O odbycie kary we własnym domu będą mogli wnioskować więźniowie, którym do końca odsiadki pozostało półtora roku a nie, jak to jest dzisiaj, tylko sześć miesięcy. To jedna z ważniejszych zmian, jakie Ministerstwo Sprawiedliwości planuje wprowadzić w kodeksie karnym wykonawczym (k.k.w.), Dzięki niej dozór elektroniczny będzie wykorzystywany na szerszą skalę.

Projekt zmian w kodeksie karnym wykonawczym (k.k.w.) został właśnie wpisany do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów.

Dziś zezwolenie na odbycie kary w systemie dozoru elektronicznego (SDE) może zostać udzielone skazanemu, wobec którego orzeczono karę pozbawienia wolności nie wyższą niż trzy lata i któremu do odbycia w zakładzie karnym pozostało nie więcej niż pół roku. Po zmianach będzie to możliwe, gdy wymiar orzeczonej kary będzie taki jak obecnie, jednak skazany będzie mógł otrzymać e-bransoletkę o wiele wcześniej. Projektodawcy chcą bowiem, aby dozór elektroniczny mógł być zastosowany, gdy do odbycia kary pozbawienia wolności pozostanie skazanemu 1,5 roku.

- To racjonalne rozwiązanie z punktu widzenia funkcjonowania systemu więziennictwa. Póki co mamy przepełnione zakłady karne – komentuje Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie. I zaznacza, że przecież e-dozór nie będzie stosowany automatycznie, kiedy skazanemu pozostanie 1,5 roku pozbawienia wolności. - Za każdym razem będzie o tym decydował sąd penitencjarny, który będzie oceniał każdy przypadek indywidualnie i rozważał, czy dany skazany zasługuje na to, aby odbyć pozostałą część kary w systemie dozoru elektronicznego, czy nie – podkreśla krakowska sędzia.

Zmianę chwali również dr Piotr Kładoczny, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Dzięki niej skazany szybciej i sprawniej wdroży się na powrót do życia w społeczeństwie. Zakładam oczywiście, że skoro MS proponuje to rozwiązanie, to system służący do kontrolowania elektronicznego dozoru jest wydolny – komentuje Kładoczny.

Jako krok w dobrą stronę określa ten pomysł również dr hab. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości w poprzednim rządzie.

- Przypomnę, że to za naszych rządów SDE zostało upowszechnione. To dobrze, że Platforma Obywatelska idzie naszym śladem i zwiększa zastosowanie SDE – komentuje dr hab. Warchoł.

Ministerstwo Sprawiedliwości zmienia zasadę

Kolejna istotna zmiana dotyczy doprowadzania skazanych do aresztu śledczego. Od 2023 r. obowiązuje zasada, że wszystkie osoby skazane na pozbawienie wolności, bez względu na orzeczony wymiar kary, są doprowadzane przez policję do aresztu śledczego. Wcześniej sąd wzywał do samodzielnego stawiennictwa, choć mógł też od razu zarządzać doprowadzenie.

Wprowadzając tę zasadę, poprzednie władze MS przekonywały o tym, że dotychczasowe rozwiązania były nieefektywne, gdyż tylko niewielki odsetek wezwanych rzeczywiście stawiał się do odbycia kary. Podkreślano również, że zmiana ma zapobiec ukrywaniu się skazanych. Problem jednak w tym, że nie osiągnięto oczekiwanych rezultatów. Zwracał na to uwagę m.in. rzecznik praw obywatelskich, który wskazywał, że po półtora roku od wprowadzenia omawianej zasady liczba osób, które nie stawiły się do odbycia kary pozbawienia wolności, utrzymuje się na tym samym poziomie co przed 2023 r.

Projektodawcy postanowili więc zmienić obowiązujące zasady doprowadzania skazanych do aresztu śledczego. Chcą, aby takie doprowadzenie było zasadą w przypadku, gdy orzeczono karę pozbawienia wolności powyżej 1,5 roku. Zaś w przypadku kary pozbawienia wolności w wymiarze nieprzekraczającym 1 roku i 6 miesięcy oraz pozostałych kar skazany będzie wzywany do stawienia się w wyznaczonym terminie w areszcie śledczym.

- To dobra zmiana. Przecież nie wszyscy skazani są oporni, trzeba im choć raz dać szansę i wezwać do odbycia kary. Jeżeli ktoś będzie chciał się ukrywać, to będzie się ukrywał, bez względu na to, jak ta kwestia została uregulowana w przepisach – uważa sędzia Beata Morawiec. Jak dodaje, takie wezwanie do odbycia kary daje osobom skazanym na krótkoterminową karę pozbawienia wolności szansę na ułożenie sobie życia na czas, który będą musieli spędzić w zakładzie karnym. Mogą np. wziąć urlop bezpłatny w pracy lub zorganizować opiekę nad bliskimi, którzy są niesamodzielni i takiej opieki wymagają.

- Człowiek, który naruszył przepisy prawa, nie zawsze jest zatwardziałym bandytą. Zresztą tacy bandyci na orzeczenie kary zazwyczaj i tak oczekują w areszcie, więc ich nie trzeba nigdzie doprowadzać. Uważam więc, że obecnie obowiązujące przepisy niepotrzebnie są tak restrykcyjne – kwituje sędzia Morawiec.

Z kolei dr Kładoczny, choć uważa tę zmianę za krok w dobrym kierunku, to jednak nie ukrywa, że ma wątpliwości co do proponowanej granicy, od której doprowadzenie będzie obowiązkowe.

- Nie widzę powodów do jej zastosowania – każdy skazany, niezależnie od wymiaru kary, powinien w pierwszej kolejności być wzywany do samodzielnego stawienia się w areszcie śledczym – uważa ekspert.

Jednoznacznie krytycznym okiem na omawiane rozwiązanie patrzy Marcin Warchoł. - Nie bądźmy naiwni, nikt przecież nie zgłosi się do więzienia z uśmiechem na ustach. Przykra praktyka jest niestety taka, że bez policyjnego doprowadzenia, bardzo wielu skazanych latami uchylało się od odbycia kary. Z tego wynikało wprowadzenie przez nasz rząd przymusowego doprowadzenia. Zmiana tego mechanizmu nie jest potrzebna – przekonuje Warchoł.

Praca nie tylko w zakładzie karnym

W projekcie zaproponowano również rozwiązanie, zgodnie z którym skazany będzie informowany przy przyjęciu do aresztu śledczego o możliwości wykonywania pracy społecznie użytecznej orzeczonej w zamian za grzywnę w formie prac porządkowych i pomocniczych na rzecz jednostek organizacyjnych Służby Więziennej.

- Resocjalizacja przez pracę jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Dobrze więc, że wprowadzamy rozwiązanie, które będzie zachętą dla skazanych do podejmowania przez nich aktywności – komentuje Beata Morawiec. Jak jednak dodaje, obecnie mamy spory problem z podejmowaniem przez skazanych pracy poza zakładem karnym. I to nie dlatego, że państwo jest temu przeciwne.

- Pracodawcy nie chcą takich osób zatrudniać, gdyż wiąże się to z koniecznością spełnienia wielu dodatkowych wymogów. Należałoby się więc zastanowić nad zmianą nie tylko przepisów umożliwiających skazanym pracę na terenie zakładu karnego, ale również tych, które regulują współpracę przedsiębiorców z zakładami karnymi – kwituje krakowska sędzia.

Projektodawcy chcą również skrócenia okresów, po upływie których będzie możliwe przeniesienie skazanego na karę dożywotniego pozbawienia wolności do zakładu karnego typu półotwartego (z 20 lat do 15 lat) i do zakładu karnego typu otwartego (z 25 lat do 20 lat).

Skróceniu ulec mają również terminy, po upływie których skazany będzie mógł ubiegać się ponownie o warunkowe zwolnienie. Gdy kara nie będzie przekraczać pięciu lat pozbawienia wolności, będzie to możliwe po trzech – a nie tak jak to jest teraz – po sześciu miesiącach. W przypadku wyższego wymiaru kary skazany będzie mógł się ponownie ubiegać o warunkowe zwolnienie po sześciu miesiącach (dziś jest to możliwe po roku).

- Zaproponowane rozwiązania oceniam jako życiowe. Kara bowiem musi być indywidualizowana, nie tylko na etapie jej orzekania, ale także wykonania. Jeżeli więc dajemy większe kompetencje sądowi penitencjarnemu i pozwalamy mu w większym stopniu ingerować w wykonanie kary, to ja to w pełni popieram – mówi sędzia Morawiec.

Bez opłat za telewizor

Resort planuje również zniesienie obowiązku uiszczania przez skazanych pozbawionych wolności zryczałtowanej miesięcznej opłaty za użytkowanie w celi mieszkalnej dodatkowego sprzętu elektronicznego lub elektrycznego. Dziś płacą oni za tego typu udogodnienie 15 zł.

- Ta opłata była jednym z najgłupszych absurdów wprowadzonych przez poprzedniego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. To był chory i niepraktyczny pomysł, odbierany ze strony więźniów ewidentnie jako szykana. Gdy w celi przebywało kilku więźniów, a tylko jeden miał telewizor, płacić musieli wszyscy. Stąd wnioski o przenoszenie z celi do celi, żeby nie płacić. Prowadziło to do zupełnie niepotrzebnych konfliktów między osadzonymi oraz pogarszało nastroje w więzieniach. Z tego co wiem, dyrektorzy więzień często zwalniali osadzonych z ponoszenia tej niedorzecznej opłaty. Cieszy mnie to, że jej pobieranie zniknie z przepisów – komentuje dr Kładoczny.

Rozwiązania broni były wiceminister. - Wprowadziliśmy drobne symboliczne opłaty w imię sprawiedliwości społecznej. Skoro całe społeczeństwo płaci za prąd, to dlaczego osadzeni mają być zwolnieni, zwłaszcza że ceny energii drastycznie rosną? Społeczeństwo tego się domagało. Poza tym płacą ci więźniowie, którzy pracują, a ci, co nie pracują, są zwalniani z opłaty – tłumaczy Warchoł.

współpraca: Adam Pantak