Obowiązujący od roku przepis, który nakazuje sądom orzekanie przepadku pojazdów pijanych kierowców, nie zawsze jest stosowany. Niektórzy sędziowie uznają go bowiem za niezgodny z konstytucją i odmawiają stosowania go.
Artykuł 44b kodeksu karnego, który wszedł w życie 14 marca 2024 r., od początku budził wątpliwości co do jego zgodności z konstytucją. Podnoszono m.in., że nie da się go pogodzić z zapisanym w ustawie zasadniczej prawem do sądu oraz w sposób niedopuszczalny ogranicza swobodę orzekania. Przepis ten bowiem nakazuje sądom – w pewnych, enumeratywnie wskazanych w kodeksie przypadkach (patrz: grafika) – orzekanie przepadku pojazdu lub jego równowartości. Do tego ostatniego dochodzi, gdy pojazd nie stanowił wyłącznej własności sprawcy albo po popełnieniu przestępstwa sprawca auto zbył, darował lub ukrył.
Wątpliwości co do zgodności z konstytucją omawianych regulacji są tak poważne, że niektórzy sędziowie sprzeciwiają się ich stosowaniu. Taka sytuacja miała miejsce chociażby w Sądzie Rejonowym dla Wrocławia – Krzyków we Wrocławiu. Jak dowiedział się DGP, co najmniej kilka orzeczeń, w których nie zasądzono przepadku pojazdu, mimo ustawowego obligu zapadło też w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy.
Pijani kierowcy nie zawsze tracą auta
Wrocławski SR zdecydował, że nie orzeknie przepadku pojazdu w sprawie, w której u kierowcy stwierdzono prawie 2 promile.
– Sytuacja wyglądała tak, że mężczyzna, po kłótni ze swoją dziewczyną, zakupił alkohol i udał się na jakieś pole w celu jego spożycia. Wszystko działo się w nocy. Ktoś zadzwonił na policję, ta przyjechała i zatrzymała tego mężczyznę, kiedy ten próbował wyjechać z tego pola na drogę łączącą jedną wieś z drugą. Miało to miejsce o godzinie drugiej w nocy, gdy ruchu na drodze nie było żadnego – wyjaśnia Piotr Mgłosiek, sędzia, który wydał opisywane rozstrzygnięcie. Jak dodaje, decydując o tym, że w tym konkretnym przypadku nie orzeknie przepadku auta, kierował się m.in. wskazówkami zawartymi w uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego z 20 listopada 2024 r. (sygn. akt III KK 449/24). Bo choć w sprawie tej nie chodziło o przestępstwo polegające na naruszeniu zasad bezpieczeństwa drogowego, to jednak spora część uzasadnienia orzeczenia SN odnosi się do zagadnienia dyskrecjonalności sądu w rozstrzygnięciu o odpowiedzialności karnej sprawcy. Podkreślono w nim m.in., że „wprowadzanie przez ustawodawcę ograniczeń dla sądu, które na poziomie generalno-abstrakcyjnym dekretowałyby rozstrzygnięcie kolizji wartości istotnych dla reakcji karnej, powinno być wyjątkiem, zwłaszcza gdyby miały działać na niekorzyść”. SN podkreśla, że wynika to z zasady podziału władzy i wskazania także na szczeblu konstytucyjnym oraz międzynarodowym, że wyłącznie sąd ustanowiony ustawą jest uprawniony do indywidualnego rozstrzygnięcia sprawy karnej. „W doktrynie przyjmuje się powszechnie, że proces przejścia od generalnie zarysowanych w ustawie granic kary do kary dostosowanej do indywidualnych okoliczności konkretnego przypadku nie może być uproszczony do tego stopnia, by ustawodawca mógł samodzielnie decydować za sędziego o odpowiednim uzasadnieniu dla wymiaru kary w danej sytuacji lub wyboru okoliczności jej racjonalizacji” – można przeczytać w uzasadnieniu. SN tłumaczy, że choć to ustawodawca na etapie tworzenia prawa wyraża swoje preferencje aksjologiczne, to jednak ostatecznie to sądy mają rozstrzygające zdanie o sposobie wdrażania przyjętej polityki w odniesieniu do konkretnych osób. „Na tym właśnie polega «rozpoznawanie sprawy» w rozumieniu art. 45 Konstytucji RP” – kwituje SN.
– Mam świadomość, że zaraz podniosą się głosy, że po to są ustawy uchwalane przez większość parlamentarną, żeby sędziowie je stosowali. A skoro tak, to powinienem orzec przepadek. Ale tu naprawdę nie chodzi o żaden aktywizm sędziowski. Nikt nie twierdzi, że sędzia ma całkowitą dowolność w stosowaniu prawa – zaznacza sędzia Mgłosiek. Jak jednak dodaje, nie może być tak, że ustawodawca, nieustannie zaostrzając reakcję prawnokarną, kumuluje środki, które mają być zastosowane w reakcji na jakiś czyn, i robi to bez odniesienia ich do stopnia winy sprawcy oraz stopnia społecznej szkodliwości czynu. Dziś bowiem oprócz orzeczenia przepadku pojazdu oraz zasądzenia kary, sąd ma jeszcze obowiązek orzec wobec pijanego kierowcy także zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na minimum trzy lata oraz świadczenie pieniężne o wysokości min. pięciu tys. zł.
– A przecież, jakkolwiek byśmy nie twierdzili, że pijani kierowcy to plaga, to jednak z obiektywnego punktu widzenia prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości to przestępstwo o potencjalnie niskim stopniu społecznej szkodliwości i niskim stopniu winy. Jest to bowiem przestępstwo bezszkodowe, gdyż samo w sobie nie powoduje obiektywnej szkody czy to w mieniu, czy to na zdrowiu innej osoby. Sprawca takiego czynu powoduje jedynie potencjalne zagrożenie – tłumaczy Mgłosiek. Dlatego też jego zdaniem kumulacja wszystkich przewidzianych przez ustawodawcę reakcji prawnokarnych na ten czyn przekracza stopień winy oraz stopień społecznej szkodliwości.
– I tutaj zastosowanie musi znaleźć dyskrecjonalna władza sędziego, który mówi, że co prawda ustawodawca zobowiązał go do konfiskaty pojazdu, jednak sąd uważa, że w tym konkretnym przypadku taka konfiskata, w kumulacji z innymi środkami reakcji prawnokarnej, przekraczałaby stopień winy tego konkretnego sprawcy – wyjaśnia sędzia Mgłosiek.
Zastrzega przy tym, że nie ma tutaj na myśli wypadków spowodowanych pod wpływem alkoholu, gdyż w takim przypadku ocena rozwiązań wprowadzonych przez ustawodawcę w reakcji na tego typu czyn jest zupełnie inna.
– Chodzi tylko o to, żeby sąd miał możliwość dokonania oceny konkretnego przypadku, a nie był wiązany przez ustawodawcę. Sama instytucja przepadku nie budzi bowiem zastrzeżeń konstytucyjnych – podkreśla wrocławski sędzia.
Test konstytucyjności
Orzeczenia, w których nie doszło do zasądzenia przepadku pojazdu, zapadły również w SR w Bydgoszczy.
– Póki co nie ma ich bardzo dużo. Te przypadki, z którymi się zetknąłem, można policzyć na palcach jednej ręki. I nie ma się co dziwić, gdyż przepis obowiązuje dopiero od roku, a tego typu postępowania trochę trwają – zauważa Jakub Kościerzyński, sędzia SR w Bydgoszczy, członek Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Jak zastrzega, on jeszcze nie otrzymał do sądzenia takiej sprawy, jednak do jego referatu trafiły odwołania prokuratury od wyroków nakazowych niezasądzających obligatoryjnego przepadku.
–Pierwsze dwie rozprawy wyznaczyłem na 29 maja – informuje sędzia Kościerzyński. I nie ukrywa, że będzie to doskonała okazja do poczynienia rozważań na temat konstytucyjności wywołującego kontrowersje przepisu.
– Co do zasady nie jestem przeciwnikiem samej instytucji przepadku pojazdu. Uważam jedynie, że jej orzekanie nie powinno być obligatoryjne. Każdy przypadek jest przecież inny. Mogą się zdarzyć sytuacje, gdy nie będzie wątpliwości, że zasądzenie przepadku jest karą odpowiednią do popełnionego czynu, ale mogą być i takie, kiedy okaże się to kompletnie nieuzasadnione. Dlatego nie może być tak, że sąd ma związane ręce – podkreśla bydgoski sędzia. Jego zdaniem omawiany przepis może również naruszać zasadę proporcjonalności.
– Kara musi być adekwatna do czynu. Co więcej, obecne regulacje prowadzą do naruszenia zasady równości wobec prawa. Dziś za ten sam czyn dwóch sprawców może ponieść nieporównywalne konsekwencje karne. Wobec obu sąd orzeknie przepadek, jednak jeden może stracić auto za 300 tys. zł, podczas gdy auto tego drugiego jest warte jedyniepięć tys. zł – podaje przykład Jakub Kościerzyński.
Warto przypomnieć, że wątpliwości co do zgodności z ustawą zasadniczą pojawiły się także po stronie rządzących. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przygotowała nowy projekt, w którym zaproponowano, aby przepadek pojazdów nie był obowiązkowy. Innymi słowy – sąd mógłby, ale nie musiałby orzekać przepadku. Projekt został skierowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości na ścieżkę legislacyjną, jednak ostatecznie nie został przyjęty przez Radę Ministrów.
Sąd nie orzeka o zgodności z konstytucją
Nie wszystkie sądy mają dylematy związane z orzekaniem przepadku pojazdu. Sąd Okręgowy w Siedlcach nie tylko utrzymał w mocy wyrok Sądu Rejonowego w Łukowie (sygn. akt II K 194/24) orzekający wobec sprawcy przepadek równowartości pojazdu, ale wprost stwierdził, że nie jest jego rolą rozstrzygać o niezgodności przepisów z konstytucją (wyrok SO w Siedlcach z 29 stycznia 2025 r., sygn. akt II Ka 860/24).
Zarzut niezgodności omawianej regulacji z ustawą zasadniczą zgłosił w apelacji od wyroku łukowskiego sądu oskarżony. Jego zdaniem obligatoryjne orzeczenie przepadku na rzecz Skarbu Państwa równowartości pojazdu pozbawia go prawa do rozpatrzenia jego sprawy oraz wymierzenia kary przez niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Sąd taki, pisze apelujący, w demokratycznym państwie prawnym sprawuje wymiar sprawiedliwości w przedmiocie odpowiedzialności karnej indywidualnie oznaczonej jednostki, uwzględniając stopień winy sprawcy i stopień społecznej szkodliwości czynu. Ponadto jego zdaniem przepis stanowi naruszenie konstytucyjnej zasady równości wobec prawa oraz zasady proporcjonalnej oraz racjonalnej i celowej kary.
Siedlecki SO uznał te zarzuty za bezpodstawne. Jego zdaniem bowiem nie jest rolą sądu orzekającego, ani tym bardziej oskarżonego, stwierdzanie o niekonstytucyjności przepisów. „Tryb tej kontroli został bardzo wyraźnie i jednoznacznie ukształtowany przez samą konstytucję” – podkreślono. Chodzi o art. 188 ustawy zasadniczej, który stanowi, że to Trybunał Konstytucyjny rozstrzyga o konstytucyjności norm. Tym samym, pisze siedlecki sąd, domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone jedynie wyrokiem TK, „a związanie sędziego ustawą obowiązuje dopóty, dopóki ustawie tej przysługuje moc obowiązująca”.
Oskarżony zwracał się również do sądu o wystąpienie do TK z pytaniem prawnym dotyczącym konstytucyjności omawianej normy. Ten jednak uznał, że choć istnieje taki obowiązek w przypadku uzasadnionych wątpliwości co do zgodności przepisu z konstytucją, to jednak „muszą to być wątpliwości sądu, nie strony, a ponadto muszą być one uzasadnione, co w niniejszej sprawie nie miało miejsca”. ©℗