Ważne, aby udział strony społecznej nie skończył się na konsultacjach. Widzę bowiem ryzyko prób ograniczania udziału przedstawicieli organizacji społecznych w posiedzeniach komisji sejmowych – pod pozorem, że konsultacje dały już możliwość wypowiedzenia się i więcej nie trzeba - zauważa Krzysztof Izdebski, prawnik i ekspert Forum Idei Fundacji im. Stefana Batorego.
Taką mam nadzieję. Chociaż nie fetyszyzowałbym samej możliwości uczestnictwa w konsultacjach. Nie spodziewam się, że będzie to zjawisko masowe. Dotychczas istniała przecież taka możliwość w odniesieniu do projektów rządowych i nie obserwowaliśmy przesadnego zainteresowania. Skuteczność nowego systemu legislacyjnego oceniałbym więc nie na podstawie liczby zgłaszanych uwag, ale raczej na podstawie ich treści i jakości.
Ważniejszym aspektem wprowadzonych zmian są jasne zasady przeprowadzania konsultacji społecznych. Dotychczas wyłącznie od marszałka Sejmu zależało, czy w ogóle zasięgnie opinii na temat projektów poselskich. Dochodziło do tego rzadko i pytano o zdanie tylko wybrane podmioty, co powodowało ryzyko nierówności. Teraz przeprowadzanie konsultacji jest domyślne i każdy obywatel i obywatelka, każda organizacja, każdy podmiot prawny może wziąć w nich udział. Regulamin określa też czas konsultacji (30 dni – red.), choć w uzasadnionych wypadkach marszałek Sejmu będzie mógł go skrócić. To jest pewna furtka, liczę jednak, że nie będzie nadużywana, a stosowana jedynie awaryjnie.
Ważne, aby udział strony społecznej nie skończył się na konsultacjach. Widzę bowiem ryzyko prób ograniczania udziału przedstawicieli organizacji społecznych w posiedzeniach komisji sejmowych – pod pozorem, że konsultacje dały już możliwość wypowiedzenia się i więcej nie trzeba.
Nie widzę takiego niebezpieczeństwa. Podczas konsultacji rządowych projektów publikowanych w RCL nie dochodziło dotychczas do takich przypadków. Sejmowy system jest wprawdzie technicznie łatwiejszy w obsłudze, ale nawet gdyby ktoś próbował trollować ten proces, to są bariery: wchodzi się przez profil zaufany, a jedna osoba może złożyć tylko jedną opinię.
Uczestniczę ponadto w procesach legislacyjnych na poziomie unijnym, gdzie panuje duża otwartość – i tam też się nie zdarzyło, by opinie wpływały na masową skalę.
Myślę, że będą to teraz projekty lepszej jakości. Przede wszystkim dzięki temu, że posłowie zgłaszający projekt będą musieli razem z nim złożyć deklarację skutków regulacji. Trzeba się więc będzie bardziej przyłożyć. Deklaracje będą sprawdzane przez Kancelarię Sejmu, która opracuje potem właściwą ocenę skutków regulacji. Te bezpieczniki sprawią, że projekty poselskie nie będą już wrzutkami. To ogromna zmiana. ©℗