Jeśli fachowiec jest przekonany, że dobrze wykonuje swoją robotę, powinien ją odpowiednio udokumentować. Gdy bowiem zleceniodawca nie odbierze prac, powoływanie biegłego w dwa lata po remoncie jest bezcelowe. Wynika tak z wyroku Sądu Okręgowego w Łodzi.
Sprawa, która trafiła do sądu, była zagmatwana. Małżeństwo zleciło kilka prac fachowcowi. Miał on za blisko 20 tys. zł ocieplić budynek wielorodzinny. Zakres prac obejmował m.in. położenie siatki, kleju i tynku na elewacji.
Okazało się jednak, że robotnik zrealizował prace niezgodnie ze sztuką budowlaną. Wskutek nieprawidłowo zacieranego tynku powstały plamy. Mimo kilku poprawek, robota była skrajnie nieestetyczna. Zleceniodawcy odmówili przyjęcia pracy i zapłaty. Po pewnym czasie zostali jednak pozwani przez spółkę, która odkupiła wierzytelność od fachowca.
Istotną kwestią było ustalenie, czy prace budowlane zostały wykonane właściwie. W tym celu powódka chciała, aby przeprowadzić dowód z opinii biegłego z zakresu budownictwa. Sąd rejonowy – co następnie zostało zaaprobowane przez drugą instancję – jednak stwierdził, że byłoby to bezcelowe. Jak bowiem biegły miałby ustalić jakość pracy fachowca, skoro po odmowie przyjęcia pracy od niego małżeństwo zatrudniło inną ekipę?
„Specyfika prac powodowała, że prace zbrojeniowe poprzedzały prace tynkarskie, a zatem kolejne etapy przykrywały wcześniejsze. Ponadto wniosek rozstrzygano w listopadzie 2017 r., a prace wykonywano w maju 2015 r.” – wskazał sąd. I przypomniał, że trudno byłoby rozróżnić, co zrobił cedent, a co wykonawca zastępczy.
Sąd podkreślił, że proces budowlany powinien być dokumentowany w trakcie wykonywania prac – w celu uniknięcia późniejszych kłopotów.
„Skoro prace ulegały zakryciu wraz z zakończeniem jednego etapu i przejściem do kolejnego, należało je utrwalać w wersji cyfrowej – fotografując lub filmując miejsce kładzenia warstw siatki i tynku (...) Wymóg dokumentowania prac ulegających zakryciu przy obecnym rozwoju technologii cyfrowej nie jest nadmiernie utrudniony ani zbyt kosztowny. Niepotrzebny jest do tego celu nawet specjalny aparat, bowiem telefony komórkowe, posiadane w zasadzie przez każdego dorosłego pracownika i tym bardziej przedsiębiorcę, są wyposażone w aparaty z możliwością nagrywania filmów” – czytamy w uzasadnieniu wyroku sądu okręgowego.
Mówiąc krótko: fachowiec powinien dokumentować postępy prac, by następnie móc skutecznie wykazać, że działał zgodnie ze sztuką budowlaną.
Co ciekawe, powódka zakupiła wierzytelność, gdyż cedent przedłożył protokół odbioru, na którym widniał podpis jednego z małżonków. Ten jednak w toku postępowania sądowego wyparł się, że cokolwiek podpisywał. Przedłożył dokumentację potwierdzającą, że w dniu rzekomego odbioru prac przebywał w szpitalu. Ustalono też, że treść dokumentu do parafowania przygotował fachowiec i gdy zwrócił się e-mailowo z żądaniem podpisania papieru, spotkał się z odmową.
Sąd uznał argumenty pozwanego za przekonujące: nikt podczas pobytu na oddziale detoksykacyjnym nie myśli o tym, by przyjąć prace budowlane w domu, pomijając już to, że najczęściej nie ma nawet takiej możliwości.
Spółka, która nabyła wierzytelność, nie dawała jednak za wygraną. Zgłosiła wniosek o powołanie biegłego z zakresu analizy pisma ręcznego. Przekonywała, że dopiero dowód z opinii biegłego będzie odpowiedni. I tu jednak sądy stwierdziły odmiennie.
„Opinia biegłego z zakresu analizy pisma ręcznego nie jest jedynym środkiem dowodowym dla wykazania, że podpis na dokumencie nie pochodzi od wystawcy. Katalog dowodów, za pomocą których można podważyć autorstwo podpisu pod dokumentem, jest nieograniczony” – wyjaśnił sąd okręgowy. Uznano, że dla rozstrzygnięcia sprawy cywilnej (ustalenie, kto dokonał podpisu, może mieć znaczenie w kontekście odpowiedzialności karnej za jego podrobienie) wystarczające jest to, że odbiorca prac w chwili ich przyjęcia, czemu zaprzecza, przebywał w szpitalu.

ORZECZNICTWO

Wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi z 5 czerwca 2018 r., sygn. akt XIII Ga 457/18.