Firmy zapewniające dostęp do internetu mają podawać realną prędkość transmisji danych, a nie tylko maksymalną możliwą do osiągnięcia.
„Nawet 100 mb/s” – można usłyszeć w niejednej reklamie dostawcy internetu. Niestety później najczęściej okazuje się, że to maksymalna prędkość, do której użytkownik nie jest nawet w stanie się zbliżyć. Skargi konsumentów skłoniły w minionym roku Ministerstwo Infrastruktury do zaproponowania, by operatorzy musieli podawać minimalną prędkość transmisji. Jeżeli rzeczywista prędkość byłaby niższa niż 90 proc. deklarowanej, klient nie musiałby płacić.
Propozycja ta została zmodyfikowana przez powstałe niedawno Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, które przejęło projekt nowelizacji prawa telekomunikacyjnego.
„W raporcie BEREC (Organ Europejskich Regulatorów Łączności Elektronicznej) z grudnia 2011 r. odstąpiono od nakładania na dostawców obowiązku zawierania w umowach z abonentami informacji na temat minimalnych gwarantowanych prędkości transmisji danych na rzecz zwiększenia obowiązków informacyjnych dotyczących konkretnego łącza będącego przedmiotem umowy” – tłumaczy zmiany w projekcie sekretariat ministra Michała Boniego.

Lepsza możliwość porównania ofert

Mimo wycofania się z pierwotnych zapisów prawa klientów zostaną i tak poważnie wzmocnione. Zgodnie z opublikowaną właśnie wersją projektu nowelizacji dostawcy internetu musieliby podawać wiele informacji, w tym m.in. „prędkość transmisji danych do i od abonenta w kilobajtach na sekundę”. Innymi słowy jak szybko można ściągać, a jak szybko wysyłać dane. Jeśli nie spełnią tych obietnic, będą odpowiadać wobec klientów z tytułu nienależytego wykonania umowy.
Dodatkowo dostawcy oferujący minimalną prędkość transmisji również będą musieli ją określić.
– Brak takiej informacji będzie wskazywał, że dostawca nie jest w stanie zagwarantować jakiejkolwiek minimalnej prędkości – mówi Marek Szydłowski, radca prawny z kancelarii Waryński i Wspólnicy.
– Wszystkie te informacje pozwolą na realne porównanie ofert, jak również wskazanie abonentowi, jaką faktyczną prędkość osiągnie i jak ma się to do ofert reklamowych operatora – dodaje.
– Oczywiście klient musi wiedzieć, za co płaci, i operatorzy to rozumieją. Diabeł jak zwykle tkwi jednak w szczegółach, np. ważny będzie sposób pomiaru prędkości transmisji. Decydować o niej może nawet wilgotność powietrza. Istotny też jest poziom rekompensat, jakie będą przysługiwać klientom – zaznacza dr Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.

Kto zweryfikuje prędkość

Pierwotny projekt Ministerstwa Infrastruktury zakładał, że jeśli przez 12 godzin z rzędu prędkość transferu danych będzie niższa niż 90 proc. deklarowanej, to klient będzie zwolniony z płacenia rachunku za dany okres rozliczeniowy. W wersji przygotowanej przez MAiC nie określono sposobu rekompensaty. Wysokość odszkodowania oraz zasady i terminy jego wypłaty ustali w umowie sam operator. Nie oznacza to jednak, że będzie mógł to zrobić w sposób krzywdzący dla klientów. Umowy takie mogą być badane chociażby przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
– Pozostanie jednak problem, jak dowieść operatorowi, że w danym czasie nastąpił spadek prędkości transmisji. W przypadku zwykłego użytkownika może to być niewykonalne. Zwyczajnie nie będzie dysponował narzędziami, które mogłyby stanowić wartość dowodową – obawia się Małgorzata Badowska, radca prawny w Kancelarii GESSEL.
Narzędziami tymi dysponuje za to Urząd Komunikacji Elektronicznej, który zyska uprawnienia do mierzenia rzeczywistej prędkości transmisji danych u użytkownika końcowego. Tyle że przecież nie będzie mógł cofnąć się w czasie i sprawdzić, jaką szybkość osiągało łącze np. przed kilkoma dniami.
– Sporo problemów może też wywoływać metodologia badania. Przedsiębiorcy telekomunikacyjni mają zgłaszać prezesowi UKE stosowaną przez siebie metodę pomiaru. Prezes UKE będzie jednak mógł uznać, że nie gwarantuje ona skuteczności i narzucić inną – tłumaczy dr Arwid Mednis, partner w kancelarii Wierzbowski Evershed.



Komórki nie będą odcinane

Obowiązki dotyczące informowania o prędkości przesyłu danych mają dotyczyć wyłącznie internetu stacjonarnego. Ten dostępny w komórkach zgodnie z projektem nie będzie im podlegał.
– Cieszymy się, że podczas konsultacji udało nam się przekonać stronę rządową, że jest to niewykonalne. Prędkość transmisji zależy tu od zbyt wielu czynników, na które operator nie ma wpływu. Liczą się chociażby odległość abonenta od masztu czy liczba użytkowników korzystających jednocześnie z sieci – tłumaczy Iszkowski.
Z internetem w komórkach wiąże się też inny problem. Wielu użytkowników zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy, że ich telefon może samodzielnie pobierać dane. Spowodowało to wysyp skarg na zawyżone rachunki, gdyż po przekroczeniu wykupionego abonamentu opłaty rosną wielokrotnie. Stąd też w połowie ub.r. prezes UKE Anna Streżyńska zaproponowała, by po przekroczeniu opłaconego limitu użytkownik był odcinany do internetu.

O prędkości transmisji danych decydować może nawet wilgotność powietrza

– Oczywiście klient mógłby go odblokować, ale zależałoby to już od jego decyzji. Takie warunki obowiązują przy roamingu. Nie ma przeszkód, żeby obowiązywały także w kraju – tłumaczyła wówczas Streżyńska.
MAiC nie zdecydowało się na takie rozwiązanie i ograniczyło się jedynie do nałożenia na operatorów obowiązku natychmiastowego informowania na żądanie klienta o tym, że przekroczył limit.
– Jako świadomy użytkownik nie chciałabym, aby ktoś za mnie decydował, czy mam zostać odcięta od sieci. Z drugiej jednak strony, np. w przypadku dzieci, wolałabym mieć możliwość kontroli. Dlatego optymalnym rozwiązaniem byłoby danie klientom prawa wyboru: jeśli by chcieli, to powinni mieć możliwość zablokowania dostępu – komentuje Badowska.

Możliwość walki ze spamem

Nowelizacja ma także na celu zwiększenie bezpieczeństwa w internecie. Dostawcy będą zobowiązani do podejmowania skutecznych środków w celu ograniczenia np. ryzyka phishingu czy działań hakerów. A jeśli nastąpi szczególne ryzyko, będą informować o tym użytkowników. Przedsiębiorcy telekomunikacyjni będą też mogli skuteczniej walczyć np. ze spamem i innymi zagrożeniami w sieci. Łącznie z tym, że wolno im będzie (przy zastosowaniu proporcjonalnych i uzasadnionych środków) ograniczać, a nawet przerwać, dostęp do sieci użytkownikom wysyłającym komunikaty stwarzające szczególnie duże zagrożenie. Jeśli spełnią ustawowe przesłanki to odcięty użytkownik nie będzie mógł wobec nich wysuwać roszczeń.
Większej ochronie mają podlegać też dane osobowe.
– W przypadku ich naruszenia operator będzie musiał zawiadomić o tym fakcie generalnego inspektora ochrony danych osobowych, a w wielu sytuacjach także samego użytkownika – wyjaśnia Mednis.
– Chociaż dotyczy to jedynie dostawców usług telekomunikacyjnych, to i tak bardzo wiele znaczy, gdyż w internecie gromadzi się wiele informacji na nasz temat. Z czasem zresztą także inni przedsiębiorcy, np. banki, mają także podlegać podobnym obowiązkom – dodaje.
Aktualny stan prawny
Dostawcy nie muszą podawać w umowach szczegółowych informacji na temat prędkości transmisji danych. Prawo telekomunikacyjne wymaga jedynie, by wskazywali ogólnie dane dotyczące jakości usług.
Zakres odpowiedzialności za nienależyte wykonanie umowy jest jedynie ogólnie określany, bez precyzowania, co należy się klientowi, jeśli prędkość transmisji nie jest osiągana.
Prawo nie nakłada obowiązku informowania klientów sieci komórkowych o przekroczeniu wykupionego limitu transferu danych.
Przepisy nie określają, na jaki czas może być zawierana umowa z abonentem.
Zapis o tym, że przeniesienie numeru z jednej firmy do drugiej ma trwać nie dłużej niż jeden dzień, przewiduje rozporządzenie wykonawcze, a więc akt niższej rangi.
Propozycja MAiC
Dostawcy będą musieli podawać informacje na temat transferu, w tym także te precyzujące prędkość wysyłania i odbierania danych oraz warunków, w jakich powinny być osiągane podawane wartości.
Przewidziany w umowie zakres odpowiedzialności będzie musiał uwzględniać, jakie roszczenia będą przysługiwać klientom, jeśli jakość usługi będzie gorsza niż deklarowana.
Operator będzie musiał zapewnić klientowi możliwość natychmiastowego otrzymania informacji o przekroczeniu wykupionego limitu.
Pierwsza umowa z konsumentem nie będzie mogła być dłuższa niż dwa lata.
Klienci zyskają ustawową gwarancję, że przeniesienie numeru telefonu z jednej firmy do drugiej nie może trwać dłużej niż jeden dzień roboczy.
Etap legislacyjny: Projekt