Premier umożliwił powołanie na prezesa Izby Cywilnej Sądu Najwyższego sędziego, którego status jest kwestionowany. To początek procesu legalizowania neosędziów – oceniają starzy sędziowie SN.

Na środowej konferencji prasowej Donald Tusk tłumaczył, że kontrasygnata postanowienia prezydenta o wyznaczeniu komisarza, który ma dokończyć obrady zgromadzenia ogólnego sędziów Izby Cywilnej SN … była wynikiem błędu. Maciej Berek, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, miał mu bowiem dać do podpisania dokument, którego znaczenia politycznego nie dostrzegł.

Decyzja nieodwracalna

Nie zmienia to tego, że decyzji tej nie da się już odwrócić. Wywołuje to ogromne oburzenie w świecie prawniczym, gdyż osoba wskazana na komisarza to Krzysztof Wesołowski, który znalazł się w SN dzięki rekomendacji obecnej, niekonstytucyjnej Krajowej Rady Sądownictwa.

– My tego nie możemy zrozumieć, nam się to po prostu nie mieści w głowie – przyznaje Jarosław Matras, sędzia SN orzekający w Izbie Karnej, zaliczany do grona tzw. starych sędziów, którzy zostali powołani w procedurze niebudzącej wątpliwości.

Jak dodaje, obecnie już nie ma żadnych przeszkód na drodze do powołania neosędziego na stanowisko prezesa IC SN.

– To naprawdę źle świadczy o tym, w jaki sposób politycy obecnego obozu rządzącego traktują kwestię przywracania praworządności. Widać, że nie jest to dla nich priorytetem. Może to za trudny temat, a może nikomu nie zależy na zatrzymaniu dewastacji w SN – kwituje gorzko sędzia Matras.

O prawnym dewastowaniu SN mówi również Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Jak twierdzi, premier mógł tę dewastację zablokować, gdyby odmówił kontrasygnaty.

– Skutki decyzji szefa rządu będą wykorzystywane także przez osoby, które we własnym interesie zabiegają, by doszło do autoryzowania zmian wprowadzonych w ostatnich latach w sądownictwie – uważa Rosati. I jako przykład podaje wpis na portalu X przewodniczącej KRS Dagmary Pawełczyk-Woickiej, w którym pisze ona m.in. „Panie Premierze, bardzo mnie cieszy, że Pan wspólnie z Panem Prezydentem postanowiliście zakończyć spór o sędziów w Polsce”, a samą kontrasygnatę nazywa aktem legitymizacji sędziów powołanych po 2017 r.

Zaprzepaszczona szansa

Całe zamieszanie wzięło się stąd, że już niedługo, bo pod koniec września, zakończy się kadencja na stanowisku prezesa IC SN zaliczanej do grona neosędziów Joanny Misztal-Koneckiej. Aby wybrać kandydatów na jej następcę, już jakiś czas temu zwołano zgromadzenie ogólne sędziów izby. Na jego czele stanęła Misztal-Konecka. Nie mogła jednak dokończyć obrad, gdyż sama wyraziła chęć kandydowania. W takim przypadku przepisy przewidują, że prezesa musi zastąpić komisarz wskazany przez prezydenta. Andrzej Duda musiał jednak uzyskać kontrasygnatę premiera.

– To był jedyny moment, w którym można było zablokować ten proces zmierzający do postawienia po raz drugi na czele IC SN neosędziego. Niestety, zostało to zaprzepaszczone – ocenia Dariusz Zawistowski, sędzia orzekający w IC SN, były prezes tej izby.

Co by się jednak stało, gdyby premier nie udzielił kontrasygnaty, a kadencja Misztal-Koneckiej dobiegłaby końca? W takim przypadku, przynajmniej czasowo, stery w IC SN i tak przejąłby neosędzia. Prezydent mógłby bowiem skorzystać z uprawnienia, jakie daje mu ustawa o SN (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 622), i wskazać, spośród sędziów orzekających w IC, osobę, która – do czasu wyboru nowego prezesa – kierowałaby pracą izby.

– Jednak taka decyzja prezydenta też wymagałaby kontrasygnaty premiera. Kontrasygnaty nie wymaga jedynie decyzja o powołaniu prezesa izby. Tylko o tym uprawnieniu głowy państwa jest bowiem mowa wprost w konstytucji – tłumaczy Zawistowski.

Co by więc się stało, gdyby premier nie zgodził się na firmowanie decyzji prezydenta? Zapewne zastosowanie znalazłyby przepisy prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 334; dalej: u.s.p.; patrz: infografika), do których ustawa o SN odsyła w tych sprawach, których sama nie reguluje.

– Zgodnie z nimi pracami izby, do czasu uzupełnienia wakatu po pani Misztal-Koneckiej, kierowałby najstarszy stażem przewodniczący wydziału – tłumaczy sędzia Zawistowski. A to oznacza, że i w tym przypadku byłby to neosędzia, gdyż Misztal-Konecka wymieniła wszystkich starych przewodniczących wydziałów.

Starzy sędziowie SN liczyli jednak na to, że w tej sytuacji udałoby się przeciągnąć procedurę wyboru kandydatów na prezesa IC do czasu zmiany prezydenta. Decyzja Donalda Tuska odebrała im jednak nadzieję na taki scenariusz. Jak bowiem sami mówią, obecnie nie ma już żadnych narzędzi do zablokowania rozpoczętej procedury. I spodziewają się, że powołanie neosędziego na kolejną trzyletnią kadencję na stanowisku prezesa IC SN nastąpi teraz bardzo szybko.

Legalizacja bezprawia

Nie może więc dziwić, że decyzja Donalda Tuska odbierana jest wśród prawników zaangażowanych w walkę o praworządność bardzo negatywnie. Mówi się wręcz o tym, że może to być pierwszy krok na drodze legalizacji neosędziów.

– To jest przecież działanie premiera, szefa rządu, którym zaakceptował neosędziego jako przewodniczącego zgromadzenia ogólnego sędziów izby. To nie jest tylko kwestia symboliczna. Rodzi się bowiem pytanie, czy to oznacza, że teraz rząd nie będzie już kwestionował statusu neosędziów i będzie ich traktował jak osoby, które są pełnoprawnymi sędziami? – pyta Dariusz Zawistowski.

Tego typu głosy studzi prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak bowiem twierdzi, tzw. neosędziowie są sędziami, niezależnie od kontrasygnaty.

– Kontrasygnata oznacza, że premier bierze polityczną i konstytucyjną odpowiedzialność za akt prezydenta. Z tego nie można wyprowadzać żadnych wniosków dotyczących statusu sędziów. Ich status może być kwestionowany wyłącznie w trybie przewidzianym w ustawie, czyli poprzez test niezawisłości i bezstronności, a nie w drodze odmowy kontrasygnaty – uważa konstytucjonalista.

Co ciekawe, nasze źródła twierdzą, że decyzja premiera nie była konsultowana z Ministerstwem Sprawiedliwości. Adam Bodnar miał zostać nią zaskoczony.

– Wiemy, że z kancelarii premiera wyszło jedynie zapytanie, czy osoba wskazana przez prezydenta w tym postanowieniu została powołana w wadliwej procedurze. Po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi ze strony kancelarii premiera nie było już żadnych dodatkowych pytań, np. o to, jakie będą skutki udzielenia kontrasygnaty, jak to wpłynie na funkcjonowanie SN – mówi nasz rozmówca.

Decyzja premiera może być oceniana także pod innym kątem.

– Naszym zdaniem przepis, który pozwala prezydentowi wskazać komisarza do dokończenia obrad zgromadzenia mającego wyłonić kandydatów na prezesa izby, jest niekonstytucyjny. Nic bowiem nie uzasadnia przyznania głowie państwa, a więc przedstawicielowi władzy wykonawczej, uprawnienia tak głęboko ingerującego w pracę jednego z organów SN. To jest wprost sprzeczne z zasadą trójpodziału władz – uważa sędzia Zawistowski. Jak dodaje, z tego też powodu decyzja Donalda Tuska wydaje się tym bardziej zdumiewająca.

– Wygląda to bowiem trochę tak, jakby udzielając tej kontrasygnaty, premier akceptował niekonstytucyjne rozwiązania – mówi były prezes IC.

Błąd urzędnika

Po ujawnieniu decyzji Tuska spekulowano, że była to transakcja wiązana – w zamian za akceptację sędziego Wesołowskiego premier uzyskał zgodę prezydenta na kandydaturę Piotra Serafina na stanowisko unijnego komisarza.

Z rozmów z politykami zarówno partii koalicyjnych, jak i samej Platformy Obywatelskiej wynika, że decyzja premiera zdumiała także ich.

– Nie rozumiem tego, od rana muszę świecić oczami w tej sprawie – mówił nam wczoraj jeden z posłów PO. Inny dodawał: proszę mnie zwolnić z komentowania tego, bo naprawdę nie wiem, o co chodzi. – Niezrozumiała decyzja – mówił nam jeden z wiceministrów.

ikona lupy />
Co mówi prawo o ustroju sądów powszechnych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Bardziej rozmowni byli posłowie ugrupowań koalicyjnych. Tomasz Zimoch z Polski 2050, który zasiada w Krajowej Radzie Sądownictwa, wystąpił nawet z interpelacją do premiera, w której oczekuje wyjaśnień decyzji w sprawie sędziego Wesołowskiego.

– Przypomniałem w interpelacji słowa, które premier Donald Tusk wypowiedział w 2021 r.: „jeżeli ktoś został powołany na sędziego przez nielegalnie wybraną KRS, to prezentuje prawdopodobnie bardzo radykalne poglądy; po tym, jak zmieni się władza w Polsce, ci sędziowie przestaną być sędziami”. Zadałem więc proste pytania – czy wypowiedziane przez premiera słowa straciły na aktualności? Czy wyrażenie przez premiera zgody na powołanie komisarza w SN oznacza akt legitymizacji sędziów powołanych po 2017 r. przez KRS? – mówił Zimoch wczoraj w Sejmie.

Część naszych wczorajszych rozmówców wskazywała jednak, że decyzja premiera może otworzyć drogę do osiągnięcia porozumienia między małym a dużym pałacem w kwestii zmian w sądownictwie.

– Jeżeli ta decyzja spowoduje, że prezydent pochyli głowę nad koniecznością zmian w KRS, przywrócenia ładu konstytucyjnego, to byłby to krok w dobrą stronę – ocenił w rozmowie z DGP szef sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka Paweł Śliz.

Tymczasem w środę po południu premier oświadczył, że jego kontrasygnata nastąpiła na skutek… pomyłki.

– Nie będę owijał w bawełnę, chcę bardzo wyraźnie powiedzieć: nastąpił błąd. Urzędnik odpowiedzialny za przygotowywanie tych dokumentów nie dostrzegł polityczności dokumentu, który stanowił o nominacji neosędziego przez prezydenta. I doszło do sytuacji, do której nie powinno było dojść – tłumaczył.

Co z Izbą Pracy?

Tymczasem 2 września kończy się także kadencja obecnego prezesa Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN Piotra Prusinowskiego. Tu procedura wyłaniania jego następcy nie została jeszcze wszczęta. Nie zostało bowiem zwołane w tym celu zgromadzenie ogólne izby, gdyż orzekający w niej starzy sędziowie, którzy ciągle mają większość, oświadczyli, że nie będą obradować, dopóki nie zostanie rozwiązany problem neosędziów. Wiele więc wskazuje na to, że do czasu zakończenia kadencji Prusinowskiego nie zostaną wskazani kandydaci na nowego prezesa i zastosowanie znajdą omawiane już przepisy u.s.p. A to by oznaczało, że władza w izbie czasowo przeszłaby na legalnego sędziego – Dawida Miąsika. To on bowiem jest najstarszym stażem przewodniczącym wydziału. Choć oczywiście prezydent mógłby sięgnąć po uprawnienia z ustawy o SN i próbować wyznaczyć osobę do kierowania IP.

– No ale i ta decyzja głowy państwa wymagałaby kontrasygnaty premiera. Mamy jednak nadzieję, że po tym, jakie reakcje wywołała decyzja szefa rządu dotycząca sytuacji w Izbie Cywilnej, błąd ten nie zostanie powtórzony – mówi sędzia Zawistowski. ©℗

Współpraca Marta Rawicz, Tomasz Ciechoński