Na pewno ma sens. Rzeczą komisji jest przygotowanie projektów ustaw, które następnie mogą zostać uchwalone. Ale przecież nigdy nie wiadomo, właśnie z powodów politycznych, czy tak się stanie. Są to zdarzenia przyszłe i niepewne. Ale naszym zadaniem, jako komisji, jest przygotowanie jak najlepszych projektów aktów prawnych. I to właśnie nadal będziemy robić, nawet jeżeli miałyby one zostać przez prezydenta zawetowane lub też skierowane do Trybunału Konstytucyjnego. Rozwiązania te mogą przecież zostać wykorzystane później, gdy zmieni się sytuacja polityczna. Wówczas będziemy mieli już gotowe pewne warianty rozwiązania konkretnych problemów. Niestety, przez kilkadziesiąt lat tak nie było, ale teraz mamy szansę takie projekty stworzyć.
Oczywiście, że tak. Przy czym pamiętajmy, że póki co komisja przedstawiła ministrowi sprawiedliwości swoje projekty pięć miesięcy temu. I proces legislacyjny nie posunął się do przodu. Nadal jesteśmy w tym samym miejscu co niemal pół roku temu. I to jest problem. A tymczasem my się zastanawiamy nad tym, czy prezydent podpisze ustawę, czy nie. Przedwcześnie.
Ja się mogę tylko domyślać, co zrobi przyszły prezydent. Ale tego nie wiem. Przypomnę, że jak do Andrzeja Dudy trafiła nowelizacja ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, to prezydent jej co do zasady nie zakwestionował. Zaskarżył do TK tylko te przepisy, które mówią o skróceniu kadencji obecnej KRS i które odbierają bierne prawo wyborcze do rady neosędziom. Trudno więc przesądzać, co się z góry stanie, gdy określona ustawa trafi na biurko nowego prezydenta. Andrzej Duda zawsze podkreślał, że on się wypowie o danej ustawie dopiero wówczas, gdy ona do niego trafi. I ja taką postawę w pewnym sensie rozumiem. Tak więc problemem jest przede wszystkim to, że nasz projekt nie opuścił póki co budynku Ministerstwa Sprawiedliwości.
Są pewne rzeczy, które nie mogą być przedmiotem jakichkolwiek negocjacji. One wynikają z orzecznictwa. Jeżeli chcemy udowodnić, że jesteśmy państwem prawa, to powinniśmy respektować orzeczenia sądów. Kwestie, które zostały już przesądzone w orzecznictwie, to status neosędziów w Sądzie Najwyższym, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, skarga nadzwyczajna oraz KRS. Dla przykładu – jeżeli Naczelny Sąd Administracyjny powiedział, że skład KRS jest niezgodny z konstytucją, bo w radzie nie ma żadnego sędziego SN, NSA oraz sądu wojskowego, to znaczy, że nie ma z czym dyskutować i trzeba tę kwestię tak uregulować, żeby to orzeczenie NSA zostało wykonane.
Ten problem w taki czy inny sposób trzeba uregulować. Jeżeli tego nie zrobimy, to nie wyeliminujemy możliwości kontestowania statusu takich sędziów. Już dziś przecież składane są liczne wnioski o wyłączenie takich sędziów, o ich testowanie, orzeczenia przez nich wydawane są zaskarżane. To wszystko sprawia, że postępowania sądowe trwają znacznie dłużej. Do tego jeszcze sędziów jest coraz mniej, nowe etaty w sądach nie są ogłaszane. I jeśli coś się nie wydarzy, to te postępowania będą dramatycznie długotrwałe. A to będzie oznaczać, że wymiar sprawiedliwości nie będzie spełniał swojej podstawowej funkcji.
Mamy jednak orzecznictwo, z którego wynika, że powołanie przez prezydenta w żaden sposób nie zamyka drogi do badania tego, jak wyglądał cały proces poprzedzający ten akt. Trzeba więc szukać porozumienia. Na miejscu Kancelarii Prezydenta wsłuchałbym się również w głos samych neosędziów. Oni również chcą mieć ustabilizowany swój status. I rozwiązania, które zaproponowała komisja, wychodziły naprzeciw tym głosom. Bo przecież one mają doprowadzić do uzdrowienia, konwalidacji statusu większości neosędziów. Oczywiście, chodzi o grupę sędziów konstytucyjnych, którzy dzięki niekonstytucyjnej KRS uzyskali wadliwy awans, ale ich pierwsze powołania na urząd sędziego nie są kwestionowane. Mamy oczywiście też neosędziów, którzy przyszli do zawodu sędziego z innych zawodów prawniczych i ich status jest zdecydowanie odmienny. Jest to jednak grupa najmniej liczna, więc nie jestem pewien, czy ze strony prezydenta jest o co tak naprawdę kruszyć kopię. Tylko do tego potrzeba dojrzałych rozmów. Nie wiem, czy takie będą możliwe, ale zawsze trzeba próbować.
Są inne sposoby prowadzące do wyeliminowania problemu neosędziów niż rozwiązania ustawowe. Można to robić na przykład poprzez orzeczenia sądowe. Tyle, że moim zdaniem taka ścieżka będzie zarówno dla samych neosędziów, dla wymiaru sprawiedliwości, a co najważniejsze dla ludzi, którzy przychodzą do sądu po rozstrzygnięcie swojej sprawy, niewspółmiernie gorsza niż regulacja ustawowa. Tak więc byłoby to pyrrusowe zwycięstwo prezydenta.
Ponieważ będzie to powodowało wydłużanie procesów. Zapewne pojawią się również rozstrzygnięcia odnoszące się do tego problemu, które będą się wzajemnie wykluczały. Tak więc może się okazać, że bez rozwiązania tej kwestii na drodze ustawy spotkamy się za 10 lat i nadal będziemy dyskutować o tym problemie. A to osłabia wyłącznie państwo.
Tylko czy to oznacza, że my mamy godzić się na sądy, które nie spełniają standardów niezależnego sądu z tego powodu, że mamy w państwie akurat taki, a nie inny układ polityczny? Bo jeśli my się godzimy z tym, żeby sędziowie byli postrzegani tak, jak niektórzy urzędnicy, że jedni są związani z prawą, a inni z lewą stroną sceny politycznej, to w takim razie można te konkursy odpuścić. Ale to będzie oznaczało raz na zawsze, a przynajmniej na długie, długie lata koniec trójpodziału władzy i niezależności sądownictwa w Polsce.
Jeśli zaś chcemy nadal bronić trójpodziału władzy, chcemy, aby sądy były niezależne od polityków, to te konkursy nie powinny być ogłaszane.
Ja bym oczekiwał pewnej alternatywnej wizji. Oczekiwałbym tego, że minister powie, że nie ma możliwości ogłaszania nowych konkursów i że w związku z tym za pięć lat będziemy mieli o tyle i tyle mniej sędziów. A skoro tak, to aby usprawnić działanie sądownictwa, zamiast jednego etatu sędziowskiego uruchomimy np. dwa etaty asystenckie i jeden referendarski. I to pozytywnie wpłynie na usprawnienie postępowań. To może być właśnie plan B dla sądownictwa. Nie musimy chodzić na zgniłe kompromisy i ogłaszać tych konkursów. Nie musimy godzić się na tego typu ustępstwa o charakterze ustrojowym, które według mnie spychają Polskę na zupełnie nieznane wody.
Tylko to trzeba umieć wszystko prognozować. Nie da się skutecznie zarządzać wymiarem sprawiedliwości, podejmując przypadkowe działania. To musi być całościowa wizja, konsekwentnie realizowana. I to się da zrobić. To nie jest przecież tak, że aby polskie sądownictwo mogło funkcjonować, to sędziów musi być 10 tys. To nie o to chodzi.
I dlatego też tak istotna, być może nawet i istotniejsza niż dotychczas, jest działalność naszej komisji. Musimy znaleźć te alternatywne rozwiązania i położyć je na stole. I wówczas prezydent być może powie, że przygotowane rozwiązania, skoro nie naruszają prezydenckich uprawnień, są akceptowalne. Ale one muszą być na stole, nie możemy tylko zgadywać, czy coś się spodoba prezydentowi, czy nie. A do tej pory tak właśnie się działo. I ustawy nie wychodziły z parlamentu, bo od razu zakładano, że zostaną zawetowane lub odesłane do TK. Przypomnę, że niewielka ustawa dotycząca delegowania sędziów została przez prezydenta podpisana. Wśród projektów społecznych są całkiem nowe projekty dotyczące prawa o ustroju sądów powszechnych, KRS, z likwidacją nadzoru administracyjnego ministra sprawiedliwości, nowoczesnym sposobem zarządzania sądami, jednolitym statusem sędziego czy wzmocnionym samorządem sędziowskim. Jest projekt ustawy o prokuraturze i Sądzie Najwyższym. Naprawdę jest co robić. Oraz, co powtarzam jak mantrę – informatyzacja, informatyzacja i jeszcze raz informatyzacja.
Oczywiście krytycznie. Uważam, że do rady sędziów powinni wybierać sędziowie, bo to jest zgodne z konstytucją. Mam świadomość, że wyniki wyborów prezydenckich mogą być dla niektórych szokiem. Ale trzeba było się przygotować i na taki wariant, a nie wchodzić w buty swoich poprzedników i proponować rozwiązania, które były wcześniej przedmiotem krytyki. Przede wszystkim dobrze by było, by przed przedstawieniem takich „zajawek” pomysł skonsultować ze środowiskiem sędziowskim oraz komisją kodyfikacyjną, a następnie przygotować całościowy projekt. Zawsze zwracałem uwagę na uciekający czas, naprawdę oczekujmy całościowych rozwiązań, projektów ustaw, a nie zapowiedzi czy założeń.
Do wyboru nowej KRS mamy jeszcze niemal rok. To sporo czasu. Po pierwsze więc na biurko prezydenta powinna szybko trafić przygotowana przez komisję ustawa dotycząca przywracania praworządności. Gdyby została ona zawetowana, to wówczas zaproponować ustawę dotyczącą tylko wyboru sędziów do KRS, opartą o tę ustawę, która została skierowana przez Andrzeja Dudę do TK. Z uwzględnieniem tych zastrzeżeń, które zostały wskazane we wniosku do trybunału.
Myślę, że można rozważyć formułę dopuszczenia do udziału wszystkich sędziów powołanych kiedyś zgodnie z konstytucją. Mam tu na myśli neosędziów zaliczanych do tzw. grupy żółtej, czyli tych, którzy w procedurze niekonstytucyjnej otrzymali jedynie awans. Przypomnę, że toczyliśmy dyskusje nad wariantem dotyczącym odpowiedniego stażu sędziowskiego. Nie została ona zamknięta. Wariantów jest kilka, ale dyskusja jest na ten moment przedwczesna. Najpierw ustawa o przywracaniu praworządności. Wszak w listopadzie kończy się Polsce przedłużony termin związany z pilotażowym wyrokiem Wałęsa przeciwko Polsce.
Na ten moment nie mogę sobie wyobrazić takiego rozwiązania. Nie wiem, co minister sprawiedliwości miał na myśli, mówiąc, że najbliższe wybory do rady można przeprowadzić w ten sposób, że sędziowie wybiorą swoich kandydatów na członków KRS, a Sejm jedynie przyklepie takie kandydatury. Nie ma przecież żadnej procedury, która by umożliwiła przeprowadzenie takich wyborów. Czy my, sędziowie, mamy się zebrać, skrzyknąć na Stadionie Narodowym i bez żadnego trybu zagłosować? Przecież to wszystko musi być w jakiś sposób uporządkowane. To po pierwsze. Po drugie, Sejm też działa w oparciu o jakieś regulacje, prawda? I to jednak on dokonałby wyboru ostatecznie.
Nie.
Ponieważ w moim przekonaniu jest to rozwiązanie niezgodne z konstytucją. I nie mam wątpliwości, jak zostałoby to odebrane. Zresztą już dziś po tym, jak dywagacje na ten temat pojawiły się w obrocie medialnym, pojawiły się głosy zarzucające stronie propraworządnościowej, że wchodzi w buty poprzedników i że nie było sensu o co awanturować się przez te osiem lat. Poza tym pragnę zauważyć, że nikt z nami tego pomysłu nie konsultował, nikt ze środowiskiem sędziowskim na ten temat nie rozmawiał. Myślę, że na przyszłość zaproponowałbym zmianę sposobu działania i najpierw pomysły dotyczące wymiaru sprawiedliwości i sędziów przedyskutowywać z sędziami, przygotować co najmniej całościowe założenia, a dopiero później przedstawiać je publicznie. ©℗