Z Obywatelskiego Monitoringu Sądów prowadzonego przez Fundację Court Watch Polska wynika, że coraz więcej posiedzeń odbywa się w sposób niejawny. Jakie jeszcze wnioski płyną z tegorocznego badania?

ikona lupy />
Bartosz Pilitowski, prezes Fundacji Court Watch Polska / Materiały prasowe

Z obecnego, ale i poprzednich raportów wynika, że sędziowie młodego pokolenia oraz asesorzy, którzy dopiero zaczynają orzekać, charakteryzują się w oczach naszych obserwatorów pewnymi pozytywnymi cechami, które wyróżniają je na tle innych orzeczników. W notatkach naszych wolontariuszy są chwaleni za kulturę oraz próby wytłumaczenia stronom procedur i powodów rozstrzygnięcia. Asesorzy prawie o połowę częściej niż sędziowie przepraszają, kiedy posiedzenie lub rozprawa zaczyna się z opóźnieniem.

Czy raport pokazuje, co już dziś możemy w sądach poprawić?

Na pewno rzeczy związane z kulturą orzekania i ze sposobem traktowania uczestników. Opinię o sądach niestety psują pojedyncze osoby. Niekulturalne zachowanie, złe traktowanie uczestników lub świadków przez jednego sędziego albo jedną sędzię potrafi drogą plotki rozchodzić się po całym mieście. Nie powinniśmy marginalizować tego problemu. Nie wiem, czy sędzia w ogóle powinien podnosić głos w trakcie rozprawy, ale na pewno nie powinien krzyczeć na stronę postępowania. U niektórych sędziów używanie krzyku jako sposobu na zarządzanie salą rozpraw to niestety częste zjawisko.

Takie zachowania powinny być eliminowane ze środowiska sędziowskiego. Jeśli dana osoba nie jest w stanie zmienić swojego zachowania, należy odsunąć ją od kontaktu z podsądnymi. Jeśli środowisko sędziowskie uzna taką osobę za dobrego orzecznika, można znaleźć wydział, w którym praca nie będzie się wiązała z kontaktem z obywatelami. Nie ma to nic wspólnego z ograniczaniem niezawisłości sędziowskiej. Sędziowie są niezawiśli w orzekaniu, co nie zwalnia ich z kultury osobistej i poszanowania godności stron.

Druga rzecz to kwestia wyposażenia sal w odpowiedni sprzęt, przede wszystkim do nagłośnienia i wyświetlania osób przesłuchiwanych zdalnie. Dziś rozprawy zdalne są tak naprawdę rozprawami hybrydowymi, bo każdy chętny może uczestniczyć w nich na sali rozpraw. Sale nie są na to gotowe. Gdy uczestnik wypowiada się zdalnie, jedyne, co może słyszeć, to słabiutki głos z laptopa sędziego. Zagraża to jawności postępowania. Nie ma nawet do końca pewności, czy przesłuchiwany jest właściwy świadek, bo nikt poza sędzią nie widzi jego twarzy. Jeśli rozprawa jest zdalna, to lepiej, by była całkowicie zdalna. Ustawodawca doszedł niestety do odmiennych wniosków.

Co zmieniło się w sądach przez kilkanaście lat prowadzenia monitoringu?

Coraz rzadziej zdarza się, że prokuratorzy są obecni na salach rozpraw poza czasem rozprawy. Gdy zaczynaliśmy, powszechną praktyką było to, że prokurator traktował salę jak swój gabinet, w którym się przebierał, a w przerwach między rozprawami jadł kanapkę. Na oskarżonych, którzy czekali na korytarzu, robiło to okropne wrażenie. Nie wiedzieli, czy czasem prokurator nie rozmawia wcześniej z sędzią o ich sprawie. Na pewno nie służyło to zaufaniu do sądu. Gdy zaczynaliśmy nasz monitoring, takie sytuacje zdarzały się nawet w co czwartej obserwowanej sprawie karnej, w tej chwili jest to poniżej 5 proc. To jednak nie tylko kwestia zmiany podejścia sędziów, lecz także negatywnej zmiany przepisów, która spowodowała, że prokuratorzy nie mają obowiązku bronić aktu oskarżenia i po prostu rzadziej są w sądzie. ©℗

Rozmawiał Tomasz Ciechoński