Polscy twórcy memów i rysownicy satyrycy powinni się zrzucić na jakąś nagrodę dla myśliwych, bo chyba nikt nie dostarcza im tylu łatwych tematów. Wystarczy zestawić obrazek dzika z dowolnym innym obiektem i będzie się klikać jak szalone, a jeśli nazwy się w dodatku rymują (np: dzik i samochodzik), to mamy gotowy hit internetu. I mnóstwo „uśmiechniętych buziek” pod postem. Tylko to wcale nie jest śmieszne.
Jak udowadniali wielokrotnie myśliwi (gwoli sprawiedliwości, nie tylko polscy, istnieje podejrzenie nieogłoszonej przez WHO pandemii), z lisem można pomylić objętego ochroną gatunkową wilka, a z dzikiem – absolutnie wszystko. Samochód, psa na podwórku nielubianego sąsiada, samego sąsiada (bo można też źle obliczyć odległość od obszaru zamieszkanego). Łatwo zamiast do dzika strzelić do współtowarzysza polowania albo do zupełnie postronnego grzybiarza. Albo nie do końca postronnego, bo prawdą jest też to, że na wyprawy do lasu skrzykują się czasem przeciwnicy łowiectwa, ryzykując postrzelenie, ale też nieprzyjemne konfrontacje z uczestnikami polowania, którzy mogą zgodnie z prawem teren „opróżnić”. Prawo łowieckie w art. 52 pkt 8 zabrania bowiem pod karą grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do roku celowego utrudniania lub uniemożliwiania polowania (specustawa w sprawie walki z afrykańskim pomorem świń w przypadku odstrzału sanitarnego zwiększyła sankcję do trzech lat). Tak przy okazji: za szczególnie ironiczne można uznać to, że art. 52 nosi tytuł „Posiadanie narzędzi i urządzeń do kłusownictwa, hodowla chartów bez zezwolenia, zezwolenie na polowanie dla osoby nieuprawnionej”, czyli zasadniczo jest wymierzony w ludzi, którzy de facto polują, tyle że bez uprawnień, lub umożliwiają to innym.
Każda nowelizacja prawa łowieckiego spotyka się z wielkim olaboga. Zakaz zabierania na polowanie nieletnich był przedstawiany jako zamach na prawo do wychowywania dzieci w zgodzie z wartościami wyznawanymi przez rodziców, a nawet na kultywowanie odwiecznych tradycji, ergo na polskość. Z zakazem polowania pod wpływem alkoholu trudno było polemizować, ale zapraszam do przejrzenia forów myśliwskich i przekonania się, jak to z tą trzeźwością (i akceptacją takiego wymogu) jest w praktyce. Myśliwi bardzo nie lubią, kiedy ktoś im narzuca, co i jak mają robić. Pewnie nie różnią się w tym od większości społeczeństwa, tyle że oni mają broń.
Nie tylko oni oczywiście. Także ci, którzy uzyskali specjalne pozwolenie na broń do celów ochrony osobistej, osób i mienia. Fakt, że wydaje się je, „jeżeli wnioskodawca nie stanowi zagrożenia dla samego siebie, porządku lub bezpieczeństwa publicznego oraz przedstawi ważną przyczynę posiadania broni”, a taką jest w szczególności „stałe, realne i ponadprzeciętne zagrożenie życia, zdrowia lub mienia”. Dla celów łowieckich wystarczy posiadanie „uprawnień do wykonywania polowania, ustalonych na podstawie odrębnych przepisów”. Jest jeszcze broń historyczna i sportowa. Do posiadania tej pierwszej wystarczy „udokumentowane członkostwo w stowarzyszeniu, którego statutowym celem jest organizowanie rekonstrukcji historycznych oraz zaświadczenie potwierdzające czynny udział w działalności statutowej ww. stowarzyszenia”. Dla tej drugiej „dokumentowane członkostwo w stowarzyszeniu o charakterze strzeleckim, posiadanie kwalifikacji sportowych, o których mowa w art. 10b ustawy o broni i amunicji, i posiadanie licencji właściwego polskiego związku sportowego”.
Cele posiadania broni są więc dosyć oczywiste (choć wykazanie stałego i ponadprzeciętnego zagrożenia wcale nie jest takie łatwe). Ale co z tym niestwarzaniem zagrożenia? Posiadacze broni do celów ochrony osobistej muszą się nim wykazywać regularnie – przechodzić badania. Zgodnie z art. 15 ust. 4 tej ustawy o broni i amunicji osoba posiadająca pozwolenie na broń w celu ochrony osobistej obowiązana jest raz na pięć lat przedstawić właściwemu organowi policji aktualne orzeczenie lekarskie i psychologiczne. I tu ciekawostka. W przypadku myśliwych wystarczy zrobić to… raz na całe życie. A że wzrok może się z wiekiem popsuć, a stan psychiczny pogorszyć? Trudno, nikt nie będzie tego sprawdzał, bo nie ma podstaw prawnych. Miały być w nowelizacji wspomnianej ustawy o broni i amunicji, ale nie będzie, bo przeciwstawili się temu posłowie PSL (czyli koalicjanci Polski 2050, która projekt nowelizacji zgłosiła) oraz opozycyjnych PiS, Konfederacji i Republikanów. Ich głosami projekt przewidujący powtarzanie badań co pięć lat (a powyżej 70. roku życia co dwa lata) przepadł w pierwszym czytaniu.
Dlaczego? Musiały przecież być jakieś argumenty przeciwko, po pierwsze, zrównaniu wobec prawa posiadaczy broni do różnych celów, a po drugie – zapobieganiu niepotrzebnym ofiarom niedowidzących, rozchwianych emocjonalnie albo niesprawnych fizycznie myśliwych. Na przykład z chorobą Alzheimera albo Parkinsona, albo po prostu z zaćmą. Oczywiście, że takie argumenty były. Władysław Kosiniak-Kamysz uważa, że takie przepisy mogłyby „ograniczyć i stygmatyzować myśliwych”. Dorzucił, że „bez PSL-u nie ma większości w Sejmie, żadna ustawa i poprawki bez PSL-u nie przechodzą”. Czyżby więc chodziło o pokazanie własnej sprawczości (a raczej zdolności blokowania sprawczości innych), a więc czystą politykę, a nie o kwestię badania lekarskiego? Bo w jaki sposób miałoby ono kogokolwiek stygmatyzować (patrz: obowiązek składania zaświadczenia przez właścicieli broni służącej do ochrony), nie wiadomo. „Będziemy bronić prawa do łowiectwa i prawa do myślistwa” – podkreśli lider PSL. Nie dodał, że „bo tak”, ale w sumie na to wygląda, skoro nikt nie chciał zabronić polowań.
Myśliwych jest w Polsce ok. 130 tys., czyli ok. 0,33 proc. obywateli. Czy to na tyle dużo, by ich głosy (przy urnach) się liczyły? Najwyraźniej tak. A jak sami twierdzą, powinno ich być więcej. I młodszych.
„W szeregi PZŁ rocznie wstępuje około 4–5 tys. nowych łowców. Niestety średnia wieku kształtuje się powyżej 50. roku życia, więc stale jesteśmy starzejącą się grupą społeczną. Amerykańscy socjologowie, którzy analizowali dramatyczny spadek popularności polowania w USA, przepowiadali, że w 2050 r. nie będzie już aktywnych myśliwych…” – pisał w lutym 2024 r. dr Daniel Więzik na portalu Wildmen. „Bez wątpienia poważnym problemem w przyszłości będzie starzenie się myśliwych. Zakaz zabierania dzieci na polowania w połączeniu z fatalnym zarządzaniem PZŁ przez partyjnych nominatów «zjednoczonej prawicy» już ma swój wymierny negatywny skutek” – martwił się.
A o ofiary ktoś się martwi? Mówi się, że w ciągu ostatniego pięciolecia było ich 7–22 (w zależności od tego, kto mówi). Polski Związek Łowiecki podkreśla, że są bardzo rzadkie – dochodzi do nich raz na ok. 3 mln polowań (wiceminister środowiska Mikołaj Dorożała, autor projektu, podawał liczbę 1 na 1 mln). Za mało, by niewielkim kosztem zareagować? ©℗