, to przedsiębiorca będzie mógł mu wysłać wszystkie wymagane informacje jako załącznik e-maila – tłumaczy Agnieszka Wiercińska-Krużewska.
Firmy handlujące w internecie ucieszy też inna zmiana. W nowej ustawie nie będzie już istniejącego obecnie przepisu, który nakazuje doliczać odsetki ustawowe do pieniędzy oddawanych klientom, którzy zrezygnowali z towaru. W zamyśle miały być rekompensatą za czas, kiedy przedsiębiorca obraca pieniędzmi klienta. Tyle że odsetki ustawowe wynoszą aż 13 proc., a więc nieporównanie więcej niż nawet najkorzystniejsze oprocentowanie w bankach. W efekcie internetowe zakupy stały się sposobem na najlepszą lokatę kapitału.
– To zmiana od dawna oczekiwana przez rynek. Obowiązek zapłaty odsetek zwykle wynika z jakiegoś zawinienia. Tymczasem trudno dopatrzyć się winy sprzedawcy za to, że klient skorzystał ze swego uprawnienia i oddał towar – komentuje Piotr Dynowski, szef praktyki własności intelektualnej, mediów i reklamy w kancelarii Bird & Bird.

Szersza definicja

Zmiany czekają nie tylko internetowych sprzedawców. Opisywany projekt jest bowiem bardzo obszerny i zmienia również przepisy, które swoim zakresem obejmą tradycyjne sklepy.
Fundamentalna zmiana polega na poszerzeniu definicji konsumenta. Obecnie za takiego uważana jest osoba fizyczna, która dokonuje z przedsiębiorcą czynności prawnej niezwiązanej ze swoją działalnością gospodarczą lub zawodową (art. 221 kodeksu cywilnego). Projekt dodaje do tego artykułu paragraf drugi, zgodnie z którym przepisy o ochronie konsumentów stosuje się również do osoby fizycznej, która dokonując czynności związanej z prowadzoną działalnością gospodarczą lub zawodową, działa także w celu niezwiązanym z tą działalnością i cel ten przeważa.
– Z tym przepisem mogą być problemy – ostrzega Andrzej Michałowski, adwokat z kancelarii Michałowski Stefański, który obsługuje także sieci handlowe.
– Moi klienci już obecnie mają problem z ustaleniem, czy kupującego ekspres do kawy należy potraktować jak konsumenta, czy jak przedsiębiorcę – wskazuje.
Jeżeli bowiem zakup dokonywany jest w celu parzenia kawy w firmie kupującego, to obecne przepisy nakazują traktować go jako przedsiębiorcę. Natomiast jeżeli będzie korzystał ze sprzętu w domu, to sprzedawca musi udzielić mu ochrony należnej konsumentowi. Ta jest zaś o wiele szersza, niż przysługująca podmiotowi gospodarczemu.
– Po wejściu w życie proponowanego przepisu podział na konsumentów i nie-konsumentów będzie jeszcze mniej jasny – przypuszcza mec. Michałowski.
Zyskać na tym przepisie mogą jednak małe, jednoosobowe firmy. W czasach, gdy pracodawcy wymuszają na pracownikach przechodzenie na samozatrudnienie, może mieć to niebagatelne znaczenie.

Skuteczniejsza rękojmia

Kolejny ważny przepis projektu stanowi, że konsument będzie mógł się nie zgodzić na zaproponowaną przez sprzedawcę naprawę wadliwej rzeczy, lecz od razu zażądać wymienienia jej na wolną od wad. I w drugą stronę – jeżeli sprzedawca będzie chciał rzecz wymienić, a konsument nie będzie się na to zgadzał, sprzedający będzie musiał mu popsuty towar naprawić. Nie będzie takiego obowiązku tylko wówczas, gdy wybór klienta okaże się niemożliwy do realizacji albo będzie generować po stronie sprzedawcy nadmierne koszty.
– Ta zmiana na pewno wzmocni pozycję konsumenta. Teraz bowiem jest tak, że to po stronie sprzedającego leży wybór, czy dokona on wymiany rzeczy na wolną od wad, czy też ją naprawi. I konsument nie ma tu nic do gadania – tłumaczy Tomasz Lustyk, adwokat prowadzący własną kancelarię.
Tymczasem naprawa zawsze obniża wartość zakupionego towaru.
– Rzecz naprawiana bowiem nie ma tej samej wartości, co rzecz nowa. Poza tym bardzo często jest tak, że naprawy dokonywane są w sposób niestaranny i trzeba je ponawiać. A to powoduje, że konsument po raz kolejny musi stracić czas i ponieść koszty związane z ponownym dostarczeniem rzeczy do sklepu w celu odesłania jej do naprawy. Zmiany pozwolą takich sytuacji uniknąć – zwraca uwagę mecenas Lustyk.
Jego zdaniem na tym rozwiązaniu sprzedawcy nie powinni ucierpieć.
– Dla sklepu nie powinno być wielkim problemem to, że wymieni rzecz na inną, którą przecież i tak posiada w swoim asortymencie – twierdzi.
Zgodnie z tym, co proponuje się w projekcie, wydłużone zostaną też okresy odpowiedzialności sprzedawców z tytułu rękojmi za wady fizyczne. I tak: w przypadku rzeczy ruchomych sprzedawca będzie odpowiadał, jeżeli wada zostanie stwierdzona przed upływem dwóch lat od wydania rzeczy kupującemu (obecnie – przed upływem roku). W przypadku nieruchomości okres ten zostanie wydłużony z lat trzech do pięciu.
– To krok w dobrym kierunku, zwłaszcza jeżeli chodzi o nieruchomości. Obecny trzyletni termin to fikcja. Wady budynku tak naprawdę zaczynają ujawniać się dopiero po upływie tych trzech lat – zwraca uwagę Tomasz Lustyk.
Dodaje, że jego zdaniem rękojmia powinna zostać wydłużona jeszcze bardziej, np. do 10 lat w przypadku nieruchomości.

Rękojmia za wady fizyczne nieruchomości przysługiwać będzie pięć lat

Etap legislacyjny
projekt ustawy przekazany do konsultacji