Orzeczenie trybunału, nawet jeśli nie zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw, obowiązuje. Tak uznał sam TK w uzasadnieniu wyroku z 2016 r. Składowi orzekającemu przewodniczył wówczas Andrzej Rzepliński.
Po podjęciu przez Sejm 6 marca br. uchwały w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015–2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw przestały być publikowane orzeczenia TK. Zwrócił na to uwagę portal oko.press. Może to mieć związek z pojawiającym się w tym dokumencie stwierdzeniem, że uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej rozstrzygnięć TK wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu. Tymczasem wydaje się, że sam trybunał nie zauważył uchwały Sejmu i nadal wydaje wyroki. Niektóre z nich mają niebagatelne znaczenie dla obywateli. Rodzi się więc pytanie, czy sam brak publikacji może utrudnić lub wręcz uniemożliwić obywatelom egzekwowanie ich praw wynikających z takich nieopublikowanych orzeczeń. Zdaniem prawników, z którymi rozmawiał DGP, jest to mało prawdopodobne.
Moment ogłoszenia
Problem braku publikacji wyroków TK pojawił się po raz pierwszy w 2015 r., kiedy to ówczesna minister w rządzie Beaty Szydło skierowała do Andrzeja Rzeplińskiego, który wówczas pełnił funkcję prezesa TK, pismo informujące, że ma poważne wątpliwości co do możliwości publikacji wyroku z 3 grudnia 2015 r. Trybunał przesądził w nim, że poprzedni Sejm wybrał niezgodnie z konstytucją, niejako na zapas, dwóch sędziów TK, ale wybór pozostałej trójki był legalny. Mimo to ówczesna koalicja rządząca uznała, że ma prawo wybrać na nowo całą piątkę sędziów TK, co doprowadziło do tego, że w trybunale pojawili się tzw. sędziowie dublerzy.
Do problemu niepublikowania w tym okresie wyroków TK odniósł się pośrednio sam trybunał. W uzasadnieniu wyroku, który wydał 21 kwietnia 2016 r. w jednej ze spraw (sygn. akt K 2/14), podkreślił on bowiem, że przymioty ostateczności i mocy powszechnie obowiązującej orzeczeniom TK przysługują od momentu ich wydania, czyli – w wypadku wyroków – od chwili ich ogłoszenia w sali rozpraw. „Wówczas w razie orzeczenia o niezgodności z Konstytucją następuje obalenie domniemania konstytucyjności zakwestionowanej regulacji prawnej, co ma wpływ na sposób jej dalszego stosowania” – podkreślił skład orzekający pod przewodnictwem Rzeplińskiego.
– I tego należałoby się trzymać, gdyż nie ma żadnej podstawy prawnej do tego, żeby organ odpowiedzialny za publikację wyroków dokonywał oceny ich treści – komentuje prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, dodając, że stanowiłoby to naruszenie zasady demokratycznego państwa prawa.
– No bo cóż to za demokratyczne państwo prawne, w którym o tym, co jest zgodne z konstytucją, a co jest z konstytucją niezgodne, decyduje nawet nie Rada Ministrów, lecz RCL? – pyta retorycznie prof. Piotrowski.
Czy to jednak oznacza, że obywatele nie mają się czym przejmować, a ich prawa wynikające z nieopublikowanych wyroków będą bez problemu respektowane?
– W sprawach indywidualnych wyrok TK daje skarżącym prawo do wznowienia postępowania przed sądem, który wydał zaskarżone orzeczenie. Naczelny Sąd Administracyjny w 2017 r. stwierdził, że opóźnienie w publikacji wyroku TK nie może negatywnie wpływać na prawo obywatela do wznowienia postępowania sądowego. Problem w tym, że orzeczenie NSA zapadło, gdy nie mieliśmy jeszcze w Polsce tak poważnego kryzysu konstytucyjnego, i nie wiadomo, jak obecnie odniosą się do niego sądy powszechne – podkreśla Tomasz Kisiel z kancelarii Wardyński i Wspólnicy. I dodaje, że choć sądy mogą utrzymywać, że wyrok jest niewiążący w związku z brakiem jego publikacji, to jednak w jego ocenie można się na niego powoływać, tak samo jak można się powoływać na poglądy doktryny i orzecznictwo.
Wtóruje mu Przemysław Rosati, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
– Argumentacja prawnicza wcale nie musi być formalnie potwierdzona orzeczeniem TK. Korzystną dla obywateli interpretację przepisów, jaką TK zaprezentował np. w sprawie o sygn. akt SK 59/21 (patrz: grafika – red.), większość praktyków prawa może wywieść wprost z konstytucji i zastosować tzw. rozproszoną kontrolę konstytucyjności prawa – podkreśla Rosati.
A prof. Piotrowski dodaje, że to, czy i w jakim zakresie nieopublikowane orzeczenia będą respektowane, będzie zależeć od konkretnych składów orzekających.
– Może się zdarzyć, tak jak się stało np. przed Sądem Najwyższym, że skład orzekający dojdzie do wniosku, że nie będzie uwzględniał danego orzeczenia TK, bo zostało ono np. wydane w składzie z sędzią uważanym za dublera – mówi konstytucjonalista. Jak jednak podkreśla, sam brak publikacji orzeczenia TK w Dzienniku Ustaw nie przekreśla jego mocy obowiązującej.
Bez podstawy prawnej
Prawnicy zwracają uwagę, że brak publikacji wyroków TK przez rząd to przede wszystkim decyzja polityczna. Takiego zdania jest Przemysław Rosati. Co więcej, jego zdaniem ta decyzja nie rozwiązuje głównego problemu, jakim jest paraliż TK.
– Obecnie nie mamy instytucji, która realnie, obiektywnie i rzetelnie sprawowałaby kontrolę konstytucyjności prawa, czyli tak naprawdę kontrolę działalności władzy ustawodawczej. Politykom jest to na rękę, są bowiem poza kontrolą organu, który bada konstytucyjność ich działania w aspekcie podejmowanych aktów ustawodawczych. Jest to natomiast groźne dla praw i wolności obywatelskich. Obywatel może liczyć jedynie na tzw. rozproszoną kontrolę konstytucyjności prawa, sprawowaną przez sądy powszechne. Jednakże trudno akceptować sytuację, w której mamy w TK osoby nieuprawnione do orzekania. To jest praprzyczyna paraliżu TK. Postawa trzech osób, których ta sytuacja dotyczy, mogłaby ją rozwiązać – uważa prezes NRA.
Z kolei Ryszard Piotrowski zwraca uwagę na to, że RCL, nie publikując wyroków TK, działa niezgodnie z prawem.
– Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Dopóki nie ma takiej podstawy w ustawie, odmowa publikacji jest działaniem stanowiącym naruszenie prawa. Mamy tutaj do czynienia z przekroczeniem uprawnień, względnie niedopełnieniem obowiązku – uważa warszawski konstytucjonalista. ©℗