Rzeczywiście u wielu osób może to budzić zdziwienie, choć jest prostą konsekwencją ukształtowanego już przez lata orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tym zakresie. Myślę, że dużo nieporozumień bierze się stąd, że jakoś tradycyjnie przetwarzanie danych jest wiązane z celem zarobkowym czy gospodarczym. Tyle że to nie wynika z RODO. Jego art. 2 nie wiąże przetwarzania z działalnością gospodarczą ani celami zarobkowymi.
Tak, rzeczywiście staje się pan wówczas administratorem i obejmuje pana zakres stosowania RODO. Tyle że ja bym tego nie demonizował. To, że podlegamy RODO, nie oznacza, że taki wpis w jakikolwiek sposób narusza prawo. Nie musi pan uzyskiwać mojej zgody na opublikowanie moich danych, bo może się pan powołać na uzasadniony interes, którym w tym momencie jest chęć podzielenia się z innymi informacją, o tym, że mnie pan spotkał. Nie musi pan również spełniać wobec mnie obowiązku informacyjnego, bo znamy się od lat i obserwujemy razem na wspomnianym Facebooku. Może pan też domniemywać, że dane są wystarczająco zabezpieczone, jest również podstawa prawna do ich transferu do USA. Dochodzimy więc do wniosku, że z samego faktu podlegania RODO dla takich czynności nic nie wynika.
Może pan to zrobić, o ile te osoby są elementem tła, do czego wprost uprawnia pana prawo autorskie. RODO tu niczego nie zmienia.
Jeśli obowiązek jest niespełnialny, to nie trzeba go realizować, co potwierdzają decyzje prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (np. decyzja ZSPU.440.574.2018, zgodnie z którą, jeżeli administrator danych nie ma danych kontaktowych umożliwiających przekazanie wymaganych informacji, wówczas nie można zasadnie oczekiwać od niego pozyskania nowych danych wyłącznie dla celu spełnienia obowiązku z art. 14 RODO). Jeśli nie ma pan danych kontaktowych osób, których dane, czyli wspomniany wizerunek, pan przetwarza, to nie musi ich pan informować. Czyli publikacja zdjęć nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi obowiązkami.
Tak, jeśli ktoś taki się pojawi, to rzeczywiście musi pan przeanalizować, czy są podstawy do tego żądania. Z tym że i przed RODO mogło się tak zdarzyć, jeśli ktoś uznałby, że zdjęcie narusza jego dobra osobiste.
W przypadku sprzeciwu osoby, której dane przetwarzamy, musimy ocenić, czyj interes jest przeważający. Pana, żeby zdjęcie opublikować, czy osoby, która na nim widnieje i chce chronić swoją prywatność. Przyznaję, że nie jest to łatwe i zależy od konkretnych okoliczności. Powiedzmy, że na zdjęciu zostanie uwieczniona osoba znajdująca się w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Jeśli będzie to osoba publiczna, np. polityk, to pewnie będzie można bronić publikacji, powołując się na interes społeczny. Jeśli będzie to przypadkowa, nikomu nieznana osoba, to pewnie jej interes ochrony prywatności będzie przeważający.
Może jestem naiwny, ale wydaje mi się, że nie. Moim zdaniem przepisy RODO będą używane głównie w przypadku konfliktów, czy to sąsiedzkich, czy rodzinnych, gdy ktoś opublikuje czyjeś dane na złość komuś innemu. Lawiny spraw przed UODO w każdym razie bym się nie spodziewał.
Tak jak w sztuce Moliera pan Jourdain przez cały czas mówił prozą, choć o tym nie wiedział, tak wszyscy jesteśmy administratorami danych osobowych, tyle że nie wszyscy zdawaliśmy sobie dotąd z tego sprawę. Tylko dlaczego wszyscy jeszcze nie dostaliśmy kar za naruszenie RODO? Właśnie dlatego, że przypadki naruszenia RODO czy nawet konieczności realizacji obowiązków wynikających z rozporządzenia są bardzo sporadyczne.
Administratorem zostajemy, gdy upubliczniamy dane nieograniczonemu kręgowi odbiorców. Jeśli jest to wyselekcjonowana grupa, np. znajomych, to RODO nie będzie miało zastosowania. Przy czym oczywiście określenie granicy może być problematyczne. Publikacja w nawet stosunkowo dużej grupie, ale jednak znajomych, może się wciąż mieścić w wyłączeniu, ale już publikacja w grupie zrzeszającej np. 30 proc. adwokatów w Polsce będzie wykraczać poza nie. ©℗